Nauczycielka: Więcej mogłabym zarobić jako pani woźna

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Nauczycielka: Więcej mogłabym zarobić jako pani woźna
Nauczycielka: Więcej mogłabym zarobić jako pani woźna
Nauczyciele mają dość słuchania, że zarabiają podobnie do posłów albo że mają dużo wolnego. Morale w zawodzie spada na łeb na szyję - mówią opolscy pedagodzy.

Anna, ponad 20 lat pracy w zawodzie, od 2013 roku nauczyciel dyplomowany:

- Przeszłam już kilka reform oświaty. I powiem wprost: sytuacja w branży nigdy wesoła nie była. Zawsze trzeba było realizować narzucone z góry pomysły, w tym wiele niemądrych. Polityków to jednak nie interesowało, bo to nie oni, tylko my zawsze stawaliśmy na pierwszej linii frontu. I to my musieliśmy świecić oczami przed dziećmi oraz rodzicami za to wszystko, co aktualnie kazano nam wprowadzać. Wiele razy nie zgadzałam się z tym, co proponował MEN. Ale jako nauczyciel z powołania ufałam, że to, co robię, ma sens i w przyszłości przyniesie efekty. Czy miało? Po 30 latach pracy mam co do tego coraz więcej wątpliwości. Szkoła nie daje dzieciom tego, do czego została stworzona, czyli najlepszych warunków do nauki. Poza tym nie daje satysfakcji samym nauczycielom. Często zdarza się, że moi wychowankowie, tj. kilkuletnie dzieci, opowiadają o swoich planach albo wakacyjnych wyjazdach. Mówią o pobycie nad morzem, dalekich podróżach, locie samolotem. I wtedy zaczynam myśleć o swoich dzieciach. O tym, że one przecież nie mają takich wspomnień, bo od lat nie stać nas na żaden wakacyjny wyjazd. Moje dzieci jeszcze nigdy nie leciały samolotem. Nawet ja, osoba pracująca tyle lat, zarabiająca, jeszcze nigdy nie miałam takiej okazji. Mnie, nauczyciela dyplomowanego, po studiach wyższych i z tak bogatym stażem, nie stać na wyjazd za granicę na wczasy. Żaden nauczyciel powołaniem i ideałami rodziny nie wyżywi. Niektóre moje koleżanki żyją na poziomie, ale tylko wtedy, gdy ciężar utrzymania rodziny spada na męża. Pensja nauczycielki jest wtedy tylko dodatkiem. Ale jeśli kobieta wychowuje dzieci sama, to może zapomnieć o dostatkach. Kiedyś rozmawiałam z panią woźną. Ona kończy pracę o 15.00 i idzie do domu. W niektóre dni dorabia po dwie, trzy godziny dziennie. Łącznie zarabia więcej niż ja. Ja nie mam czasu nawet na to, żeby wziąć kogoś na korepetycje.

Beata, nauczyciel kontraktowy, osiem lat pracy:

- Kiedyś poprosiłam ucznia o wyłączenie telefonu podczas lekcji i odłożenie na biurko. Miał go odebrać po zajęciach. W odpowiedzi usłyszałam „chyba cię poj...”. Zwróciłam się wtedy do rodzica dziecka, by zdyscyplinował syna. Ojciec odpowiedział, że telefon bardzo dużo kosztował i jest po to, żeby go używać. Ani słowa potępienia dziecka za wulgarną odzywkę. Opadły mi ręce. Autorytet nauczyciela jest systematycznie niszczony od lat.

Marta, nauczanie początkowe, nauczyciel kontraktowy:

- Najbardziej denerwuje mnie, gdy słyszę, że pracujemy tylko po 18 godzin w tygodniu i na dodatek mamy wolne wakacje. Owszem, przeciętny dzień w szkole to cztery, pięć godzin dydaktycznych. Ale niech nikt nie myśli, że po tych pięciu godzinach wychodzę do domu. Po zajęciach uzupełniasz dokumentację, kserujesz materiały na następny dzień, idziesz na zajęcia opiekuńcze do świetlicy, potem jeszcze przygotowujesz dekoracje na jakieś wydarzenie albo apel. Schodzi lekko osiem godzin, po czym wracasz do domu, gdzie już czekają twoje dzieci. Musisz jeszcze szybko jechać na zakupy, a potem ugotować obiad i odrobić lekcje ze swoimi pociechami, następnie zawieźć je na tańce czy do akademii piłkarskiej. Kiedy wieczorem dzieci kładą się spać, ty, zamiast włączyć dobry film, wyciągasz sprawdziany i czytasz je przez dwie godziny. Kończysz o 23.00. Na samą pracę nauczyciela poświęcam około 12 godzin dziennie, czyli to nie jest pół etatu, jak mówią niektórzy, a półtora. Za wszystko dostaję 1850 złotych miesięcznie.

Krystyna, ponad 40 lat pracy w zawodzie nauczyciela.

Przeszła wszystkie szczeble rozwoju zawodowego. Pomimo zdobycia uprawnień emerytalnych chciała dalej uczyć, przynajmniej po kilka godzin w tygodniu. Niedawno jednak z tego zrezygnowała. Jest zszokowana tym, jak zachowują się dziś uczniowie:

- Dostałam zastępstwo na przyrodę. To była czwarta klasa. Dyktowałam im jakiś tekst, który zaczynał się od słów „Świat jest...”. Powiedziałam dzieciom, że jak się zgubią, to niech podniosą rękę i przeczytają początek ostatniego zdania, które zanotowały. Po mniej więcej dziesięciu minutach dyktowania tekstu jeden z chłopców krzyknął „Świat jest... ?”. Cała klasa ryknęła śmiechem. Myślałam jeszcze, że to może taki jednorazowy żart, ale klasa postanowiła sobie pożartować trochę z emerytki. W połowie lekcji już nikt z 20-osobowej klasy nie słuchał, co mówię. Dzieci chodziły od ławki do ławki, śmiały się, krzyczały. Cała lekcja była dla mnie czymś bardzo przykrym, bo zazwyczaj uczyłam starszych uczniów i ucieszyłam się gdy dostałam 10-latków na zastępstwo. Gdy zabrzmiał dzwonek, cieszyłam się, że to już koniec. Nie patrzyłam w oczy dzieciom wychodzącym z klasy, bo było mi wstyd, że dałam sobie wejść na głowę. Po kilku minutach ochłonęłam, chciałam iść do domu. Ale nie mogłam otworzyć drzwi. Szarpałam je, aż usłyszałam wielki huk. Pomógł mi wyjść dopiero inny nauczyciel. Okazało się, że uczniowie zabarykadowali drzwi ławką i ustawili na niej wiadro. Mieli z tego wielki ubaw i nagrywali to na telefony, mówili że „wrzucą na YouTube”.

Czwarta klasa... Będzie strajk 8 kwietnia

Kilku opolskich nauczycieli podzieliło się z nami swoimi szczerymi odczuciami na temat pracy w szkole. I choć mają odmienne poglądy polityczne, należą do różnych związków zawodowych (także do Solidarności), to wszyscy popierają planowany przez Związek Nauczycielstwa Polskiego strajk, który ma się rozpocząć 8 kwietnia. W opolskich szkołach trwają właśnie referenda strajkowe. Takie głosowania zorganizowano w sumie w 81 procent placówek oświatowych w naszym regionie. Zakończą się 25 marca. Z informacji, które udało nam się zebrać, wynika, że w zdecydowanej większości szkół nauczyciele są „na tak” i popierają ideę strajku.

Nauczyciele najbardziej zżymają się na tłumaczenia rządu, że w ciągu ostatnich trzech lat gabinet Beaty Szydło, a teraz Mateusza Morawieckiego podniósł pensje pedagogów, a także poprawił komfort ich pracy. Twierdzą, że jest wręcz przeciwnie. I wymieniają listę przywilejów, które utracili w ostatnich latach.

Wydłużona ścieżka awansu zawodowego

Jako jedne z pierwszych wymieniają dotychczasowe możliwości awansowania w zawodzie. Według nowych zasad uzyskanie najwyższego stopnia (nauczyciel dyplomowany) będzie trwać średnio o pięć lat dłużej (wydłużenie ścieżki awansu z 10 do 15 lat). To oznacza, że dłużej trzeba będzie czekać na zwiększenie wynagrodzenia w związku z uzyskaniem kolejnego stopnia awansu.

Nauczyciele wskazują również, że stracili prawo do lokalu mieszkalnego na terenie gminy. Dotyczyło to pedagogów zatrudnionych na wsi i w miastach do 5 tys. mieszkańców. W takiej sytuacji znalazły się tysiące pedagogów z Opolszczyzny.

Teraz nie mogą liczyć także na dodatek mieszkaniowy. Korzystało z niego 186 tys. wychowawców mieszkających na wsi i w małych miastach. Według związkowców MEN oszczędziło na tym w 2018 roku 129 mln zł.

Pedagodzy wspominają także o utracie możliwości korzystania z urlopu dla poratowania zdrowia na dotychczasowych zasadach. I kolejne wyliczenia: od tego roku oszczędności rządu w związku z wprowadzeniem nowych zasad mają wynieść 137 mln zł.

Nauczyciele nie mogą już liczyć na dodatek na zagospodarowanie w wysokości dwumiesięcznego wynagrodzenia zasadniczego. Dotyczy to nauczycieli kontraktowych, a więc początkujących w zawodzie (ministerstwo zaoszczędzi ok. 5 mln zł rocznie).

ZNP wyliczył, że od 2021 r. rząd będzie na tych zmianach oszczędzał setki milionów złotych rocznie. Od 2023 r. co roku oszczędności z powodu zmian w awansie zawodowym wyniosą około 1 mld zł.

Rząd zabrał, żeby trochę dać

- Te wszystkie cięcia sprawiają, że 5-procentowe podwyżki dla nauczycieli zostaną w pewnej części sfinansowane przez samych nauczycieli z pieniędzy, które im zabrano - podkreśla Sławomir Broniarz, prezes ZNP.

Przypomnijmy: kuratoria oświaty zapowiedziały podwyżki - od 1 stycznia 2019 r. o 5 procent, jest też mowa o dodatku 500 zł do pensji dla wyróżniających się pracowników. Nie jest to jednak propozycja zadowalająca nauczycieli, którzy twierdzą, że to zbyt mało. Swojemu niezadowoleniu dali wyraz w niedawnym proteście w Warszawie pod nazwą „Czerwona kartka dla minister Zalewskiej”.

Przedstawiciele rządu mówią, że nauczyciele z najwyższym stopniem zarabiają obecnie po pięć tysięcy złotych. Podanie tej kwoty działa na pedagogów jak płachta na byka. Piszą i dzwonią, by powiedzieć, że takich pieniędzy na oczy nigdy nie widzieli. Takie kwoty pojawiają się także w gminnych opracowaniach, takich jak między innymi „Sprawozdanie z wysokości średnich wynagrodzeń nauczycieli na poszczególnych stopniach awansu zawodowego w szkołach prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego”. Przygotowuje je każdy samorząd.

Dlaczego zapewnienia rządu rozmijają się z tzw. prozą życia? Przede wszystkim subwencja oświatowa jest tak skonstruowana, że wszystko, co otrzymują nauczyciele w całej Polsce, jest zliczane do średniej. Nauczycielka, która odchodzi na emeryturę, dostaje przykładowo 4 tys. zł odprawy. Ta kwota jest do niej wliczana, ale zaburza statystyki dotyczące samych pensji. Do średniej trafiają też wszystkie dodatki, które są kwestią indywidualną każdego z nauczycieli.

- Wielu z nas po prostu na oczy nie widzi takich pieniędzy - mówią nauczyciele.

Wielu pedagogów pracuje także w szkołach stowarzyszeniowych. W tego typu placówkach nauczyciele nie muszą być zatrudniani na zasadach z Karty nauczyciela. Zazwyczaj pracują więcej od „karcianej kadry”, za wykonaną pracę otrzymują mniejsze pieniądze.

- Po siedmiu latach pracy i awansie na nauczyciela kontraktowego, na rękę dostaję od 1650 do 1800 zł, to są śmieszne pieniądze - żali się pani Aleksandra. - Już za rok, kiedy zdobędę kolejny próg awansu, moja pensja wzrośnie o 300-400 zł. Nadal do średniej „karcianej” będzie mi sporo brakowało - dodaje.

Co ciekawe, sama subwencja oświatowa w bardzo wielu przypadkach nie wystarcza na pensje nauczycieli. Na przykład w Kędzierzynie-Koźlu do jednego ucznia dopłacano w ostatnich latach średnio po 3200 złotych, a w Gogolinie nawet ponad 4000. Dwa lata temu ZNP zaproponował, aby państwo gwarantowało środki na wynagrodzenia nauczycieli w formie dotacji celowej. Związek zebrał w tej sprawie 360 tysięcy podpisów. Projekt został złożony w Sejmie.

Pensje gwarantowane przez państwo

Inicjatywa ustawodawcza nowelizowała aż trzy ustawy: o dochodach jednostek samorządu terytorialnego, ustawę o systemie oświaty oraz Kartę nauczyciela. Dotyczyła wynagrodzeń nauczycieli pracujących w szkołach i placówkach prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego. Proponowane zmiany oznaczały, że pieniądze przeznaczone na średnie wynagrodzenia nauczycieli szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowo-wychowawczych wraz z pochodnymi, odpisem na fundusz socjalny, dodatek wiejski i fundusz na doskonalenie będą gwarantowane przez państwo w budżecie i przekazywane samorządom w formie dotacji celowej. Samorządy nadal miałyby otrzymywać subwencję na realizację pozostałych zadań oświatowych, a ich kompetencje w zakresie kształtowania wynagrodzeń nauczycieli nie ulegałyby zmianie.

Projekt ZNP nie zyskał jednak uznania rządu. Jak zachowa się MEN kiedy 8 kwietnia rozpocznie się strajk? Trudno powiedzieć. Z punktu widzenia rządu, ale i rodziców oraz dzieci kluczowe jest jednak to, że podano jedynie datę rozpoczęcia strajku, a zakończenia już nie. - Jesteśmy gotowi na co najmniej tygodniowy protest. Zdajemy sobie sprawę, że to mocno sparaliżuje system edukacji, ale doszliśmy do ściany. Nie ma innego wyjścia - mówi jedna z nauczycielek, członkini Solidarności.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nauczycielka: Więcej mogłabym zarobić jako pani woźna - Plus Nowa Trybuna Opolska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl