Wprowadzenie w sposób systemowy i na wielką skalę dokumentów stwierdzających tożsamość danej osoby to skutek rewolucji francuskiej. W 1791 r. Zgromadzenie Ustawodawcze Francji jako pierwsze zadekretowało przymus posiadania przez obywateli republiki paszportów wewnętrznych - pradziadka naszych dowodów osobistych - i paszportów na zagranicę przez podróżujących do innych krajów. Bowiem wiek XIX, epoka nacjonalizmów, stał też pod znakiem rozkwitu administracji i biurokratycznej kontroli państwa nad obywatelem. Szczęśliwie trwało to stosunkowo krótko.
Tajemnice CK szuflady
W 1867 r. Niemcy zniosły przymus paszportowy wobec własnych obywateli i cudzoziemców; w ślad za nimi poszły inne kraje Europy, prócz Rosji i Turcji. Nim to nastąpiło, wydawanie dokumentów podróżnych leżało w gestii miejscowych policji, które korzystały ze swego władztwa, odmawiając niektórym prawa wyjazdu, aby nie było wątpliwości, kto rządzi, a kto ma słuchać. Zbierano też przy tej okazji poufnie informacje o obywatelach, w myśl zasady: nie zaszkodzi wiedzieć - a nuż się kiedyś przyda.
Spójrzmy na ówczesne Austro-Węgry. W szafach każdej gminy ck monarchii spoczywał stosowny urzędowy druk: „Poświadczenie celem uzyskania paszportu do podróży”. Zwierzchność gminna wydawała je swym mieszkańcom stwierdzając, iż „Niżej wymienione osoby w tutejszej gminie stale mieszkają, do służby wojskowej nie należą, pod śledztwem karnem nie zostają, procesu o długi nie mają, podatków państwowych ani gminnych nie są winne, w obowiązku służbowym nie zostają, że przeto przeciw wydaniu paszportu nie zachodzą przeszkody”.
Oto Karol Pochwalski
W rubrykach odnotowywano status społeczny i cel podróży, podawano rysopis. Niekiedy władza, z własnej inicjatywy, odręcznie dopisywała: „tak pod względem moralnym, jak i politycznym sprawuje się nienagannie”. Akta paszportowe włączano do teczki danej osoby, jeśli takową już uprzednio jej w policji założono, skutkiem rozmaitych wybryków przeciwko prawu. Dzięki tym praktykom zachowały się w archiwach policji bardzo interesujące zapiski, na podstawie których możemy dziś prześledzić życiorysy zwyczajnych obywateli ck monarchii, wniknąć w codzienność tych czasów.
Oto jeden z takich szaraków - Karol Pochwalski urodzony w roku 1836 r. we wsi Zwierzyniec pod Krakowem, syn Jana, młynarza u Panien Norbertanek. Zawieramy z nim znajomość, gdy ma lat 22 i zatrudnia się jako służący. W aktach policji znajduje się jego świadectwo pracy wystawione w Krakowie 19 grudnia 1857 r. przez pana Dulębę: „Uwalniam Karola Pochwalskiego od służby, w której u nas zostawał przez miesięcy 3 do pokoju i wszelkiej innej usługi - w przeciągu czasu tego sprawował się trzeźwo i wiernie”.
Świadectwo owe trafiło do akt, ponieważ na kolejnej posadzie, u adwokata Balki, Karol - zdaniem chlebodawcy - spisywał się może i trzeźwo, ale niezbyt wiernie. Zdezerterował bowiem, i to rychło po 2 tygodniach, skutkiem jakiejś scysji z mecenasem. Ten zwrócił się do policji, by służącego aresztować i „odstawić na powrót do obowiązku”. Co też się stało. Karol został ukarany chłostą, a potem oddany pryncypałowi, który łaskawie go zechciał przyjąć.
„Karanym być może”
Może to dziś wydawać się komuś niewiarygodne, ale takie były ówczesne stosunki pracy. W obowiązującym jeszcze w roku 1890 regulaminie dla sług domowych w Galicji, w paragrafie 8 czytamy: „jeśli sługa wzbrania się wstąpić w służbę, to stosownie do zachodzących okoliczności trzeba go ukarać i na żądanie służbodawcy nawet użyciem środków przymusowych zniewolić do wstąpienia służby”.
Per analogiam - także samo postępowano, gdy sługa ze służby „bez uwolnienia” dał nogę. Został więc Karol oćwiczony - o czym jest adnotacja na skardze adwokata Balki: „kary cielesnej na osobie Karola Pochwalskiego dopełniono”, po wcześniejszym stwierdzeniu przez medyka, iż: „zdrów i cieleśnie karanym być może” (świadectwo lekarskie załączone do akt) - a następnie przez żandarma doprowadzony do służbodawcy. Tenże pisemnie, gęsim piórem, pokwitował odbiór uciekiniera: „Karol Pochwalski powrotnie do obowiązku do podpisanego przyprowadzony został. Balko adwokat” (kwit jw. - w aktach). Jak tam dalej było, nie wiemy, ale chyba nie najlepiej, bo w roku 1863 Pochwalski zdecydował się - gdy założył rodzinę - szukać lepszego życia poza granicami Galicji.
Od cyrkułu w Grodnie
Udał się do Czech. Pisał do żony z Karlsbadu: „Karlizbat. 30 lipca 1863. Naiprzud dowiaduje się o wasze zdrowie i pozdrawiam was wszystkich serdecznie. I donoszę jako byłem w Dreźnie a teraz iezdem z Karlizbacie i proszę cię żebyś mi zapakowała bielizne i przysłała do Karlizbatu bo wkrutce wyjeżdżamy do Paryża i myślę żeś zadowolniona że się tak stało boś dawno tego pragła żebym się gdzie podział… PS. Mogę ci donieść że i mi się powodzi dobrze, mam 50 ryńskich na miesiąc”.
Dlaczego ów prywatny list znalazł się w aktach policji - wyjaśni się za chwilę. O paryskim incydencie Pochwalskiego nic w papierach nie stoi. Czy był nad Sekwaną i co tam robił - nie wiemy. Spotykamy go znowu, na krakowskim bruku, dopiero 5 lat później. W roku 1868 pisze „z uszanowaniem do świetnej dyrekcyi policji o wydanie paszportu do Królestwa Polskiego, Pruskiego oraz i do całej Rossyi na lat 3 w zawodzie kielnera”. Paszport - do którego wpisano także jego żonę Józefę i nieletnią córkę Teofilę - dostał i wyjechał z rodziną do Grodna.
Żona z córką wróciły do Krakowa po kilku miesiącach. Coś się w tym stadle psuć poczęło, skutkiem czego Józefa Pochwalska od następnego roku systematycznie słała na adres „Prześwietnej ck Dyrekcyi Policyi w Krakowie” skargi, iż małżonek takoż ją, jak i nieletnie dziecię porzucił i na łaskę losu bez zaopatrzenia zostawił. Co w ck monarchii było występkiem, a ściganie jego sprawcy powinnością policji. Skarg Pochwalskiej, ponawianych, z dołączonymi listami Karola, jest kilka - widać policji nie było pilno, jak i dziś, mieszać się w rodzinne niesnaski i awantury. Ale w końcu, nolens volens, wystosowano pismo do cyrkułu w Grodnie: „na prośbę J. Pochwalskiej względem znaglenia męża jej Karola do powrotu do kraju albo przynajmniej do nadesłania funduszów na utrzymanie rodziny”.
Żona i niedostatek
Tamtejsze władze przesłuchały Karola i przesłały odpis protokołu do Krakowa. Jest w nim oświadczenie K. Pochwalskiego złożone przed naczelnikiem policyi I części miasta Grodna: „Udałem się z żoną i córką do Grodna celem wyszukania sobie jakiegoś miejsca i przyjąłem obowiązek służącego z małą płacą w domu zajezdnym. W tym czasie życzyła sobie moja żona wyjechać na powrót do krewnych i tamże tak długo pozostać dopóki nie znajdę lepszego miejsca. Zezwoliłem jej wyjechać i dałem na drogę więcej jak 25 rubli.
Ażeby tę kwotę uzyskać zastawiłem zegarek i całą odzież, o czem tak moja żona i inni znajomi wiedzą. Żona moja, która obecnie zostaje u krewnych nie cierpi żadnego niedostatku, ja zaś jestem zmuszony skutkiem małej płacy obecną służbę popuścić a inną szukać - a gdy takową otrzymam zawezwę do siebie moją żonę i córkę. Do żony do Krakowa z następujących powodów przybyć nie mogę: 1. Wyjechałem do Rossyi ażeby zarobić na utrzymanie co mi się w ojczyźnie nie powiodło, 2. nie posiadam obecnie środków by wyjechać za granicę, 3. prawie wszystkie rzeczy zastawiłem i prócz tego dużo ludziom jestem winien którzy nie dozwolą mi wprzód odjechać dopóki ich zupełnie nie zaspokoję, 4. nie mąż za żoną, a przeciwnie żona za mężem jest iść zobowiązana i ja też przy najbliższej możności zawezwę żonę do przybycia. Żonie mojej ani nie mogę, ani też nie myślę za granicę posyłać pieniędzy, bo gdy ona u rodziców pozostaje to nie cierpi na niczem niedostatku, co u mnie ma miejsce”.
Pochwalski w Odessie
Policja krakowska oświadczenie do wiadomości przyjęła, ale nie poniechała tropienia Karola, by do powrotu na rodziny łono go „znaglić lub przyniewolić”. Mamy więc w aktach wiadomość o pobycie Pochwalskiego w Petersburgu i we Lwowie. Lwowska policja zawiadamia kolegów w Krakowie, iż „poszukiwany już ze Lwowa się wydalił, a miejsca pobytu teraźniejszego nie wyśledzono. O czym świetna CK dyrekcya policji w Krakowie jego żonę Józefę zawiadomić zechce”.
Tu dygresja: zachowane w Archiwum Narodowym akta Dyrekcji Policji są interesującym dowodem zamierzonej małej operatywności śledczych. Choć krakowska policja cieszyła się w całej monarchii bardzo dobrą opinią, co zresztą w znacznym stopniu było zasługą genialnego detektywa Bronisława Karcza, to jednak w sprawach politycznych odznaczała się wyjątkową nieudolnością. Być może przyczyn należy szukać w radykalnej zmianie stosunku społeczeństwa polskiego do monarchii habsburskiej.
Może i dyrekcja zechciała, ale cóż z tego. W ramach represji policja odmówiła Pochwalskiemu w 1872 r. odnowienia paszportu „póki nie porozumie się z żoną i nie przeznaczy pewnego utrzymania dla małoletniej córki”, ale to wszystko, co można było zdziałać. Fizycznie dla służb ck monarchii Karol był nieosiągalny. Aż do roku 1889 w ogóle nie wiadomo, gdzie się podziewał.
W tymże 1889 r. nasz bohater zjawił się w konsulacie austro-węgierskim w Odessie, składając kolejny wniosek o paszport. Naturalnie konsul nie miał pojęcia, kto zacz ów petent; wniosek przyjął i wedle procedury urzędową drogą skierował do Krakowa, do prześwietnego magistratu z odezwą, czyli pytaniem: czy takowy jest obywatelem miasta i czy nie zachodzą przeszkody dla wydania paszportu.
Wielka Wojna
Na „szacowną odezwę” konsulatu magistrat wyjaśnił, iż nie spełni tych oczekiwań, bo Pochwalski „nie może być odszukanym w spisach tutejszej ludności, ani listami stanowymi nie jest objęty”. Stosowny wydział magistratu powiadomił jednak policję, by ta pomogła w poszukiwaniach. Poszły też pisma do starostwa krakowskiego i archiwum namiestnictwa. Z archiwum odpowiedziano, iż „wedle dziennika z roku 1865 nie jest uwidocznionem wydanie paszportu K. Pochwalskiemu”.
Nic o nim też nie słyszeli w starostwie. Skonsternowani magistraccy urzędnicy, wiedząc jednak od policji, iż Pochwalski paszport miał, poczęli domagać się od wszelkich możliwych urzędów i instancji informacji, kto, kiedy i na jakiej podstawie ów dokument wydał. Wiedzą wykazał się urząd gminy w Liszkach, który zaspokoił ciekawość pozostałych urzędów, iż poszukiwana osoba jest przynależna do gminy Zwierzyniec. Papiery w tej sprawie fruwały po urzędach blisko dwa lata, ale cel został osiągnięty i ck biurokracja miała powody do satysfakcji. Karol Pochwalski paszport dostał. Ustały bowiem także przez ten czas przeszkody do wydania dokumentu - córka Teofila osiągnęła pełnoletność.
Ostatnia wiadomość o Pochwalskim pochodzi z lata roku 1914, również z konsulatu ck monarchii w Odessie. Wiekowy już Karol wciąż tam „kielneruje” i prosi o przedłużenie paszportu na kolejne 3 lata. Ale wybuchła wojna i kontakt się urwał. Konsulat, jako placówka wrogiego państwa, uległ likwidacji. Karol Pochwalski, chłopak ze Zwierzyńca, pozostaje więc bez ważnego paszportu. Ale niebawem nie był mu już chyba potrzebny...
