Jak to się wszystko zaczęło? Pewnego dnia pięciu kolegów wpadło na szalony pomysł nocnej wyprawy z Piekar Śląskich do Częstochowy. Ku ich zaskoczeniu nie skończyło się na jednorazowej wycieczce. – Gdy dotarliśmy do Jasnej Góry, powiedzieliśmy sobie nigdy więcej, bo tak byliśmy wykończeni – przyznaje organizator pielgrzymki Marcin Piec. – Z czasem zapomnieliśmy o bólu, ale nie o przygodzie, którą przeżyliśmy – dodaje.
Jak się okazuje, żądnych przygód jest coraz więcej. W sobotę odbyła się XIV edycja pielgrzymki, w której wzięło udział 312 osób. - To trzeba przeżyć. Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie – śmieje się Paulina Pycior. - Jeśli dzieje się coś nietypowego, nietuzinkowego to myślę, że trzeba wziąć w tym udział, a ta wyprawa właśnie taka jest – dopowiada jej towarzyszka Anna Kula.
Z pewnością nocna pielgrzymka, jak mówią uczestnicy, jest ekstremalna i nie należy do najłatwiejszych. Długi dystans i trudne, nocne warunki wymagają od nich dobrego przygotowania i kondycji. Pielgrzym Marceli Łyczko przed wyprawą przyznał, że co prawda nie boi się iść pieszo nocą, lecz niepokoi go jego sprawność fizyczna.
- Jedynie czego się boję to tego, że nie dam rady fizycznie, ponieważ nie jestem w ogóle przygotowany do tak dużej trasy. Nie jestem nawet przygotowany jeśli chodzi o moją odzież – śmieje się, pokazując swoje buty – mam stare brudne adidasy, w których już idę piąty raz. Po prostu wziąłem, wyciągnąłem z szafki i idę – dodaje.
Stare obuwie nie stanowi żadnego problemu, jeśli oczywiście jest wygodne. Uczestnicy musieli być przygotowani na ewentualny deszcz i zabrać ze sobą warstwę termiczną, żeby nie zmarznąć. Wskazane są również latarki-czołówki oraz elementy odblaskowe. W tym roku organizatorzy pielgrzymki wszystkim uczestnikom zapewnili odblaskowe kamizelki. Ponadto pojechała z nimi Maltańska Służba Medyczna, która w razie potrzeby jest w stanie udzielić każdemu pomocy.
– Mamy również dla wszystkich drożdżówki i gorącą herbatę, a na końcu czeka na pielgrzymów bigos - mówi Marcin Piec.
Ciepły posiłek uczestnicy dostali w Częstochowie w Dolinie Miłosierdzia u księży pallotynów. Zanim jednak do tego doszło, musieli przejść 60 km z naprawdę małymi przerwami. Pierwszy postój odbył się dopiero po 12 kilometrach w Brynicy. Najdłuższy, godzinny był w Woźnikach. Pielgrzymi o śnie mogli więc tylko pomarzyć.
- W ogóle nie będziemy spać. Doświadczeni potrafią spać, idąc – mówi Henryk Mycik z dumą w głosie. – Rok temu podczas pielgrzymki naprawdę spał i szedł! – potwierdza jego towarzyszka Róża. – Łapałam go tylko żeby nie wpadł do rowu – śmieje się.
Jak widać, pielgrzymka z Piekar do Częstochowy jest naprawdę dużym wyzwaniem, mimo to przyciąga wiele osób. Brali w niej udział zarówno starsi, jak i młodsi. Najstarszy uczestnik, pan Arnold, ma 76 lat, a najstarsza uczestniczka, pani Renata - 70.
– Nasze spotkanie stało się tak kultowe, że przyjeżdżają do nas z różnych stron. Jeden jest z Rzeszowa, inny z Warszawy. Jedna osoba przyleciała nawet specjalnie aż z Anglii – mówi Marcin Piec.
Powodem tak dużego zainteresowania pielgrzymką jest jej otwarty charakter. Mogą brać w niej udział wszyscy, niezależnie od wieku, płci, czy swoich przekonań.
- To jest coś niesamowitego, przebywać wśród tych wszystkich osób, niezależnie od tego czy wierzą, czy też nie. Fajnie, że po prostu po drodze można z nimi porozmawiać i ich poznać – przyznaje Marceli Łyczko.
ZOBACZ KONIECZNIE: NASZA RAMÓWKA
DZISIAJ POLECAMY PROGRAM KATARZYNY KAPUSTY Z CYKLU TU BYŁAM