W Schronisku dla Bezdomnych Zwierząt w Lublinie czas świąteczno - noworoczny jest zawsze gorący. Od Bożego Narodzenia do przytuliska trafiło już pięć szczeniąt.
- To nie jest codzienna sytuacja. I raczej nie przypadek, szczeniaki zwykle ot tak się nie błąkają, trudno więc powiedzieć, żeby wystraszyły się petard. Naszym zdaniem, to więc najprawdopodobniej niechciane prezenty, znalezione pod choinką - informuje Bożena Kiedrowska, dyrektorka schroniska.
Mimo wielu apeli i akcji społecznych, Polacy nadal ofiarowują zwierzęta w prezencie. Nie zawsze obdarowany jest jednak zachwycony, a zwierzę ląduje na ulicy. - Zdarza się, że przychodzą do nas ludzie, którzy chcą adoptować zwierzę i mówią, że to ma być prezent. Stanowczo wtedy odradzamy takie działanie, ewentualnie umawiamy się na kolejne spotkanie, staramy się dotrzeć do ludzi - podkreśla Kiedrowska. Niektóre schroniska w Polsce w okresie świątecznym w ogóle wstrzymują adopcje.
Sylwestrowi uciekinierzy
Poza niechcianymi prezentami, do schroniska trafia też sporo psów, które uciekły z domów wystraszone hukiem fajerwerków. W Lublinie nie było na szczęście tak dramatycznych przypadków jak w województwie śląskim. Tam pies, próbując w panice przeskoczyć przez ogrodzenie, nadział się na ostry pręt. Ale pracy w lubelskim schronisku też nie brakuje.
- Od Nowego Roku trafiło do nas kilkanaście psów, podejrzewamy, że większość właśnie z powodu fajerwerków - mówi Bożena Kiedrowska. - Właściciele już się po nie zgłaszają. W środę rano przyjechało młode małżeństwo - najpierw szukali w okolicy, potem przyjechali do nas i szczęśliwie piesek tutaj był - opowiada dyrektorka schroniska.
Zobacz także: Pomiędzy właścicielami psów i kotów trwa odwieczny spór o to, które zwierzę jest mądrzejsze - pies czy kot?