Matura na wesoło, z uśmiechem, czyli jaki mamy klimat

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
Jakub Steinborn
Twórczość maturzystów bywa czasami zabawna. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy na ustnej maturze z języka polskiego jedna z maturzystek stwierdziła, że Jagna z „Chłopów” była nieetyczna i niemoralna, lubiła seks z wieloma mężczyznami, a jej wystarczy jeden?

Matura zazwyczaj kojarzy się ze stresem, ale podczas egzaminu dojrzałości zdarzają się też sytuacje śmieszne, zabawne, groteskowe. Wiadomo, lęk paraliżuje, więc popełniamy błędy i gafy, których w normalnych okolicznościach nigdy byśmy nie popełnili. Inna rzecz, że czasami, nie znając odpowiedzi na konkretne pytanie, pleciemy, co nam ślina na język przyniesie. A może komisja nie zauważy? Nie usłyszy? Przymknie oko? Nauczyciele często okazują się mniej przecież groźni, niż mogłoby się wydawać. Ale też doskonale zdają sobie sprawę, że tych kilka majowych dni może zaważyć na naszej przyszłości.

Wojtek, dzisiaj na emeryturze, podchodził do egzaminu dojrzałości pod koniec lat 60.

- Zdawaliśmy sobie sprawę z naszych ułomności. Tylko jeden z nas nie bał się matmy, startował nawet w olimpiadach. Reszta cieszyła się z tego, że matematyczka, która nazywała nas pieszczotliwie „dzieciaczkami”, choć wielu paliło już papierosy i wiedziało, co to alkohol, chwaliła, że na klasówce może któremuś postawić „mocną” trójkę z minusem! - wspomina ze śmiechem.

Z językiem polskim było podobnie. Chodził do technikum, które, jak powtarzał na akademiach dyrektor, miało z nich zrobić robotników wykwalifikowanych. Tylko nielicznych stać było na „korki”. Co najwyżej dwóch, trzech kolegów wspomagało się dodatkowymi lekcjami, w klasie dziewczyn nie było. To byli synowie „bambrów”, czyli właścicieli gospodarstw rolnych, położonych na obrzeżach Warszawy, którzy mieli forsy jak lodu.

Tylko z przedmiotami zawodowymi poszło na maturze łatwo. Wystarczyło przygotować samemu model jakiegoś urządzenia. Pomagali w tym znajomi znajomych, którzy pracowali w fabrykach.

Ale co z matmą? Co z polakiem? Nauczyciele widząc ich mizerny poziom wiedzy i umiejętności nawet nie silili się, by robić powtórki materiału. Liczyli pewnie, że jednym pomoże cud, a reszta będzie się martwić za rok.

- Wzięliśmy sprawy w swoje ręce. Ci najbardziej zagrożeni porażką na maturze potworzyli pary. Ja też byłem „zagrożony”. Dobieraliśmy się tak, by jeden jako tako rozumiał matematykę, drugi był mocniejszy w języku polskim. Posadzili nas w sali gimnastycznej. Wtedy nie było komórek, ale też nie było takiego pilnowania uczniów jak teraz. Podczas matury z języka polskiego najpierw podyktowałem (tak, podyktowałem!) siedzącemu przede mną kumplowi wypracowanie z polskiego. Potem zająłem się swoim - opowiada Wojtek.

Podobnie było na egzaminie z matematyki. Pierwsze godziny były koszmarem. Kiedy jego partner wreszcie zrobił i sprawdził swoje zadania, musiał to wszystko przenieść na kartę. Dostał ją do ręki, serce waliło mu jak młot. Byle nie wpaść, myślał, bo o umiejętności kolegi był spokojny.

- Opijaliśmy swoje sukcesy kilka razy. Powtarzaliśmy sobie: gęba na kłódkę, nie wydało się, nie było wpadki, mamy maturę. Czy byłem dymny z tego, co robiliśmy? Nie. Ale czy było inne wyjście? Nie - wzrusza ramionami.

Tak, pół wieku temu, może dlatego że nie było Internetu, telefonów komórkowych, nauczyciele przymykali oko na to i na owo. Łatwiej było spisywać od kogoś zadanie, zamieniać się kartkami, byli i tacy, którzy na maturze udawali innych, ale to były przypadki ekstremalne.

Ewa, po pięćdziesiątce, maturę zdawała w 1988 roku. Dobre liceum, najlepsze w mieście, ale klasa kiepska - ogólna. Szalone głowy, zwariowane pomysły. Z przedmiotów humanistycznych byli świetni, to oni organizowali wszystkie akademie w szkole, do nich przychodził dyrektor z pytaniem: Może pożegnacie jakoś czwartoklasistów? Tylko z matematyki jakoś im nie szło, a trzeba ją było zdawać na maturze. Ich nadzieją była Anka, matematyczny geniusz.

Przez cztery lata zastanawiali się, co robi w ich klasie. Ogarniała wzory, rachunek prawdopodobieństwa, wszystkie te skomplikowane terminy. Pogadali z Anką przed maturą, plan był prosty: kiedy już rozwiąże przynajmniej dwa zadania, pójdzie do damskiej ubikacji. Tam w kubełku będzie leżała specjalnie przygotowana podpaska, pomalowana czerwoną farbą. Włoży do niej kartkę z rozwiązaniami.

- Wdrożyliśmy nasz plan w życie. Po godzinie czy dwóch Anka wyszła do ubikacji. To był dla nas sygnał. Kiedy wróciła, każdej z nas, w klasie było tylko czterech chłopców, nagle zachciało się siku - wspomina ze śmiechem Ewa.

Do ubikacji wyszło ich kilka i kiedy następne zaczęły podnosić ręce w górę, w drzwiach klasy, w której pisali maturę, stanął dyrektor. Triumfalnie trzymał w ręce pomalowaną na czerwono podpaskę.

- Powinienem wam wszystkim zabrać kartki - zaczął groźnie. - Ktoś jeszcze chce do ubikacji - zapytał. Cisza. Kartek oczywiście nie zabrał, a maturę z matematyki zdała cała klasa.

W jej czasach, większość maturzystów wybierała na maturze język rosyjski, mieli najwięcej godzin z tego przedmiotu, inne języki obce nie były wtedy tak powszechne jak dzisiaj.

- Dostaliśmy trzydzieści pytań, które mogły pojawić się na egzaminie. W jedną noc, razem z czterema koleżankami, próbowałyśmy na nie odpowiedzieć. To była noc przed ustną maturą z rosyjskiego - śmieje się Ewa.

Nie spały, rano spojrzały w lustro, straszny widok! I wtedy Agata stwierdziła, że trzeba twarz posmarować jakimś pudrem czy czymś, żeby wyglądały na wypoczęte. Inaczej komisja od razu się domyśli, że uczyły się na ostatnią chwilę. Dorwały jakieś mazidło, używała go mama gospodyni i dalej do roboty. W łazience światło było słabe, sztuczne. Włożyły odświętne bluzki i pobiegły na przystanek autobusowy. Nie wiedziały, czemu ludzie przyglądają im się z takim rozbawieniem. Weszły do szkoły i od razu natknęły się na nauczycielkę języka rosyjskiego.

- Natychmiast idźcie się umyć! - usłyszały.

Poszły do łazienki, spojrzały w lustro i wybuchnęły śmiechem. To był bardzo ciemny puder, który rozprowadziły dokładnie wzdłuż owalu twarzy. Ta była ciemnobrązowa, podbródek, szyja, uszy - potwornie białe. Wyglądały niczym maturalne clowny.

Ale wszystkie ustny egzamin z rosyjskiego zdały, podobnie jak maturę z języka polskiego. Tymczasem maturzyści notorycznie mylą autorów poszczególnych dzieł, według niektórych to Słowacki napisał „Dziady”, a „Treny” Adam Mickiewicz. Z „Chłopami” Władysława Reymonta wiąże się z kolei kilka zabawnych anegdot - jeden z maturzystów napisał na przykład, że„Boryna zasiał pole własnym nasieniem”, a „Jagna była zwykłą ku...”.

Dla niektórych „Boryna jest piękną kobietą”, podobnie zresztą jak Nikita Chruszczow na maturze z WOS-u. Jeśli o ten przedmiot chodzi, tu też bywa ciekawie. W odpowiedzi na biogram polityka: „Zmarły w 2004 r. prezydent USA. Narzucił ZSRR wyścig zbrojeń, co pogorszyło sytuację ekonomiczną tego kraju. Popierał polskie dążenia do niepodległości, w tym działalność NSZZ Solidarność”, odpowiedzi maturzystów brzmiały: Waszyngton, Osama Bill Laden, Lech Wałęsa.

- Szłam na maturę ubrana na galowo, wszystkie ciuchy wyprane, wyprasowane, biała bluzka. Dzień wcześniej przeszła ogromna ulewa i zostały na ulicach kałuże. Kilkaset metrów przed szkołą przejeżdżało obok mnie ulicą auto i najeżdżając na ogromną kałużę obryzgało mnie wodą zmieszaną z błotem - opowiada jedna z maturzystek.

Była nie tylko mokra, ale i brudna. Miała za daleko do domu, żeby się wrócić i przebrać, więc weszła na maturę, wzbudzając sensację w sali. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Jedna z nauczycielek stwierdziła, że nie miała szczęścia po drodze, to może będę je miała w arkuszu maturalnym.

- Nagle podniósł się mężczyzna z komisji i przyznał się, że to on jechał samochodem, który mnie ochlapał. Bardzo się spieszył i jeszcze bardziej przeprasza. Zrobiło mi się miło, ale nie mogłam się do końca skupić w tych emocjach. Wcześniej bowiem najadłam się wstydu, choć to nie była w sumie moja wina - przyznaje.

Nie lada problem sprawia abiturientom rozszyfrowywanie skrótów. I tak PiS to: Posłowie i Senatorowie, Polska Izba Sądownicza lub Polska i Sprawiedliwość. PO - Przysposobienie Obronne, Partia Obrony, Prawo Obywatelskie, Polskie Obywatelstwo. SLD - Stronnictwo Ludowo-Demokratyczne, Służba Demograficzna, Sojusz Lewicy Demograficznej, Stowarzyszenie Ludu, lub, co ciekawe... Solidarność.

Na maturze z geografii też bywa zabawnie. Wiecie, jakie funkcje pełni jezioro Solińskie? Wpływa na wzrost przestępczości, zwiększa możliwość wypadków na jeziorze, stwarza zagrożenie pożarowe, możliwość utopienia się podczas spacerowania nad brzegiem, a nawet opadnięcie żelaznej kurtyny. Według zdających, w niektórych rejonach Polski ziemia jest „u Boga”, a podział skał wygląda następująco: narzutowe, osadowe oraz kamienie.

Z biologią też nie jest najlepiej. Jeden z uczniów stwierdził, że oko leży w „moczodole”, już kilka razy zdarzyło się maturzystom pomylić tkankę łączną z mączną. Na egzaminie z historii jedna z maturzystek napisała, że Kościuszko walczył z kordylierami, a nie kosynierami. Może wcześniej miała geografię i stąd ta pomyłka? A propos wielkich odkryć geograficznych to na jednym z arkuszy maturalnych można było przeczytać, że: „Magellan najpierw popłynął w lewo, a potem troszku w dół...”.

Jedno z forów internetowych. Wspominkowe, rzecz jasna.

Internauta1: „Moja ostra wychowawczyni była polonistką. Na maturze ustnej siedzę sobie naprzeciwko szanownej pani dyrektor, mojej wychowawczyni i jeszcze jednej polonistki. Miałam ocenić Jagnę i ustosunkować się do niej. Więc ja na to: „Jagna była nieetyczna i niemoralna, lubiła seks z wieloma mężczyznami. Ja taka nie jestem, mi wystarczy jeden”. Wychowawczyni (byłam jej pupilką) zrzuciła długopis pod biurko, schyliła się po niego i wyprostowując się, zabiła mnie wzrokiem. Dostałam 4”.

Internauta2: „Na ustnym angielskim mieliśmy krzesła obrotowe. Kumpela jakimś cudem obróciła się o 360 stopni i jedyne co powiedziała to: „O fu..ck! Rezultat był taki, że dostała minus dwa punkty za przekleństwa”.

Internauta3: „Moja mama zdawała obowiązkowo matmę. Takie czasy (które ponoć mają wrócić!). Los rzucił ją na koniec sali, pod piec. Cztery godziny siedziała sobie gapiąc się w sufit, później spisała wszystko z czystopisu koleżanki. Mój tata ma zdjęcie z pisemnej matury (zdawał w 1956 roku) - skojarzenie jak ze szkoły pod zaborem pruskim! mówi że nikt nawet nie przyniósł ściąg, tak się bali. Ja natomiast po ogłoszeniu wyników pisemnych matur poszłam z kumpelą na piwo. Zła byłam jak osa, bo dostałam 4 z historii, co oznaczało konieczność zdawania ustnej części z tego przedmiotu. Siedzimy sobie na tym piwie, wyklinamy wszystko, co się rusza - a tu przechodzi koło nas historyczka, oczy ma jak filiżanki. Nauczycieli od historii w szkole mieliśmy czterech, więc łudziłam się, że akurat u mnie na maturze się nie pojawi. Cóż, pojawiła się. Zadawała pomocnicze pytania w stylu „wymień wszystkich I sekretarzy KPZR”. Ale dostałam piątkę, a co!”.

Internauta4: „Na ustnym z polskiego powiedziałam, że nie podobał mi się „Pan Tadeusz” - Temat: „Najlepsze i najgorsze książki, wybór uzasadnij”. Komisja najpierw zbladła, po chwili się ożywiła i z zaciekawionymi spojrzeniami wysłuchała mojej krytyki. Po czym przeszłam do omówienia równie kiepskiego według mnie „Potopu”. Zdałam na 4”.

Internauta5: „Matura z astronomii, przedmiot wybierany przez leserów, więc obecność dyrektora w ramach przykręcania śruby. Astronomia mój konik, więc na luzie, pytania łatwe, tylko zapomniałam jednego, jak na imię miał Bruno, ale myślę, mogę mówić Kopernik, nie muszę mówić Mikołaj Kopernik, mogę więc mówić Bruno i już. Mówię płynnie, wszyscy zachwyceni i wypalam: „Teorię Kopernika popierał również Bronon Rajca”. Wszyscy w śmiech, ale mnie nikt nie poprawił. Więc walę dalej: „No i tego Brunona Rajcę spalili na stosie”. Komisja popłakała się ze śmiechu, ale 5 dali”.

A teraz próbka naszych możliwości, zdania pochodzą z maturalnych arkuszy: „Chłopak nienawidził swojej ukochanej matki”, „Wiatr wiał tak silny, że powywracał dzwony na lewą stronę”, „Tadeusz podszedł do Zosi z ptakiem w ręku”, „Zosia siedziała na parkanie i bawiła się ptakiem Tadeusza”, „Zosia kocha Tadeusza, a Telimena pragnie tylko jego ciała. Młodego zresztą”, „Gdyby każdy człowiek miał taki charakter jak Zosia, to cała kula ziemska by z tego skorzystała”, „Telimena mogłaby przestać zachowywać się jak ku***.”, „Barykowa była kobietą skromną, a dzięki swojemu synowi roztrzęsioną”, „Stosunek chłopa do ziemi był przywiązany”.

Adam zdawał maturę, jak Wojtek, w czasach komuny, ale dekadę później. Był dobrym uczniem, tyle że niepokornym.

- Pamiętam względnie dobrze ustny egzamin maturalny z historii. Nie powiem, jak na ucznia szkoły średniej, wiedzę historyczną miałem ponad przeciętne wymagania stawiane wtedy przez ludowy system oświaty. Może nawet zbyt ponad przeciętną. Do rzeczy - zaczyna. - Był rok 1977. Przepytywał mnie mój były wychowawca, historyk ma się rozumieć. Pytanie dotyczyło przyczyn wybuchu Powstania Warszawskiego. Wtedy pisało się „powstania warszawskiego”. Jak się było 18-latkiem, to miało się kiełbie we łbie i za grosz instynktu samozachowawczego. Pytanie mi bardzo spasowało i trochę mnie poniosło. Zamiast gadać o tym, że była to samobójcza awantura rozpętana przez londyński rząd i Armię Krajową, poleciałem po tak zwanej bandzie. „Panie profesorze, powstanie wybuchło, bo Stalin wpuścił w maliny dowództwo Armii Krajowej”. Takiej mniej więcej treści była inwokacja. „Stalin, panie profesorze, wypuścił czołgi na Pragę, a płk Monter zameldował, że Armia Czerwona jest tuż-tuż i trzeba zaczynać godzinę „W”, żeby ją przywitać w charakterze gospodarza Warszawy. No i okazało się wkrótce, że tych czołgów było kilka, a nie cała dywizja i ogłoszono godzinę „W”.” Poza tym, mówię profesorowi, radiostacja „Kościuszko” wzywała lud Warszawy do wystąpienia przeciwko Niemcom. Długo się nie nagadałem, bo egzaminator przerwał, minę miał nietęgą - śmieje się. Okazało się potem, że nie oblał, dostał tróję, choć mógł dostać pałę, nie zdać matury i szybko zasilić szeregi Ludowego Wojska Polskiego. Po paru miesiącach zobaczył pana profesora w kawiarni. Podszedł do niego, podziękował za wyrozumiałość i spytał: „Pan na służbie czy prywatnie?”. Wtedy ów profesor nie był już nauczycielem, ale funkcjonariuszem Służby Bezpieczeństwa. - Pewnie jeszcze w szkole miał w niej jakieś pół etatu. Mogę więc powiedzieć, że to był dla mnie dobry esbek - kończy swoją opowieść Adam.

Anegdot związanych z egzaminem dojrzałości jest mnóstwo. Jedna z czytelniczek opowiada taką: „W połowie matury z języka angielskiego dziewczyna dwa rzędy dalej zemdlała. Padła jak długa na ziemię. Część uczniów zaczęła ją podnosić, od razu podbiegli nauczyciele. Cucili ją, trzeba było ją podtrzymywać, żeby wyprowadzać z sali. Kiedy dziewczyna się ocknęła, powtarzała kilka razy półprzytomna „It’s alright now”. Nie mogliśmy się powstrzymać od chichotu. Po kilku chwilach wrócił jej jednak język polski do głowy i stwierdziła - „Już w porządku”. Napiła się wody, odsapnęła kilka minut i dokończyła maturę. Po egzaminie wymienialiśmy się spostrzeżeniami i kolega rzucił do niej: „Hej, Ania, What do you think about it?”. Odpowiedziała z uśmiechem: „you now, fuck you!”.

Zajrzyjmy jeszcze do maturalnych arkuszy. One mówią więcej, niż niejedna anegdota. Na pytanie o rodzaje klimatu na świecie jeden z maturzystów napisał: „umiarkowany mokry, wyższy, morski-kontynentalnie, śnieżno-deszczowy, pasatowy i... wahający się”. Na pytanie o to, dlaczego inne państwa UE otwierają rynki pracy dla Polaków, odpowiedzi były zadziwiające: „Polacy są bardzo tani w utrzymaniu”, „Polacy pracują więcej, bo są z dala od domu”, „Kraje Europy Zachodniej mają większy popęd gospodarczy”, „Do dwóch prac może być zatrudniony jeden Polak, zamiast jednego miejscowego”, „Zatrudnienie Polaków jest często bardziej opłacalne niż użycie maszyn”.

I jeszcze kilka złotych myśli z matur z języka polskiego: „Aleksander Głowacki to panieńskie nazwisko Bolesława Prusa”, „Adam Mickiewicz wykończył szkołę w Nowogródku”, „Antek ciężko pracował rękami, a Boryna językiem”, „Biesiadowali przy suto zastawionych stolcach”, „Dosyć szybko można się zorientować, że Izabela nie nadaje się do interesu, który ma Wokulski”, „Mickiewicz pisał poezję, a Słowacki wiersze”, „Pan Dulski był sterylizowany przez żonę”. Nic dodać, niż ująć. Można się tylko uśmiechnąć.

Współpraca: Maciej Rajfur, Zuza Gunia

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Matura na wesoło, z uśmiechem, czyli jaki mamy klimat - Plus Polska News

Wróć na i.pl Portal i.pl