Liczba parafian otwierających księżom drzwi spada z roku na rok. Na przykład w parafii św. Ducha przy ul. Bardzkiej we Wrocławiu podczas kolędy w 2015 roku księdza przyjęło tylko 45,6 proc. parafian - o 7 proc. mniej niż pięć lat temu. 34,9 proc. w ogóle nie otworzyło drzwi, a 19,3 proc. powiedziało, że nie chce takiej wizyty.
Ale mało kto mówi tylko krótkie "nie". Zazwyczaj szukamy wymówek. Mniej lub bardziej poważnych.
- W jednym z domów usłyszałem niedawno od parafianina, że nie może wpuścić mnie po kolędzie, bo... się kąpie - mówi nam jeden z wrocławskich kapłanów. - W mieście ludzie w wielu przypadkach nie czują się związani ze swoją parafią. Wynajmują mieszkania, w których tylko śpią, nie mają potrzeby przyjmowania księdza po kolędzie - tłumaczy kapłan.
Ksiądz Adam Drwięga, wieloletni proboszcz wrocławskiej katedry, dziś na emeryturze, mówi że najczęstsza wymówka to remont. - Ludzie mówią, że wstydzą się, że jest taki bałagan - opowiada kapłan. Ale do dziś pamięta też panią, która wprawdzie wpuściła go do domu, ale szybko zastrzegła: "tylko proszę dalej nie wchodzić, bo mamy nowy dywan".
- Był też taki dom, w którym psy tak bardzo się ucieszyły na nasz widok, że pogryzły mi sutannę. Na nic się zdały prośby do właścicieli, żeby zamknęli zwierzęta - wspomina kapłan.
Ksiądz Adam Drwięga mówi też, że coraz częściej parafianie z centrum już przed kolędą dzwonią na plebanię z prośbą, by do ich drzwi nawet nie pukać. - Często tłumaczą, że mieszkają u krewnych, a swoje mieszkanie wynajmują. Mówią, że w ich mieszkaniu są studenci i oni na pewno nie przyjmą księdza. Ale natychmiast zastrzegają, że gdyby to oni sami tam mieszkali, na pewno drzwi księdzu by otworzyli - opowiada nam były proboszcz katedry.
Ksiądz Mirosław Dziegiński, proboszcz parafii św. Andrzeja Apostoła w Bielanach Wrocławskich chwali się, że w jego parafii aż 80 proc. wiernych przyjmuje księdza. Ale i tu zdarzają się wymówki. - Zauważyłem, że coraz więcej osób wyjeżdża po świętach na wakacje. Dostałem już od wiernych esemesy, że nie będzie ich w domu, bo odpoczywają na Dominikanie. Ostatnio też parafianie tłumaczyli mi, że nie mogą przyjąć wizyty duszpasterskiej, ponieważ są w Nowym Jorku - mówi proboszcz.
- Oczywiście zdarza się, że ktoś przeoczył informację o tym, że będzie wizyta i jest kompletnie zaskoczony, kiedy do drzwi puka ministrant. Bywało tak, że gospodarz otwiera w bieliźnie. Zakłopotany odmawia wizyty - wspomina kapłan. - A niektórzy w takiej sytuacji po prostu proszą nas o 10 minut na przygotowanie. Zawsze się zgadzamy.