Miłość w czasach tindera, czyli jak zakochać się w 11 sekund. Milcząc

Marta Burza
- Milczące szybkie randki mają w sobie coś z takiego pierwotnego flirtu opartego na pierwszym wrażeniu. To tak, jak gdyby odwrócić się za kimś na ulicy czy w parku, spojrzeć zalotnie, uśmiechnąć się - mówi Ewelina Laprus, jedna z organizatorek Krakowskiego Silent Speed Datingu, czyli szybkich randek, które odbywają się w milczeniu.

Żyjemy szybko, intensywnie, a do tego coraz więcej spraw załatwiamy przez internet, bez wychodzenia z domu. To wszystko nie sprzyja zawieraniu nowych znajomości. Taki schemat: ktoś pracuje, gdzie wszystkich już zna, wraca do mieszkania, jest zmęczony, raz na czas wychodzi w grupie dobrych przyjaciół. Gdzie tu miejsce na nowych ludzi?

- Wielu osobom brakuje możliwości poznania kogoś. Przecież to nie jest tak, że człowiek wyjdzie na spacer czy do sklepu i wraca bogatszy o nowe znajomości. Ku temu musi zaistnieć okazja. Poza tym Polacy nie są ani zbyt wylewni, ani zbyt odważni; nie przychodzi im łatwo zagadywanie obcych ludzi na ulicy, bo po prostu wyglądają na sympatycznych czy ciekawych - mówi Ewelina.

Sama ponad pięć lat mieszkała za granicą i odzwyczaiła się już od zdystansowanej, wręcz wycofanej polskiej mentalności. - Nie pamiętam, kiedy ktoś w Polsce zagadał do mnie na ulicy, poprosił o numer telefonu. W innych krajach było to nagminne - wspomina. - Czego tutaj się bać? Najgorsze, co może się wydarzyć, to odmowa - dodaje z uśmiechem.

Tinder vs. rzeczywistość

Stąd popularność internetowych portali czy aplikacji randkowych, choćby Tindera. Ale smutna prawda jest taka, że duża część użytkowników tych aplikacji to osoby znudzone, pozostające w stałych związkach, poszukujące przygód.

Zresztą Tinder, który powstał w 2012 roku w Stanach Zjednoczonych, miał być narzędziem do szybkich, niezobowiązujących randek, seksspotkań, na pewno nie do szukania miłości. Fakt, że z czasem stał się aplikacją, na której wiele osób szuka partnerki czy partnera do stałego związku, świadczy tylko o tym, jak samotny jest człowiek w dzisiejszych czasach.

- W internecie można się bardzo łatwo wykreować, stać się kimś, do kogo nam daleko, ale w wirtualnym świecie to będzie nasza karta przetargowa - tłumaczy Ewelina.

Wiele młodych osób nie umie elektronicznie rozliczyć podatku dochodowego czy zarządzać kontem internetowym, ale wyretuszować zdjęcie na kilka sposobów potrafią od ręki. - No i potem przeglądając tego Tindera, człowiek trafia na mocno poprawione, nienaturalne zdjęcia. Lub takie, które były robione 10 lat albo 20 kilogramów temu - dodaje Ewelina. To wszystko jest ładne, estetyczne i przyciąga, ale niestety czar pryska, kiedy dochodzi do spotkania.

Na żywo nie ma tego problemu. Szybkie randki już na wstępie weryfikują uczestników. Poza tym wymaga to więcej zachodu niż leniwe klikanie w aplikacji. Trzeba się ładnie ubrać, przyjść i pokazać swoją twarz, siebie . Tutaj nie ma możliwości retuszu. I najważniejsze - jeśli ktoś przychodzi na takie spotkanie, to możemy założyć, że faktycznie jest wolny. W końcu istnieje ryzyko, że spotka kogoś znajomego, nie ma tam więc miejsca na oszustwa i udawanie.

- Zawsze mówię, że te szybkie randki należy traktować nie jako szansę na miłość życia, a sposób na integrację i miłe spędzenie czasu, ale umówmy się: z założenia są to wydarzenia dla singli - przyznaje Ewelina.

Temat tabu

Mimo szerokiego wachlarza dostępnych w internecie aplikacji randkowych zawarte tam znajomości często nie wychodzą poza klikanie w telefonie. Umierają śmiercią naturalną. Szybkie randki mają - może się mylę - łatkę czegoś wstydliwego, przeznaczonego dla osób skrajnie zdesperowanych, które nie mają nic do roboty.

Tylko że ci, którzy je wyśmiewają, często wieczory spędzają na przewijaniu ludzi na Tinderze.

Wynika z tego, że wrzucanie do internetu zdjęcia swojej twarzy, opisu i wyrażania chęci poznania kogoś jest w porządku, ale zrobienie tego samego na żywo, w fajnej knajpie - już nie.

- Uważam, że takie szybkie randki są teraz potrzebne ludziom w życiu tak samo jak inne aktywności. Pandemia trwa już siedem miesięcy i możliwe, że potrwa drugie tyle, a ludzie potrzebują normalności, spotkań z innymi, relacji. Wszystko jest otwarte: baseny, kina, siłownie, restauracje, ludzie wychodzą do knajp wieczorami, ale dbają o to, żeby mieć tą maseczkę, dezynfekować ręce. Tak samo można przyjść na randki. Poza tym one są dla określonej liczby osób. Nie jest to impreza na kilkadziesiąt osób, tylko spotkanie na maksymalnie 20, w odpowiednich odległościach - tłumaczy Ewelina.

Od żydowskich singli

Początków tak zwanego speed datingu, czyli szybkich randek, należy szukać w Kalifornii. Pierwsze takie spotkanie odbyło się w 1998 roku w Los Angeles, a zorganizował je ortodoksyjny rabin Yaacov Deyo i jego uczniowie.

Rabin zastanawiał się, jak mógłby najlepiej przysłużyć się społeczności żydowskiej. Ze współpracownikami wpadł na pomysł spotkań dla singli, aby pomóc im w szybszym znalezieniu żony czy męża. Wymyślili więc spotkania w formie gry, podczas której uczestnicy w ciągu jednego wieczoru wielokrotnie zmieniają stoliki, żeby odbyć krótką rozmowę z kilkunastoma obcymi osobami. Następnie wszyscy zaznaczają na indywidualnych kartach osoby, którymi są potencjalnie zainteresowanie. Jeśli kobieta i mężczyzna zaznaczyli się wzajemnie - rabin kontaktował ich ze sobą.

Na spotkanie Yaacov przyniósł ze sobą drewnianą kołatkę, której Żydzi używają podczas obchodów święta Purim. Dźwiękiem wydawanym przez kołatkę sygnalizował uczestnikom, że czas już na zmianę stolików i rozmowę z kolejnym nieznajomym.

Niedługo później metoda swatania ludzi zaproponowana przez rabina zyskała popularność - najpierw w całych Stanach, a potem na świecie. Niewątpliwie pomógł ten pomysł rozprzestrzenić serial „Seks w wielkim mieście” - zarys całego przedsięwzięcia został w nim przedstawiony jako coś eleganckiego, wartego uwagi.

22 lata później

Od pierwszego spotkania zorganizowanego przez rabina minęły już 22 lata, a szybkie randki wciąż są popularne. System niewiele różni się od tego pierwotnego z Los Angeles - może poza tym, że raczej nie używa się drewnianej kołatki, a daje subtelny znak do zmiany stolików.

- W Krakowie jest dużo takich spotkań, jedne są organizowane lepiej, inne gorzej. Wystarczy źle dobrane miejsce czy nieproporcjonalna ilość uczestników, żeby potencjalnie miły wieczór stał się krępującą szopką - mówi Ewelina. - Słyszałam, że zdarzają się spotkania, gdzie na kilkanaście kobiet przypada czterech mężczyzn. To bardzo psuje atmosferę, no i dziwię się organizatorom, że dopuszczają coś takiego - dodaje.

I ciągnie: Są też takie randki, które cyklicznie odbywają się w jednej ze znanych sieci kawiarni. Nie ma tam klimatu ani intymności, stoliki są blisko siebie, rozmowy słyszą zarówno osoby siedzące obok, jak i obsługa za barem. Ciężko wtedy liczyć na to, że ludzie się otworzą i pokuszą na coś więcej niż oklepane small talki.

Zresztą kiedy ma się do przeprowadzenia kilka czy kilkanaście rozmów pod rząd, ciężko wyjść poza pewien schemat konwersacji. A ona i tak nie jest najważniejsza. Wcale nie trzeba wygłaszać mądrych elaboratów, żeby się komuś spodobać - nie o to w tym chodzi, a o samo pierwsze wrażenie.

Dlatego powstał pomysł milczących szybkich randek.

11 sekund

Każda z pań zostaje zaproszona do stolika, który będzie jej przypisany przez cały wieczór. Panów natomiast co kilka minut prosi się o przejście o jeden stolik dalej. Tak, aby każdy mężczyzna miał okazję usiąść z każdą obecną kobietą. Jest jedna zasada - od momentu rozpoczęcia spotkania nie wolno nic mówić, zamiast tego jest kilka minut, żeby na siebie patrzeć.

Uczestnicy są zdani na spojrzenia, uśmiechy i baczną obserwację. Każdy dostanie kartę, na której będzie mógł zaznaczyć, z kim chciałby nawiązać kontakt prywatnie, po spotkaniu. Karty zostawia się, wychodząc, a organizatorki wysyłają osobom, które wzajemnie się zaznaczyły, numery kontaktowe.

Podobno wystarczy 11 sekund, aby zbudować pierwsze wrażenie i stwierdzić, czy jesteśmy kimś zainteresowani. Mimika twarzy, spojrzenie, mowa ciała - to wszystko decyduje o tym, jak zostaniemy odebrani. Uśmiech z kolei pomaga w tworzeniu więzi - automatycznie chcemy być bliżej ludzi pogodnych. Wcale nie trzeba tutaj słów. I dlatego SILENT Speed Dating działa.

- Warto wpaść choćby po to, żeby poeksperymentować z tym pierwszym wrażeniem - zachęca Ewelina z Krakowskiego Silent Speed Datingu.

Uczestnicy powinni traktować te spotkania na luzie, przede wszystkim jako dobrą zabawę, szansę na poznanie nowych ludzi, a może kogoś wyjątkowego. - Były takie przypadki. Ludzie przyszli, zaznaczyli wzajemnie swoje imiona na kartach, które od nas dostają, a potem spotkali raz, drugi i... są razem - wspomina Ewelina. - Uczestnicy naprawdę mają radochę z tego, że nie mogą ze sobą rozmawiać, ale mimo wszystko na stolikach są przygotowane kartki i długopisy - można coś narysować, napisać. Były obawy, że przerodzi się to w konwersacje na papierze, a nie taki był cel randek. To miało być raczej takie dodatkowe narzędzie. I sprawdziło się - kwituje organizatorka.

Takie spotkania stwarzają szereg nowych możliwości. Oczy potrafią przekazać znacznie więcej niż słowa. - Nauczmy się być ze sobą w ciszy, patrzeć i uśmiechać się zamiast prowadzić oklepane rozmowy. Na to jeszcze będzie czas. Chciałabym, żeby ludzie wyłączyli Tindera i wyszli z domu - mówi Ewelina.

Patrzyli przed siebie, a nie w telefony.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Miłość w czasach tindera, czyli jak zakochać się w 11 sekund. Milcząc - Plus Gazeta Lubuska

Wróć na i.pl Portal i.pl