Od lekarza otrzymał dawkę środka uspokajającego. Jednak pomimo tego, gdy służby weterynaryjne chciały do niego podejść, zwierzę rzuciło się do ucieczki w stronę pobliskiego szpitala.
Kolejna dawka środka uspokajającego zadziałała. Potrzeba było aż siedmiu mężczyzn, by przenieść łosia na przyczepkę.
- Stan zwierzęcia jest stabilny. Nie ma większych obrażeń, więc zostanie opatrzony i wypuszczony do lasu - powiedział tuż po akcji Artur Sokołowski z Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt.
Paniki wśród lublinian nie było. - A czego tu się bać, przecież leży sobie grzecznie - mówił Stanisław Duda, pracownik placówki Komendy Wojewódzkiej Policji przy ul. Grenadierów. Jego koleżanka z pracy Wioletta Futa zastanawiała się: - Czemu tak długo nie przyjeżdża weterynarz? Aż żal patrzeć, jak to wystraszone zwierzę się męczy. - Akcja przebiegła prawidłowo - przekonywał Tadeusz Zych, dyrektor LCMZ. - Lekarza na interwencję ściągaliśmy z domu, do tego należy doliczyć dojazd z ulicy Stefczyka - dodał.