Czy ma pan przygotowany plecak ucieczkowy?
Nie jestem prepersem. Plecaki ucieczkowe pojawiły się po raz pierwszy w USA w czasach zimnej wojny. Prepersi mieli przygotowane kryjówki wypełnione prowiantem. Założenie było takie żeby w czasie zagrożenia w ciągu trzech dni przejść z punktu do punktu i zaopatrzyć się. Mam różnego rodzaju sprzęt surwiwalowy potrzebny do przeżycia w zależności od zagrożenia, który wykorzystuję również w trakcie szkoleń. Gromadzę także ogromne zapasy jedzenia i trzymam w magazynie. Są w nim np. puszki z mięsem z dzika czy jelenia, kiełbasa zalana smalcem. Częstuje nimi także kursantów. To prawda, że jakiś czas temu w Polsce pojawiła się moda na plecaki ucieczkowe. Niestety większość z tych osób od tamtej pory nie zajrzała do tych spakowanych rzeczy i nie sprawdziła co się dzieje np. z prowiantem jeśli takowy tam był. Taki plecak na pewno przyda się, gdy wybuchnie pożar w mieszkaniu. Gdy będzie Blackout, czyli przerwa w dostawie prądu, nie będzie nam potrzebny. Oczywiście nie mówię o chwilowym braku zasilania. Nie oszukujmy się, gdyby nastąpiła gigantyczna, ogólnoświatowa awaria prądu nigdzie nie uciekniemy. Drogi się zakorkują, nic nie będzie działać.
Ponoć wystarczy kilkadziesiąt godzin bez prądu by zaczęło się piekło. Ludzie wyjdą na ulice, zaczną się grabieże, walka o przetrwanie.
Krótkie braki w dostawie energii, kilka czy kilkanaście godzin jeszcze nie zwiastują scen jak z filmu grozy. Ale gdyby konflikt był globalny, wtedy po kilku dniach mamy Armagedon. A wiadomo gdy gaśnie światło na dłużej wychodzą zombie. Kończą się nam zapasy jedzenia i zaczynają się kradzieże, plądrowanie sklepów. Ludzie stają się rozdrażnieni. Przemieszczają się w poszukiwaniu jedzenia, drogi się korkują, benzyna na stacjach kończy się. Zresztą nie trzeba tego typu zagrożeń czy wojny. Mamy przykład z Kotliny Kłodzkiej, gdzie bandy po ubiegłorocznej powodzi plądrowały opuszczone domy. Przyjeżdżały nawet z rożnych regionów Polski. Blackout niestety jest możliwy. Wpiszmy w Google hasło awaria prądu. Co się pojawi? Rok temu w styczniu we Francji pół miliona gospodarstw było pozbawionych prądu. W ubiegłym roku na kilka dni w czerwcu światło zgasło w niektórych regionach Albanii, Bośni, w połowie Chorwacji. Na początku tego roku, w styczniu, sztorm na Bałtyku pozbawił prądu kilka tysięcy gospodarstw na Pomorzu. Na szczęście są to lokalne awarie. Służby dowiozą w razie potrzeby prowiant czy beczki z wodą. Obawiam się kataklizmu na szeroką skalę, długofalowego. Dlatego przygotowuje się i szkolę innych.
Jak wobec tego mamy się przygotować?
Woda to podstawa. Przecież potrzebujemy jej nie tylko do picia, ale do celów kulinarnych i sanitarnych. Woda w naszych toaletach jest w niedużych ilościach, to tylko jedno spłukanie. Nie muszę mówić co będzie, gdy jej tam zabraknie.
Musielibyśmy przechowywać gigantyczne ilości wody, a przecież nie ma na to miejsca w blokowych mieszkaniach.
Mamy balkony, piwnice, a gdybyśmy uporządkowali nasze szafy z nieużywanych i niepotrzebnych rzeczy znalazłoby się miejsce na butelki. Sytuacje mogą rozwiązać filtry do wody. Dzięki nim możemy pić wodę z rzek. Osobiście korzystam z filtrów słomkowych i piję wodę np. z Wisły czy Bystrzycy i nigdy nie miałem zatrucia. Bystrzyca od śluzy w górę ma klasyfikację wody górskiej i pływają w niej pstrągi i lipienie. Zasilana jest zimnymi źródłami.
Co jeszcze oprócz wody musimy mieć ?
Podstawowe leki przeciwbólowe, środki opatrunkowe, elektrolity. Musimy mieć zapasy jedzenia, ale nie róbmy nieprzemyślanych zakupów jak w pandemii Covid-19, gdy ludzie kupowali dziesiątki kilogramów makaronu, kasz, ryżu i jedzą to zapewne do dzisiaj. Mniej niestety zwracali uwagę na półki z gotowymi potrawami w słoikach, z długim terminem ważności. Można je zjeść zarówno na zimno, jak i na ciepło. Gromadzimy mrożonki, które po dwóch dniach bez zasilania popłyną, a mięso zepsuje się. Alternatywą jest przygotowanie pasteryzowanych dań w słoikach, sosów, pulpetów, mięsa mielonego. To są pełnowartościowe, odżywcze, białkowe produkty. Niestety, większość z nas przestała robić przetwory, nawet słoiki wyrzucamy. Nasi rodzicie i babcie na zimę przygotowywali weki. Staliśmy się wygodni, a wygoda niestety upośledza. Gdy mamy zapasy możemy przyrządzić ciepły posiłek, a skoro prądu nie ma, korzystamy z alternatywnych źródeł ciepła, z kuchni gazowych, butli, czy małych kartuszy z palnikami. Potrzebujemy również źródeł światła. Miejmy więc w szufladach power banki, baterie i świece. Właściciele domów powinni pomyśleć o agregatach prądotwórczych, mogą też rozpalić ogień. Bez wody, jedzenia i ciepła człowiek nie będzie długo funkcjonował. Kolejna rzecz to gotówka. Będzie nam potrzebna.
A my korzystamy głównie z kart, blików, przelewów na telefon.
W sytuacjach kryzysowych plastikowa karta jest zbyteczna, gotówka natomiast potrzebna. Używki typu alkohol, papierosy, kawa, herbata stają się twardą wymienialną walutą. W konfliktach zbrojnych ludzie przechodzą na barter. Nie neguje inwestycji w sztabki złota, ale ich nie pokruszymy by wymienić na chleb. Lepsze będą złote monety czy obrączki. Nasza ostatnia historia to pokazuje gdy w latach 90-tych, w czasie bałkańskiej wojny, ludzie wymieniali złote obrączki na produkty spożywcze.
Gdy tak pana słucham stwierdzam, że nie jesteśmy przygotowani na żaden kataklizm i przetrwają nieliczni.
Jesteśmy nie tylko nieprzygotowani, nie mamy świadomości zagrożeń, nasza czujność jest uśpiona, a świat jest przecież niespokojny. Nie chcę nikogo straszyć, ale komunikaty medialne donoszą o wojnie na Wschodzie, zamieszkach etnicznych na Zachodzie, o tym że rodziny szwedzkie, niemieckie czy norweskie przygotowują się w razie zagrożenia. Gdy na moich szkoleniach opowiadam o sytuacjach kryzysowych ludzie słuchają, dziwią się, kiwają głowami, jakbym im film opowiadał. Nie jesteśmy przygotowani ani do konfliktu zbrojnego, ani do odcięcia prądu. My nawet w samochodach nie mamy potrzebnych rzeczy, a powinniśmy wozić ze sobą wodę, noże, kilka źródeł ognia.
Zatraciliśmy też cenne umiejętności naszych przodków, takie jak rozpoznawanie roślin jadalnych czy umiejętność rozpalenia ognia.
To prawda. Wracam znów do wody. Warto wiedzieć, że do użycia nadaje się tylko taka, w której żyją organizmy. Zanim jej użyjemy obserwujemy więc czy coś się w niej rusza. Wystarczy gotować ją 10 minut od momentu gdy zacznie wrzeć. Możemy to zrobić na wiele sposobów, nie musimy mieć garnka, wystarczy plastikowa butelka. Ktoś powie, że to chemia, ale jeśli mam do wyboru być odwodnionym to wolę wypić wodę z podgrzanego plastiku. Dzik może mieć włośnicę, ale jeśli będę wygłodzony to nie będę o tym myślał. W sytuacji zagrożenia życia zmieniamy podejście i priorytety. Ogień to kolejny temat. Daje nam ciepło, światło, możliwość posilenia się. Ogień to ratunek, nie wspominając o przyjemności jaką daje nam spędzenie czasu przy ognisku za miastem, ciemną nocą. Znam kilkadziesiąt rodzajów ognisk, to wielka dziedzina wiedzy. Gdy poznamy choćby kilka, z czasem będziemy wiedzieć jakiego drewna użyć, jaka jest jego kaloryczność, ile pali się dany gatunek, który będzie lepszy do gotowania potraw, a który do ogrzania. Pomijam temat sytuacji kryzysowych, cudownie jest rozpalić ognisko w lecie na działce, na piknikach, obozach. Gdy dowiemy się jak to zrobić, to możemy się nim bezpiecznie cieszyć i wykorzystywać, zamiast wozić ze sobą Thermomix. W czasie szkoleń częstuje ludzi kawą z ogniska. Zachwycają się smakiem, a przyrządzam mało wyrafinowany produkt z popularnego dyskontu. Tylko, że woda jest z ognia.
I las dookoła.
I świeże powietrze. Przygodę z survivalem można zacząć powoli, od takich właśnie spotkań przy ogniu. A z czasem dowiemy się jaki użytek zrobić ze śmieci znalezionych w lesie, jak z hubiaka pospolitego zrobić knot do świecy i że jest to świetny środek na komary, wystarczy że się tli, a jego zapach odstrasza je. Osoba choćby z taką wiedzą inaczej funkcjonuje w chwili zagrożenia.
Czy wciąż jest zainteresowanie szkoleniami survivalowymi?
Olbrzymie. Szkolimy prywatne grupy, firmy, młodzież. Uczymy bardzo praktycznych rzeczy. Myślę, że na zainteresowanie wpłynęła pandemia, a dziś zagrożenia energetyczne. Cieszę, że społeczeństwo dojrzewa do myśli, że warto być przygotowanym i przetrwać, choć jeszcze jest dużo pracy w tym zakresie.
- 20 najlepszych restauracji w Lublinie. Jakie lokale polecają goście? Ranking
- 280 hektarów kłopotów. Zalew Zemborzycki tnie koszty
- Tylko godzina od Lublina – to miasto zachwyca jak Paryż. Rozpoznasz po zdjęciach?
- Dynamiczne zmiany na Bernardyńskiej 10. „Całkowicie bez pytania kogokolwiek o zdanie”
- Dopiero teraz zacznie się korek. Zmiana na DK 19 między Ciecierzynem a Leonowem
- „Poniedziałek i tyle ludzi na stadionie. Szacunek”. Zdjęcia kibiców na meczu Motoru
