Z kulami i na wózkach
„Trudno było znaleźć w stolicy kościół, plac czy nawet ulicę, na której nie spotkałoby się przynajmniej jednego żebraka. A byli wśród nich i tacy, którzy wędrowali z podwórza na podwórze, od drzwi do drzwi, molestując o datek. Dziady i babki proszalne sadowili się przeważnie pod kościołami i przy cmentarzach, posterunki uliczne natomiast zajmowali grajkowie, ślepcy i kaleki” - pisał Pielka.
Dla wzbudzenia litości zawód żebraka wymagał odpowiedniej charakteryzacji i akcesoriów. Uliczni ślepcy zasłaniali oczy ciemnymi okularami, wspierając się na białej lasce. Widywało się chromych i kalekich z kulami oraz na wózkach, a także oszustów w sutannach zbierających ofiary na Kościół. Zdarzało się, że po śmierci niejednego żebraka znajdowano w jego barłogu wielotysięczny skarb. Sposoby zwracania na siebie uwagi przechodniów były rozmaite. „Jam biedny kalieka, który nie mogąc zapracować na kawałek chlieba, litościwe państwo opraszam…” albo: „Wielmożnej panience życzę, aby urosła tak okrąglutka, jak ta czterdziestka, którą wielmożna pani da biedakowi”.
Opłacalna branża
Z kolei, jak twierdzi Monika Piątkowska, autorka „Życia przestępczego w przedwojennej Polsce”, wielkim ówczesnym problemem społecznym był handel kobietami.
„To najciemniejsza strona zjawiska - handlarze ludźmi. W Warszawie na ul. Chłodnej działała na przykład fabryka trykotaży, która w rzeczywistości była pułapką sutenerów. Młode i ładne dziewczyny, które po anonsach prasowych zgłaszały się tam do pracy, już nie wracały do domów. Czasem właściciele podsyłali schwytane dziewczyny do przyjaciółki z branży, która z kolei prowadziła... pracownię kapeluszy. Pracownia była regularnym domem publicznym, a właścicielka rekinem w branży sutenerskiej. Jej ofiary najpierw trafiały do melin półświatka, gdzie je bito i gwałcono, a potem wysyłano na ulicę lub w ładowniach statków przemycano do zagranicznych zamtuzów, czyli domów publicznych. Zawodowi handlarze zdobywali też dziewczyny, mamiąc je ślubem, karierą aktorską, pracą, zagranicznym wyjazdem. Kończyło się to często na targu niewolników w Argentynie, gdzie właściciele domów publicznych wyszukiwali nowy towar”.
Złowrogą sławą cieszyli się zwłaszcza gangsterzy ze Zwi Migdal - przestępczego syndykatu założonego w Buenos Aires jeszcze w latach 90. XIX w. przez stręczycieli, alfonsów i właścicieli domów publicznych specjalizujących się w przemycaniu kobiet ze wschodniej Europy. Członkami organizacji byli w większości Żydzi.
