Nie odwracaj oczu od tej wojny - proszą polscy Ormianie

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Ormianie z Opolszczyzny pakują dary dla szpitala w Stepanakercie
Ormianie z Opolszczyzny pakują dary dla szpitala w Stepanakercie Archiwum prywatne
Karabach broczy krwią. Krwawią też serca Ormian mieszkających w Polsce. Dzwonią do braci, ślą im pomoc i krzyczą na cały świat: Dlaczego nikt nie dostrzega tragedii Ormian w Górskim Karabachu? Dlaczego nikt nie powstrzymuje tej wojny!

Oni od 27 września nie wyszli ze szpitala – dr Elena Marguła, neurolog z Opola pokazuje zdjęcia lekarzy ze szpitala w Stepanakercie. Filmik, na którym zmęczeni dzielą się kanapkami, a potem wracają do operacji. Mężczyzna w bordowym ubraniu, w samym środku grupy, to Karen, ordynator ortopedii. Przyjaciel Polski, bo tu, w Korfantowie został nauczony swojego fachu.

W 2004 roku Elena Marguła razem z mężem, też lekarzem dr Krzysztofem Margułą, pojechali do Stepanakertu w Górskim Karabachu na kongres lekarzy ortopedów. Ona była po raz pierwszy po 20 latach w mieście swojej babci, gdzie kiedyś spędzała każde wakacje. Szukała znajomych z dzieciństwa, niektórzy – okazało się też zostali lekarzami. Na kongresie dr Krzysztof miał wykład o wszczepianiu endoprotez. Miejscowi lekarze powiedzieli wprost, że nie mają o tym pojęcia. Kilka takich operacji zrobili u nich Francuzi, ale potem odjechali.

Krzysztof Marguła powiedział krótko: Przyślijcie kogoś do mnie, do Korfantowa, to go wyszkolimy. Przyjechał Karen, młody, drobny, ledwie po studiach. Zamieszkał u nich w domu, przyjęli go jak brata. Lekarze w Korfantowie nauczyli go jak wszczepiać biodra. Za rok przyjechał jeszcze raz, żeby się nauczyć endoprotez kolana. Wrócił do siebie i w Stepanakercie został ordynatorem ortopedii. Teraz siedzi non – stop w szpitalu i operuje rannych, wśród wycia syren i bombowym alarmów. Cała załoga szpitala odesłała swoje rodziny, dzieci do Armenii, gdzie jest bezpiecznie i robi swoją robotę. Przyjechało im jeszcze pomagać dwóch lekarzy – wolontariuszy Ormian z Moskwy i Nowego Jorku. Tam o koronawirusie nikt nie myśli, choć wszyscy go mają, bo żołnierze na froncie muszą się zarażać. Nie ma czasu na koronawirusa. Po prostu biorą leki przeciwbólowe i pracują dalej.

Kraj wielkości powiatu

- Boże, to mój teatr! – Sati Grigoryan z Nysy patrzy na fotografie zrujnowanego teatru w Stepanakercie. Jej mąż Lyova dostał je właśnie przez internet od przyjaciela. Nie ma dachu, nad salą widowiskową widać niebo, na fotelach leżą resztki konstrukcji. Bomba musiała wpaść dokładnie z góry. – Moi rodzice tam pracowali, jako dziecko lubiłam chodzić na przedstawienia, całe dni spędzałam za kulisami.

Sati Grygorian urodziła się w Stepanakercie, gdzie jej rodzice – aktorzy przyjechali do pracy w teatrze. Dostali służbowe mieszkanie w centrum. Ojciec posłał ją do szkoły z językiem rosyjskim i ormiańskim, bo nie chciał, żeby się uczyła dominującego wszędzie azerskiego. Górny Karabach był wtedy obwodem autonomicznym Azerskiej Republiki Radzieckiej, 90 procent mieszkańców stanowili jednak rdzenni Ormianie. Reszta to byli Azerowie i Rosjanie. Religia chrześcijańska była źle widziana przez radzieckie państwo, ale w każdym kościele paliły się zawsze świeczki. Babcia w tajemnicy nauczyła Sati modlitw. Kiedy wybuchła I wojna o Górski Karabach Sati miała 12 lat. Jej rodzice uciekli przed wojną do Polski i tak trafili do Opola.

- Ormianie mieszkali w Karabachu od zawsze. Tam wszędzie stoją kościoły, najstarsze nawet z IV wieku – mówi Sati Grygorian. - Azerbejdżan mówi, ze to ich ziemia, ale tam przecież nie ma meczetów. I teraz te najstarsze kościoły są bombardowane. Bombardowane celowo, bo w dzisiejszych czasach już nie ma przypadkowych bomb.
Ormianie nie chcą nazwy Górski Karabach. To nazwa azerska. Wolą swoją historyczną – Arcach. Bo Arcach to politycznie coś innego, z jeszcze bardziej skomplikowaną historią. Górska malownicza kraina leżąca wśród szczytów sięgających 3 tysięcy metrów wysokości. Można ją autem objechać w dwa dni, bo ma 4,5 tysiąca kilometrów kwadratowych, nie licząc stref buforowych. Mieszka tu ok. 150 tysięcy ludzi, tyle co w powiecie nyskim. Stolica – Stepanakert jest niewiele większa od Nysy. Za górami, od wschodu leży Republika Armenii. Granica na mapach pokazują jednak, że Arcach jest częścią Azerbejdżanu, do którego płyną rzeki regionu.

Sto lat później

Plemię Armenów osiadło na Wyżynie Armeńskiej w Azji Mniejszej w pierwszy tysiącleciu przed Chrystusem. Już w starożytności mieli swoje państwo, walczące z Rzymianami i Persami. W 301 roku przyjęli chrześcijaństwo, które przez wieki odróżniało Ormian od sąsiadów – muzułmanów.

Ten teren od setek lat jest miejscem ścierania się światowych potęg, a historia Ormian przypomina dzieje Polski i Polaków walczących o niepodległość. Ich ziemie do XIX wieku były podzielone pomiędzy Turcję i Persję. Brutalnie traktowani przez zaborców Ormianie emigrowali na cały świat.

Po serii wojen na początku XIX wieku wyżyna Armenii z Erewaniem została przyłączona do Rosji, a Ormianie w państwie carskim dostrzegli szansę dla swojej niepodległości. Turcja zareagowała na to brutalnymi pogromami Ormian, którzy w dużej liczbie zamieszkiwali ciągle w ich granicach. Kiedy wybuchła I wojna światowa tureckie wojska na froncie kaukaskim walczyły bardzo nieudolne, a atakujących Rosjan wspierali miejscowi Ormianie. W efekcie władze tureckie wprowadziły politykę bestialskiej i masowej eksterminacji Ormian na swoim terenie. W rzeziach Ormian zginęło wtedy ok. 1,5 miliona ludzi.
W 1917 roku chaos w regionie spotęgował jeszcze wybuch rewolucji w Rosji i przejęcie w Turcji władzy przez ugrupowanie narodowe, nastawione na łączenie wszystkich ludów pochodzenia tureckiego w jednym państwie. Chrześcijańscy Ormianie stali na drodze do tego połączenia. Także bolszewicy traktowali Ormian z Arcachu jak kartę przetargową, przyznając ich kraj to Armenii to Azerbejdżanowi.

16 marca 1921 roku Rosja Radziecka i jej przywódca Włodzimierz Lenin zawarła traktat w Moskwie z Turcją i jej młodotureckim przywódcą Kemalem Mustafą Ataturkiem, potwierdzony potem traktatem w Karsie 13 października 1921. Umowy oddawały Turcji ziemie zagarnięte przez Rosjan jeszcze w XIX wieku. Ormianie dowodzą, że część traktatu dotyczyła także Górskiego Karabachu, który za zgodą Lenina na sto lat został przekazany Azerskiej Republice Socjalistycznej. Te sto lat upływa w przyszłym roku.

Niepokoje pojawiły się znów pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku, gdy rozpadało się sowieckie imperium. Część Ormian z Górskiego Karabachu zaczęła otwarcie dążyć włączenia do Armenii. W krainie przeprowadzono dwa referenda, większość opowiedziała się za włączeniem do Armienii, a potem za niepodległością. W odpowiedzi Azerowie odebrali regionowi autonomię. Arcach ogłosił niepodległość. Wojna partyzancka zamieniła się w otwartą wojnę z Azerbejdżanem. Po dwóch latach walk, w których żadna ze stron nie zdobyła przewagi, podpisano zawieszenie broni. Zginęło 6 tysięcy Ormian, 11 tysięcy Azerów, przesiedlono 750 tysięcy ludzi, głównie muzułmanów i Kurdów. Od maja 1994 roku Archach ma „niby” niepodległość, choć stacjonuje w nim wojsko Armenii i nie jest uznawany przez żadne państwo. A na nieformalnej granicy z Azerbejdżanem przez 26 lat stale dochodziło do pojedynczych starć i incydentów.

27 września Azerbejdżan przerwał ten stan rzeczy, wykorzystując światową pandemię i skupienie całego świata na innych problemach. Zaatakował Arcach na całej granicy.

Wojna XXI wieku

Według prezydenta Azerbejżdżanu i ambasadora tego kraju w Polsce wojna wybuchła, bo Armenia nie wycofała z Karabachu swoich wojsk, choć była do tego wzywana przez ONZ. Zaś ziemie, na których trwają walki, należą do Azerbejdżanu.
- Od pierwszego dnia w powietrzu latają izraelskie drony, z których prowadzony jest ostrzał i bombardowania – opowiadają Sati i Lyova Grigoryan. - Atakujący używają dużo broni zakazanej przez międzynarodowe konwencje, w tym rakiety kasetowe. Atakują cywilne budynki, w centrum Stepanakertu jest zniszczone. W sąsiedniej Szuszi specjalnie zbombardowali katedrę w centrum miasta, dwa razy w ciągu jednego dnia. Nie uderzają w cele wojskowe, ale atakują obiekty cywilne.
Z Karabachu uciekło do Armienii ok. 70 tysięcy ludzi – kobiet i dzieci. Reszta chce się bronić do ostatniego. Obserwatorzy podkreślają bardo wysokie morale ormiańskiej armii w Karabachu, walczą o każde wzgórze, dlatego na ziemi front przesuwa się powoli. W powietrzu jednak dominują Azerowie, dzięki bezzałogowym dronom. Obserwatorzy mówią, że to nie jest wojna dwóch krajów, ale dwóch cywilizacji – muzułmańskiej i chrześcijańskiej. Straty – według informacji polskich portali wojskowych – to nawet 50 zabitych żołnierzy ormiańskich dziennie.

- Sytuacja jest ciężka dla Ormian, bo dysproporcja sił od samego początku była ogromna, a kraj ten prowadzi wojnę nie z Azerbejdżanem, lecz z Turcją. Azerbejdżan jest już tureckim protektoratem. Nie on podejmuje decyzje, lecz Ankara. Ormianie walczą natomiast samotnie, bo informacje o rzekomym wsparciu rosyjskim są zwykłą dezinformacją – napisał na swoim blogu na FB polski dziennikarz Witold Repetowicz, który jest w Arcachu i codziennie relacjonuje wydarzenia. – Stwierdzenie, że Azerbejdżan i Turcja są tu agresorami i ponoszą pełną winę za masowy rozlew krwi, to stwierdzenie faktu, a nie opowiadanie się po jednej ze stron.

- Mamy dowody na to, że w ten konflikt zbrojny zaangażowane są także jako tzw. najemnicy osoby z państwa ISIS. Są dowody w postaci zdjęć i relacji osób mówiących o tym, że ci najemnicy wysyłani są tam na linię frontu – mówił 15 października sejmowej komisji Mniejszości Narodowych Maciej Boosiewicz z Armenian Foundation.

- Dla mnie to niezrozumiałe – mówi Sati. – Cały świat ogarnęła fala protestów po śmierci jednego czarnoskórego mieszkańca Stanów Zjednoczonych, a tu giną od bomb cywile i świat o tym milczy? Dwa szpitale w Martumi zostały zrównane z ziemią, bombardują nawet karetki. To zbrodnia!

Zawieszenie broni ogłoszono dwukrotnie. Trwało najdłużej 2,5 godziny. Turcy wspierają wojska azerskie bronią i wyposażeniem, ale też najemnikami. Armenia ząś na międzynarodowej arenie jest tylko politycznie wspierana przez Rosję. Ormianie mówią, że Putin nawet Łukaszence nie zabronił sprzedaży uzbrojenia do Turcji, które potem trafia na front w Górskim Karabachu.

- Mój przyjaciel, którego kiedyś leczyłam na odległość i wysyłałam mu z Polski lekarstwa, zadzwonił do nie ostatnio 30 września – opowiada Elena Marguła. – Powiedział tylko: Jest tak strasznie, że tego się nie da opowiedzieć. Już nie mogę. Ale pójdę.

- To są czystki etniczne – mówią Ormianie z Nysy. – Przeciwnicy chcą wyczyścić te ziemie z Ormian, ale my wytrwamy, bo od wieków to są nasze ziemie. Chcemy tylko, żeby świat uznał niepodległość Arcachu i dał nam gwarancje bezpieczeństwa.

Pomoc nawet przez piłkarzy

Ormianie w Polsce, i ci na całym świecie, jak mogą tak pomagają rodakom cierpiącym pod bombami. Tym bardziej, że w górskim Archacu zaczyna się zima. Formalnie jednak żadna polska organizacja humanitarna jeszcze nie zaczęła zbiórki i wysyłki darów do kraju objętego od miesiąca wojną. Pieniądze na całym świecie na pomoc humanitarną dla Armienii zbiera największy tamtejszy fundusz Haystan All Armienian Fund’s Humanitarian (www.himnadram.org), choć wpłaty przyjmowane są tylko w obcych walutach. Dlatego prywatne osoby na polskich internetowych portalach ogłaszają zbiórki pieniędzy i przekazują je dalej do fundacji. Pomoc przekazują także Polacy, przejęci sytuacją w Arcachu. Dr Elena Marguła zastanawia się nawet, jak przyjąć dzieci ewakuowane z Arcachu. Kiedy 6 października w Tychach reprezentacja Armenii grała mecz Gruzją, przeniesiony tam z powodu zbombardowania Erwania, nasi Ormianie zawieźli zawodnikom dary do samolotu. Ile kto mógł, tyle zabrał w prywatnym bagażu. Elena Marguła, która telefonicznie kontaktuje się z kolegami lekarzami z Stepanakertu, zebrała też 200 kilogramów medycznego wyposażenia. Udało się to wysłać kilka dni temu.

- Azerbejdżan ma Turcję, a my mamy Jezusa Chrystusa – mówi z przekonaniem Sati Grigryan. - Wytrwamy, jesteśmy silni i pełni wiary, bo nam w tej wojnie będzie pomagał Bóg. Na nikogo innego nie możemy liczyć, bo to fikcja, że pomaga nam Rosja.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nie odwracaj oczu od tej wojny - proszą polscy Ormianie - Plus Nowa Trybuna Opolska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl