Tajemnicza śmierć na warszawskim Ursynowie
Połowa kwietnia tego roku. Służby przyjeżdżają na interwencję do jednego z mieszkań przy metrze Ursynów. Po wyłamaniu zamków w drzwiach okazuje się, że środku znajduje się ciało mężczyzny w stanie zaawansowanego rozkładu. W mieszkaniu funkcjonariusze znajdują stare prawo jazdy 60-letniego Jarosława, który był właścicielem lokalu.
Zostaje przygotowany akt zgonu. Odbywa się pogrzeb. Prochy zmarłego zostają pochowane w grobie rodziców Jarosława.
Wcześniej telefon o śmierci mężczyzny dostaje jego była żona Elżbieta, która w rozmowie z "Wyborczą", przyznaje, że po przyjeździe na miejsce zdarzenia słyszy od jednego z policjantów, że "ciało zdążyło się rozłożyć i właściwie nie byłaby w stanie rozpoznać, kto zmarł". Finalnie kobieta przekonuje, że nie widziała zwłok.
"Sąsiedzi myśleli, że zobaczyli ducha"
4 czerwca br. roku Jarosław pojawia się na Ursynowie w swoim mieszkaniu. Zniszczone drzwi, wyglądające jak po włamaniu, są dopiero początkiem nieprzyjemnych niespodzianek, które na niego czekają. Mężczyzna wraca z odsiadki. Do więzienia trafił za niepłacenie alimentów.
- W środku było pusto, a panujący zapach był nie do zniesienia. Spotkałem kolegów, a ci patrzyli na mnie jak na ducha. Nie miałem pojęcia, co się stało, kiedy mnie nie było – mówi w rozmowie z portalem Jarosław.
Wówczas okazuje się, że 60-latek przed pójściem do więzienia, przekazał klucze do swojego mieszkania bezdomnemu znajomemu Wojciechowi, który od dłuższego już czasu nie był widziany nigdzie na osiedlu ani w pracy.
Wtedy prawda wychodzi na jaw, doszło do pomyłki.
Pogrzebany za życia
- Ludzie myśleli, że nie żyję. Zorganizowano mi nawet pogrzeb, gdzie rzekomo moje prochy pochowano w rodzinnym grobie. Kiedy wróciłem na osiedle, ludzie dziwnie się patrzyli, a ja nie wiedziałem, o co im chodzi. Wszyscy znajomi mówią mi teraz "cześć, nieboszczyk", "hej, zmartwychwstaniec", ale ta historia wcale nie jest zabawna – komentuje Jarosław.
Pytamy Komendę Stołeczną Policji, jak wyglądał proces identyfikacji zwłok mężczyzny.
Policjanci na miejscu przeprowadzili oględziny oraz szereg czynności dochodzeniowo śledczych. Z okoliczności wynikało, że śmierć mężczyzny nie nastąpiła w wyniku czynu przestępczego. Osoba najbliższa dla denata zidentyfikowała ciało i potwierdziła jego tożsamość. W mieszkaniu znajdowały się dokumenty mężczyzny. Na tamtym etapie nie było wątpliwości co do tożsamości mężczyzny, dlatego ciało zostało przekazane rodzinie, która zajęła się pochówkiem" - otrzymujemy odpowiedź w mailu zwrotnym od podkom. Roberta Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji Warszawa II.
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa 25 października unieważnił akt zgonu mężczyzny. Z obecnych ustaleń służb wynika, że zmarły znaleziony w mieszkaniu Jarosława, to 59-letni mężczyzna.
Pozostaje pytanie, jak to możliwe, że służby popełniły taką pomyłkę przy identyfikacji zwłok.
