Plakaty Joanny Skrzydlewskiej, kandydatki do europarlamentu z ramienia Koalicji Europejskiej pojawiły się na tablicy z urzędowymi obwieszczeniami wyborczymi przy Szkole Podstawowej im. Orła Białego w Lutomiersku razem z zaproszeniem na sygnowaną przez Skrzydlewską imprezę żużlową.
Skąd się tam wzięły? Skrzydlewska podkreśla, że to nie ona wiesza plakaty. Odsyła do Łukasza Kucharskiego, który kieruje sztabem KE.
Kucharski zapewnia, że nikt z wolontariuszy nie zawiesił w tym miejscu plakatów. Świadczy o tym... sposób mocowania, czyli na zszywki. Bo wolontariusze używają kleju. Nie wiadomo, kto przywiesił tam plakaty.
- Ktoś nam zrobił niedźwiedzią przysługę - mówi Kucharski. Jak podkreśla wolontariusze mają listę tablic wyborczych i się jej trzymają, żeby nie psuć opinii kandydatki.
Jak tłumaczy Kucharski zdarzają się przypadki, gdy materiały są celowo przenoszone w niewłaściwe miejsce. Tak było w szkole w Bełchowie (pow. łowicki), gdzie baner Skrzydlewskiej nagle pojawił się na ogrodzeniu szkolnym.
Sylwia Kosińska-Beda, która odpowiada z ramienia gminy Lutmiersk za organizację wyborów zapewnia, że gmina wystąpi o zdjęcie plakatów, bo nie może ich zdjąć samodzielnie. Kucharski uspakaja, że sztab sam zdejemie plakaty.
Miejsca rozwieszania plakatów wyborczych ustala kodeks wyborczy. Lista miejsc w których nie wolno ich wieszać obejmuje m.in. szkoły, sądy, urzędy państwowe i samorządowe, jednostki wojskowe, a nawet zakłady pracy jeśli przeszkadza to w ich funkcjonowaniu. Za złamanie przepisów grozi grzywna.
Ale zdarzają się błędy. Kilka dni temu na tablicy na terenie liceum w Złoczewie agencja reklamowa zawiesiła plakat posła Pawła Bejdy (KE). Sztab sam się zorientował i go zdjął.
