W domu Zofii Kielar stoi stary stół, przy którym ks. Władysław Gurgacz odprawiał mszę, a na ścianie wisi obraz jego autorstwa.
- Wujek był nie tylko duchownym, ale i żołnierzem. Był też artystą. Zawsze zajmował znaczące miejsce w naszej rodzinie, choć długo musieliśmy milczeć na jego temat. A teraz, proszę zobaczyć - mówi Zofia Kielar z Jabłonicy Polskiej, gdzie urodził się kapelan Polskiej Podziemnej Armii Niepodległościowej. Przerywa, żeby pokazać ręką na tłumy zgromadzone na Łabowskiej Hali. Od 18 lat odprawiana jest tu uroczysta msza w intencji księdza kapelana, pseudonim „Sem”, i jego żołnierzy niezłomnych działających na Sądecczyźnie.
Po mszy wokół pani Zofii i jej kuzynki Zofii Tkacz zbiera się wianuszek ludzi. Dowiedzieli się, że to krewne księdza, który w trudnych czasach otoczył duchową opieką partyzantów. Chcą usłyszeć wspomnienia najbliższej rodziny kapelana.
Ojcowie obu Zofii zostali aresztowani za działalność konspiracyjną niedługo przed aresztowaniem ks. Władysława Gurgacza.
- Kapelan był bratem naszej babci. Mój ojciec Kazimierz Boczar często ukrywał w domu księdza i jego partyzantów - opowiada Zofia Kielar, pokazując rodzinne zdjęcia. Więcej do opowiedzenia miałaby jej mama Stefania Boczar.
- Ale ma 88 lat. Siły już nie takie, żeby wdrapywać się na Łabowską - wyjaśnia. To z jej opowiadań znają przebieg procesu ks. Władysława Gurgacza.
- Gdy zapadł wyrok śmierci powiedział: „Wy sądzić mnie nie będziecie. Za moje czyny osądzi mnie Bóg, a ja wam wybaczam” - mówi Zofia Tkacz i zawiesza głos. - Ja do dziś jeszcze nie wybaczyłam krzywd mojej rodziny. To dla mnie trudne - stwierdza. Ale zaraz znajduje dobre wspomnienie. Jeden z ubeków, podszedł do niej, gdy aresztowano jej tatę. Miała wtedy dziewięć lat. Pogłaskał ją po głowie i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Gdy przeszukiwał dom znalazł sutannę i stułę ks. Gurgacza. - Ukrył ją pod płaszczem mamy, żeby inni ubecy nie widzieli - opowiada.
Jej ojciec Franciszek Kłapkowski został skazany na sześć lat więzienia. Zanim zapadł wyrok przez rok był torturowany w Krakowie na Montelupich. Rodzina nie miała przez ten czas żadnych informacji na jego temat.
- Gdy mama po roku dostała list z sądu i przeczytała wyrok, cieszyła się jak dziecko. „Z czego tu się cieszyć?” - zapytał ją listonosz. „Bo mam pewność, że mój mąż żyje” - odpowiedziała.
Franciszek Kłapkowski wyszedł na wolność po 4,5 roku, gdy po śmierci Stalina ogłoszono amnestię. Ale wiele lat upłynęło, nim odważył się opowiedzieć rodzinie, co przeżył.
- Mój tata natomiast nigdy nic nie mówił. Dopiero na łożu śmierci w 1999 roku przyznał się mamie, że działał w AK. Nie mieliśmy pojęcia. Myśleliśmy, że tylko pomagał wujkowi - mówi Kielar.
Ojciec Zofii Tkacz w celi słyszał egzekucję ks. Władysława Gurgacza.
- Zaufany strażnik uchylił drzwi celi i powiedział, że prowadzą kapelana i dwóch innych na śmierć. Przechodząc korytarzem ksiądz Gurgacz zaintonował pieśń „Serdeczna Matko”. Zaraz całe więzienie zaczęło ją śpiewać. Wujek pytany o ostatnie życzenie przed egzekucją poprosił tylko, by strzelano, gdy pieśń ucichnie. Padły cztery strzały. Ten, który miał zabić księdza Gurgacza chybił. Broń wyciągnął prowadzący egzekucję - zawiesza głos Tkacz.
Ks. Henryk Michalak: Przez 18 lat było mi dane każdą pierwszą sobotę września spędzić na Łabowskiej Hali. Tutaj dojrzewałem, spotykając się z niezwykłymi ludźmi i odprawiałem dla nich mszę świętą. W tym roku uczynił to po raz pierwszy biskup Leszek Leszkiewicz. To ważne. Może pomóc w procesie beatyfikacji ks. Władysława Gurgacza.
Kapelan PPAN jest na liście 120 męczenników ofiar komunizmu. Proces beatyfikacyjny toczy się w diecezji drohiczyńskiej. Mądrość umysłu i głęboka wiara, jaką miał w sobie ks. Gurgacz, pozwala mi mieć pewność, że zostanie błogosławionym. On nawet przewidział, że umrze w przeddzień święta Matki Bożej Bolesnej. Rozstrzelali go 14 września 1949 r. w święto Podwyższenia Krzyża. Na Matki Boskiej Bolesnej już był w niebie.