Stara wieprzowina i wołowina trafiła do 12 firm produkujących gotowe dania. Pośrednik, który przez osiem lat przechowywał puszki, dopiero w 2007 r. znalazł na nie odbiorcę w Polsce.
Była to krakowska firma Inex, która sprowadziła 100 tys. puszek i rozprowadziła je wśród 12 firm produkujących żywność i wyroby garmażeryjne m.in. z Krakowa, Łodzi, Poznania i Mazowsza.
Zawartością szwedzkich puszek faszerowane były pierogi, kiełbasy, gołąbki, mortadela oraz popularna pieczeń rzymska. Gotowe dania trafiały do przedszkoli i domów starców. Od 2007 roku mogliśmy zjeść w sumie aż 200 ton starego mięsa. Kulinarna afera to rezultat śledztwa reporterów TVN "Uwaga" i szwedzkiego dziennika Svenska Dagbladet.
Wyprodukowane dla wojska na początku lat 80. ubiegłego wieku liofizowane (czyli pozbawione całkowicie wody w procesie produkcji) mięso, zgodnie z zaleceniem szwedzkiego ministerstwa rolnictwa, mogło być używane jedynie jako pokarm dla psów. Rząd szwedzki sprzedał w 1999 r. puszki pośrednikowi, zastrzegając, że nie nadają się one do żywienia ludzi w Unii Europejskiej. Pośrednik, który przez 8 lat przechowywał puszki, dopiero w 2007 r. znalazł na nie odbiorcę w Polsce. Była to krakowska firma, która sprowadziła 100 tys. 2,5-kilogramowych puszek.
- Trudno powiedzieć, że importem zajmowała się konkretna firma. Działalność osoby, która sprowadziła mięso do Polski była nielegalna - mówi Anna Armatys, rzeczniczka krakowskiego Sanepidu.
Udało nam się zobaczyć podejrzane konserwy. Po otwarciu puszki roznosi się fetor nie do wytrzymania. Mielonka z wyglądu przypomina trociny. Na polskiej etykiecie konserwy jest adres firmy Inex, która sprowadzała konserwy. Pod wskazanym adresem mieści się mieści się zwykłe mieszkanie. Dzwonimy do drzwi, ale nikt nie odpowiada. Próby telefonicznego kontaktu z właścicielami firmy Wojciechem i Jerzym K. nie przynoszą żadnych rezulatów. Do żadnego z inspektorów sanitarnych nie dotarła dotąd informacja na temat zatrucia pokarmowego spowodowanego spożyciem wyrobów garmażeryjnych, których producentami byli odbiorcy liofilizowanego mięsa.
Krakowski sanepid, który przebadał zawartość kilku cuchnących puszek nie zakwestionował ich jakości. - Analiza mikrobiologiczna i fizykochemiczna wykazała brak zarazków chorobotwórczych i metali ciężkich w produkcie, co mogłoby dyskwalifikować żywność do spożycia - mówi Armatys.
Wyniki badań sanepidu kwestionują jednak eksperci z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie, którzy również przyjrzeli się konserwom.
- W tych które przebadaliśmy tłuszcz był kompletnie zepsuty. Jedząc mięso można było się zatruć. Przemiany chemiczne które zaszłyby w produkcie po przetworzeniu, wykorzystaniu go jako farszu np. do pierogów, zamrożeniu, a potem rozmrożeniu i spożyciu, mogłyby być szkodliwe dla ludzi - mówi nam Maria Walczycka zUniwersytetu Rolniczego w Krakowie.
Ciągle trwa ustalanie, do ilu placówek i sklepów trafiły dania garmażeryjne ze szwedzkim mięsem. Być może nigdy nie uda się tego stwierdzić, bo po sprzedanym w kraju mięsie nie został żaden ślad. Mięso zostało bowiem przetworzone w poprzednich kilkunastu miesiącach. - Sprawdzamy nie tylko jakość wyrobów gotowych, ale też surowca - mówi Barbara Warzywoda, zastępca wojewódzkiego inspektora inspekcji handlowej w Łodzi.
Współpraca K.Sakowski