Kilka kroków dalej dociera do mnie woń najsłynniejszego dania na świecie. Jako miłośniczka pizzy szybko podążam za zapachem i ciągnę za sobą grupę znajomych. Będąc w Neapolu – grzechem byłoby jej nie zjeść. Trafiamy do pizzerii Da Michele. To jedna z trzech najsłynniejszych w mieście. Potwierdza to kolejka stojąca przed lokalem i czekająca na stolik. Popularność wynika nie tylko z doskonałej jakości pizzy, ale też faktu, że właśnie w Da Michele kręcili film „Jedz, módl się, kochaj” z Julią Roberts w roli głównej.
Chcąc jak najszybciej spróbować neapolitańskiego cuda, zamawiamy pizzę na wynos. Wchodzę do lokalu i oglądam pracę kucharzy. Patrzę, jak rozciągają ciasto w dłoniach, nakładają na nie składniki pochodzące tylko i wyłącznie z Kampanii i natychmiast wkładają do pieca opalanego drewnem. Po chwili dostaję cudownie miękką i aromatyczną pizzę obsypaną pomidorami, mozzarellą i bazylią. Klasyczna margherita. Pochodzi właśnie stąd, z Neapolu. Jej geneza sięga roku 1889, kiedy to kucharz Rafaele Esposito przygotował ją na cześć królowej Małgorzaty Sabaudzkiej, a składniki miały odzwierciedlać barwy włoskiej flagi.
Siadamy przy fontannie i łapiemy po kawałku pizzy. Nie mamy problemu z jedzeniem jej rękoma - tutaj sztućców używają tylko turyści. Brzegi są chrupiące i dobrze wypieczone, natomiast środek jest niezwykle cienki i wilgotny. Dosłownie rozpływa się w ustach. Patrzę na pizzerię, przed którą stoi tłum turystów i mieszkańców i zastanawiam się, czy jej właściciel także płaci haracz mafii. W końcu to właśnie tutaj działa słynna Camorra. Często powstrzymuje to obcokrajowców przed przyjazdem do Neapolu. Jednak, jak dowiedzieliśmy się od naszego gospodarza, mafia kocha turystów. – Im ich więcej, tym więcej pieniędzy trafia do nich z haraczy – mówi.
Z rozmyślań o mafii wyrywa mnie głos mojego partnera. – Napiłbym się kawy – mówi. Ruszamy więc w poszukiwaniu kawiarni. W Neapolu, podobnie jak w każdym innym włoskim mieście, nie jest to trudne. Zaraz za rogiem trafiamy na małą knajpkę. Do kawy serwuje też słynne sfogliatelle – kruche ciastko wypełnione ricottą. Neapolitańczycy często jedzą je na śniadanie, my bierzemy je na deser. Sprzedawca tylko się uśmiecha i podaje nam ciastko z kawą. W przeciwieństwie do Włochów – siadamy przy stoliku. Nigdzie nam się nie spieszy. Cieszymy się włoskim dolce vita. Zamierzam się rozkoszować tym uczuciem do woli. Zamiast iść odhaczać kolejne turystyczne atrakcje – zamawiam sobie ogromną porcję lodów pistacjowych.
Bądź na bieżąco i obserwuj:
