Policyjny radar kontra GPS. Policjanci zabrali prawo jazdy. Sąd uznał, że bezpodstawnie

Jakub Pikulik
Jakub Pikulik
Policjanci zatrzymali prawo jazdy pani Annie na okres trzech miesięcy. - Przeżyłam w tym czasie gehennę. Jestem przekonana i mam dowody na to, że pomiar nie dotyczył mojego samochodu - mówi kobieta.
Policjanci zatrzymali prawo jazdy pani Annie na okres trzech miesięcy. - Przeżyłam w tym czasie gehennę. Jestem przekonana i mam dowody na to, że pomiar nie dotyczył mojego samochodu - mówi kobieta. archiwum Polskapress
To miał być normalny dzień w pracy. Pani Anna jechała służbowo do Zwierzyna. W miejscowości Ludzisławice zatrzymał ją patrol policji. Była przekonana, że chodzi o kontrolę trzeźwości. Ale dostała mandat, punkty karne i straciła prawo jazdy. Skierowała sprawę do sądu i wygrała. Policja uważa, że wszystko było w porządku. – Koszmaru, który przeszłam, nikomu nie życzę – mówi pani Anna. I zapowiada, że będzie walczyć o zadośćuczynienie.

Był 27 października zeszłego roku. Pani Anna (nazwisko do wiadomości redakcji) jechała drogą wojewódzką nr 158. W miejscowości Ludzisławice (powiat gorzowski), tuż za łukiem drogi, w terenie zabudowanym, zatrzymał ją patrol policji.– Policjant wyszedł na drogę i pokazał mi, że mam się zatrzymać. Byłam przekonana, że chodzi o kontrolę trzeźwości. Jeszcze żartowałam do osoby, z którą jechałam, że będzie „dmuchanko” – relacjonuje pani Anna. Jej humor popsuł się dość szybko.

Gdy tylko opuściłam szybę, policjant od razu stwierdził, że za to, co zrobiłam, jest paragraf, że chce ode mnie dokumenty i że odbiera mi prawo jazdy. Nie miałam pojęcia, o co chodzi. Zestresowałam się, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam – mówi pani Anna.

Policjant zabrał dokumenty i poszedł do radiowozu. - Długo nie wychodził, więc podeszłam do radiowozu, żeby zapytać co się dzieje. Byłam przekonana, że nie przekroczyłam dozwolonej prędkości, a co dopiero przekroczenie o ponad 50 km/h. Chciałam wyjaśnić sytuację. W radiowozie siedział drugi funkcjonariusz – wspomina kobieta. Po chwili zobaczyła urządzenie do pomiaru prędkości. - Radar leżał na kolanach drugiego policjanta, który w czasie całej interwencji nie wysiadł z radiowozu. Była tam prędkość 105 km/h – mówi pani Anna. Poprosiła, żeby policjanci potwierdzili, że chodzi o jej pojazd. – Usłyszałam, że ręce opadają, gdy się mnie słucha. Dostałam mandat, 10 punktów karnych i na trzy miesiące odebrano mi prawo. Wtedy jeszcze nie docierało do mnie, co się właściwie wydarzyło – przyznaje kobieta. – Mój stres był tym większy, że byłam na wyjeździe służbowym z pracownikiem. Uznałam, że im szybciej to spotkanie z policjantami się zakończy, tym lepiej – dodaje. Teraz pani Anna przyznaje, że przyjmując mandat, zrobiła błąd.

Gdybym się wykłócała, postawiła tym policjantom, to może byłoby inaczej. Ale od 30 lat nigdy nie zatrzymała mnie policja, nigdy nie dostałam mandatu. To był pierwszy raz i do głowy by mi nie przyszło, że zostanę tak potraktowana. Dla mnie to było traumatyczne przeżycie – mówi.

Zabrane prawo jazdy i cała masa problemów

Pani Anna pracuje głównie poza biurem. Podróżuje po terenie całego Lubuskiego. Do pracy dojeżdża 30 km w jedną stronę autem prywatnym, w pracy wyjeżdża w teren służbową skodą. – Miałam 24 godziny na przeorganizowanie sobie całego życia. To był jakiś koszmar – mówi. Sytuację trzeba było zgłosić u przełożonych. – Moje obowiązki wymagają prawa jazdy. Nie wiedziałam, czy ta sytuacja nie spowoduje utraty pracy. Informując zarówno moich przełożonych, jak i współpracowników, czułam się mocno zażenowana i niepewna. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Tak po ludzku było mi wstyd. Ostatecznie okazało się, że zarówno dyrekcja, jak i współpracownicy zachowali się fantastycznie. W pracy wszystko udało się zorganizować. Ale w życiu prywatnym miałam gehennę – przyznaje pani Anna. Na co dzień opiekuje się 93-letnią, schorowaną matką. Trzeba jeździć po zakupy, wykupywać lekarstwa, odwiedzać lekarza.

Ochłonęła i się odwołała

Pani Anna przyjęła mandat, ale miała tydzień, żeby odwołać się do sądu. – To były ogromne emocje. Ochłonęłam. Byłam przekonana, że nie przekroczyłam prędkości, że niesłusznie zabrano mi prawo jazdy i wyrządzono mi krzywdę. Po kilku dniach sprawa poszła do sądu. Na rozprawę policjanci nie przynieśli notatek służbowych, zdjęć, nagrań. Nie potrafili udowodnić, że zmierzona prędkość dotyczy mojego pojazdu – mówi kobieta.. Okazało się, że skoda, którą jechała, ma zamontowany rozbudowany system GPS, który dokładnie śledzi pojazd. System jest certyfikowany, z homologacją. Firma, w której pracuje pani Anna, udostępniła te certyfikaty i homologację sądowi. Udostępniła też dokładny zapis systemu GPS. – Okazało się, że w całych Ludzisławicach moja maksymalna prędkość wynosiła 44 km/h – mówi kobieta.

GPS pokaże dany punkt i jego dokładną prędkość

- System GPS jest bardzo dokładny. Potrafi do centymetra zlokalizować dany obiekt i jego prędkość. Nie bez powodu wykorzystywany jest choćby w lotnictwie, przez geodetów, czy do celów militarnych. W przypadku samochodów cywilnych wszystko zależy od klienta. Można ustawić, że położenie danego pojazdu będzie sprawdzane co sekundę. Z reguły jednak się tego nie stosuje, bo wiąże się to z przesyłem dużej ilości danych – mówi Dariusz Kwakszys, IT Manager w firmie Gannet Guard Systems, która oferuje m. in. profesjonale urządzenia do śledzenia pojazdów.

Te systemy muszą być certyfikowane, przechodzą całą procedurę homologacji, aby mogły zostać dopuszczone do użytku – dodaje nasz rozmówca.

Pan Dariusz przyznaje, że o sytuacji, gdy dane z zapisu GPS pojazdu posłużyły do anulowania mandatu, słyszał do tej pory tylko raz.

Sąd: przewinienia nie było

5 lutego 2022 r. w gorzowskim sądzie zapadło prawomocne postanowienie. Sąd postanowił o uchyleniu prawomocnego mandatu i punktów karnych. W międzyczasie pani Anna odzyskała prawo jazdy, minęły już bowiem ustawowe trzy miesiące, na które zatrzymano dokument. – Mimo postanowienia sądu jeszcze pod koniec kwietnia widniałam w systemie CEPiK. Nie rozumiem, dlaczego przez tyle czasu i mimo postanowienia sądu policja nic z tym nie zrobiła – mówi kobieta. Ma ogromny żal do policji. – Oczekuję, że policjanci, którzy zatrzymali mi prawo jazdy, poniosą konsekwencje – przyznaje. Wynajęła prawnika. Zapowiada, że będzie walczyła o swoje dobre imię.

„To się w głowie nie mieści”

- Dla mnie historia jest wręcz nieprawdopodobna, nie wierzę, że policjanci celowo pokazali zatrzymanej prędkość innego pojazdu. Żaden zdrowo myślący policjant by sobie na to nie pozwolił. W dzisiejszych czasach nie wiadomo kogo się zatrzymuje. Ludzie mają zamontowane kamerki, nagrywają wszystko telefonami. Takie sprawy po prostu nie przechodzą. Moim zdaniem mogło dojść do błędu pomiaru, one czasem się zdarzają – mówi nam emerytowany policjant drogówki z Lubuskiego. – Albo źle zadziałało urządzenie, którym posługiwali się policjanci, albo GPS, który miał zamontowany pojazd. Inna sytuacja po prostu nie mieści mi się w głowie. Być może gdyby sąd powołał biegłego, wiedzielibyśmy więcej – słyszymy.

Policyjny radar miał legalizację

Pani Anna została zatrzymana przez policjantów drogówki z Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie Wlkp. Policja zaznacza, że urządzenie, którym zmierzono prędkość, miało wszystkie niezbędne legalizacje. To laserowy miernik prędkości. Po dokonaniu pomiaru wyświetla prędkość pojazdu i odległość, z jakiej ją zmierzono. Po naduszeniu przycisku pokazuje też czas, w jakim dokonano tego pomiaru. – Mi godziny dokonania pomiaru nie pokazano. Widziałam tylko prędkość: 105 km/h – mówi pani Anna. Co na to policja? Funkcjonariusze podkreślają, że policjanci pomiaru dokonano za pomocą laserowego miernika prędkości Ultralyte LTI 20-20, legalizowanego przez Urząd Miar. Urządzenie posiadało świadectwo legalizacji ważne do 25 grudnia 2021 roku. Stosowane jest przez policjantów w kilkudziesięciu krajach świata, w tym na terenie Unii Europejskiej. Każde posiada świadectwo legalizacji, podlega rygorystycznym wymaganiom metrologicznym i tylko urządzenia spełniające wymagania techniczne dopuszczone są do pomiaru prędkości w polskim porządku prawnym.

Używane przez policję urządzenia bezwzględnie poddawane są corocznej legalizacji przez Główny Urząd Miar. W związku z przekroczeniem prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym, nałożono mandat karny, który kierująca przyjęła i jednocześnie zgodnie z obowiązującymi przepisami, zatrzymano jej prawo jazdy na trzy miesiące – mówi podkomisarz Grzegorz Jaroszewicz, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gorzowie Wlkp.

Podkreśla, że zgodnie z przepisami to starosta w oparciu o informacje przekazane przez policjantów decyduje o zatrzymaniu prawa jazdy. – Sęk w tym, że policjanci wpisali mnie do systemu CEPiK i z podanego przez nich paragrafu wynikało, iż mam zabrane na trzy miesiące uprawnienia do kierowania autem. U starosty byłam osobiście. Po zapoznaniu się z materiałami, które zresztą przedstawiłam też przed sądem, starosta zdecydowała, że ze względu na skomplikowany charakter sprawy przedłuża postępowanie administracyjne czyli nie wydaje decyzji o zatrzymaniu mi prawa jazdy – mówi pani Anna. Tu doszło do swoistego kuriozum. Przez większość z okresu trzech miesięcy, na które zatrzymano pani Annie prawo jazdy, decyzja starosty była zawieszona. Formalnie prawo jazdy odebrano kilka dni przed upływem trzech miesięcy tylko po to... żeby można je była oddać. Policja oficjalnie nie chce komentować postanowienia sądu. Ale nieoficjalnie funkcjonariusze z którymi rozmawialiśmy są zdumieni, że sąd wziął pod uwagę dane z zamontowanego w samochodzie sytemu GPS, a nie z profesjonalnego, certyfikowanego i skalibrowanego urządzenia, którym posługują się policjanci w całym kraju. - Podczas pomiaru w polu widzenia policjanta nie znajdował się żaden inny pojazd. Stąd nie było możliwości, aby dokonać pomiaru prędkości innego pojazdu. Po zatrzymaniu pojazdu, policjanci przedstawili się, poinformowali o powodach kontroli oraz okazali laserowy miernik prędkości z zarejestrowanym pomiarem wraz z informacją o czasie i odległości z jakiej wykonano pomiar – podkreśla G. Jroszewicz. Policjanci podkreślają też, że pani Anna mandat przyjęła i dopiero po kilku dniach zakwestionowała pomiar prędkości. – Ja nie podważam tego, że policyjne urządzenie miało wszystkie niezbędne legalizacje, certyfikaty, atesty, kalibracje itd. Jestem przekonana, że ten pomiar po prostu nie dotyczył mojego samochodu – mówi kobieta.

Będzie walka o zadośćuczynienie

- Wysłałam do policji pismo o polubowne załatwienie kwestii zadośćuczynienia. Minęło pona pięć tygodni i nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Nie rozumiem, dlaczego policjanci tak zwlekają z odpowiedzią na moje pismo. Chcę nagłośnić tę sprawę, bo uważam, że takie zachowanie nie przystoi policjantom. Zchowanie tych dwóch funkcjonariuszy było karygodne. Teraz już wiem, że tej sprawy tak nie zostawię - mówi pani Anna. Pani Anna dostała odpowiedż od policji pod koniec maja. W piśmie policja nie przyznaje się do jakiegokolwiek błędu. Pani Anna wynajęła prawnika, będzie żądała od policji zadośćuczynienia.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Policyjny radar kontra GPS. Policjanci zabrali prawo jazdy. Sąd uznał, że bezpodstawnie - Gazeta Lubuska

Wróć na i.pl Portal i.pl