Ile razy zastanawialiście się, że coś tu "nie gra", ale nie chcieliście wierzyć w "teorie spiskowe"?
Otóż za każdym razem kiedy zauważyliście, że cena dokładnie tego samego produktu jest o kilka lub kilkanaście procent wyższa tylko dlatego, że artykuł jest przeznaczony dla kobiet - mieliście rację.
"Podatek od różu" istnieje naprawdę. I choć nazwa jest tylko umowna, nie da się ukryć, że produkty przeznaczone dla żeńskich odbiorców, osiągają dużo wyższe ceny, niż niespersonalizowane artykuły, bądź produkty dla mężczyzn.
Najbardziej wyraźniej widać to po podstawowych produktach codziennego użytku. Ale różnice w cenach można zaobserwować właściwie we wszystkim. Droższe są kosmetyki, środki higieny, często zabawki, akcesoria i ubrania.
Problem nie leży w tym, że jakiś produkt jest droższy czy tańszy. Mowa o sytuacjach ewidentnego przebicia, bez racjonalnych ku temu podstaw.
W przypadku "różowego podatku" producenci wychodzą zdaje się z założenia, że kobiety są skłonne wydać na zakupy większe kwoty niż mężczyźni. I nawet jeśli byłoby to zgodne z prawdą, podbijanie w sztuczny sposób cen, jest praktyką - choć opłacalną - wciąż skrajnie nieuczciwą.
Niestety brak handlowej etyki producentów pojawia się także i w przypadku mężczyzn. Panowie dużo częściej, płacą więcej za zegarki czy np. sportowe buty. Wątpliwe, że za wyższą ceną, idzie choćby lepsza jakość.
CZYTAJ DALEJ >>>
Według danych zebranych w trakcie śledztwa brytyjskiego dziennika "Guardian" kobiety płacą średnio o 37 proc. więcej za artykuły - od zabawek począwszy na kosmetykach skończywszy.
Do podobnych wniosków doszedł nowojorski departament spraw konsumenckich. Po przebadaniu 400 produktów okazało się, że wersje dla kobiet kosztowały co najmniej o 42 proc. więcej niż te przeznaczone dla mężczyzn.
NYC Department of Consumer Affairs, podaje, że panie płacą przeciętnie o 13% więcej za produkty higieny osobistej a także 8% za ubrania.
CZYTAJ DALEJ >>>
"Pink tax" można zaliczyć do formy dyskryminacji płciowej, a na pewno uznać za jeden z nieuczciwych aspektów polityki sprzedażowej marek. Teoria „różowego podatku” opiera się na zjawisku sprzedaży takich samych produktów - w zależności od płci nabywcy - różniących się jedynie kolorem lub opisem. I niestety ceną.
Pierwszy raz określenia użył francuski kolektyw feministyczny Georgette Sand.Aktywistki zauważyły, że ceny produktów dla pań są znacznie wyższe niż ich męskie odpowiedniki. Przy czym nie różnią się jakością ani materiałem, jedyną więc przesłanką do narzucenia dużo wyższej ceny jest ich kolor czyli tak naprawdę grupa docelowa, do której ten kolor został przypisany. W najbardziej jaskrawy sposób problem ten widać na przykładzie jednorazowych maszynek do golenia. Nawet produkty od tego samego producenta osiągają dużo wyższe ceny, tylko ze względu na "kobiecą" etykietkę i kolor.
Ze zjawiskiem coraz częściej walczą organizacje, jak choćby AX THE PINK TAX czy Nowojorski startup Billie.
Na rynku, również polskim, pojawia się też wiele firm, które wprowadzają do swojej polityki uczciwe praktyki sprzedażowe i nie pobijają sztucznie cen, ze względu na płeć czy jakiekolwiek inne przesłanki.
Oby tak dalej. A my nie dajmy się robić w różowego balona.
Źródła: businessinsider.com.pl, egospodarka.pl, fashionbranding.pl