SPIS TREŚCI
Trump wystąpił przed Kongresem
We wtorek prezydent USA Donald Trump wygłosił orędzie przed połączonymi izbami Kongresu. Ogłosił, że w ciągu kilku tygodni rządów osiągnął więcej niż jakikolwiek inny prezydent. Mówił też, m.in. o gotowości Rosji i Ukrainy do zawarcia pokoju oraz planach odzyskania Kanału Panamskiego i aneksji Grenlandii.
Zdaniem politologa prof. Arkadiusz Modrzejewskiego z Uniwersytetu Gdańskiego, w przemówieniu Trumpa nie było niczego nowego. "Usłyszeliśmy te same samozachwyty; wymienił tych samych wrogów, których wskazywał wielokrotnie" - stwierdził.
Trump „dyrygentem w orkiestrze populistycznych muzykantów”
Jego zdaniem Trump nie różni się w tej materii od innych populistów. "Ze względu jednak, że jest prezydentem USA staje się dyrygentem w orkiestrze populistycznych muzykantów. A że potrafi uwodzić, widzimy po reakcjach polskiej prawicy, która bez mała bezkrytycznie przyjmuje każde jego słowo i decyzję, potrafiąc uzasadnić i usprawiedliwić największą bzdurę i kłamstwo" - ocenił ekspert.
W trakcie wystąpienia Trump powiedział o liście, który otrzymał od prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego zamieszczonego wcześniej na portalu X, w którym ukraiński lider wyrażał żal z powodu kłótni w Gabinecie Owalnym i deklarował gotowość, "by jak najszybciej zasiąść do stołu negocjacyjnego, aby przybliżyć osiągnięcie trwałego pokoju" oraz podpisania umowy o minerałach. Wbrew wcześniejszym doniesieniom Trump nie ogłosił żadnego przełomu w sprawie tej umowy.

Zdaniem prof. Modrzejewskiego był to sygnał złagodzenia tonu wobec prezydenta Zełenskiego. "W wypowiedziach Trumpa pojawiły się oczywiste przekłamania, jak m.in. liczba ofiar liczonych w milionach po stronie ukraińskiej i rosyjskiej" - powiedział.
Nie wskazał Rosji jako agresora
Zaznaczył, że zabrakło w wypowiedzi Trumpa wskazania Rosji jako agresora. "Ta relatywizacja jest bardzo - z pragmatycznego punktu widzenia - niebezpieczna, bo wzmacnia Rosję. Z moralnego, nieakceptowalna" - ocenił i dodał, że prezydent USA odpowiedzialność za wojnę przenosi na ofiarę. "To musi rodzić nasze oburzenie i stanowczy sprzeciw" - zaznaczył politolog.
Prof. Modrzejewski, oceniając wystąpienie Trumpa, zwrócił uwagę, że potwierdził on "swój konfrontacyjny styl w polityce zagranicznej". "Już nie tylko najbliżsi sąsiedzi, czyli Meksyk i Kanada, sojusznicza Unia Europejska oraz Chiny są celem nakładania ceł, ale grozi się nimi także Korei Południowej, Brazylii i RPA" - wskazał ekspert.
Podkreślił, że jego zdaniem Trump dąży do rozchwiania systemu międzynarodowego, widząc w tym możliwości dla Stanów Zjednoczonych. "Nie dostrzega przy tym zagrożeń. To bardzo nieodpowiedzialne i ryzykowne" - ocenił.
Świat jak korporacja
Dodał, że zarządzanie światowym mocarstwem, jak międzynarodową korporacją, może przynieść wkrótce opłakane efekty, także dla samych Amerykanów. "Amerykański sen, o którym wspominał wielokrotnie, może stać się koszmarem. Już jest z pewnością dla Ukraińców i coraz częściej partnerów USA z Europy, niewykluczone, że będzie i dla samych Amerykanów, w tym wyborców Trumpa" - powiedział.
Prof. Modrzejewski wskazał, że w Kongresie można było zauważyć "podzieloną Amerykę". Z jednej strony entuzjastyczni Republikanie, którzy "zdawali się konkurować, kto głośniej będzie skandować nazwisko prezydenta", z drugiej "milczący i siedzący Demokraci, przeżywający traumę porażki".
Dwie Ameryki
Zwrócił uwagę, że w trakcie wytępiania Trumpa wyprowadzono z sali demokratycznego kongresmen Al Green'a, który starał się przekrzyczeć prezydenta i zakłócać jego wystąpienie. Natomiast dwóch innych kongresmenów demokratycznych opuściło salę. "Mamy dwie Ameryki. Spolaryzowane społeczeństwo amerykańskie na skalę niespotykaną chyba od czasów wojny secesyjnej" - ocenił politolog.
"Po jednej stronie Demokraci z minorowymi twarzami i ci milczący Republikanie, dla których obecny gospodarz Białego Domu i jego administracja są porażką i tylko strach przed utratą pozycji nie pozwala im głośno krytykować prezydenta. Po drugiej stronie zadowoleni z siebie Republikanie, którzy nawrócili się na populizm. To, co wcześniej było marginesem, jak Tea Party, weszło do republikańskiego mainstreamu i dziś rządzi największym mocarstwem świata" - powiedział.
Zdaniem Szefa Instytutu Politologii UG, Trump w trakcie przemówienia przed połączonymi izbami Kongresu "dał dość mierny i narcystyczny, popis oratorski". "Z niezachwianą wiarą w siebie Trump mówił o sukcesach, jakie osiągnął on i jego administracja w ciągu kilku tygodni od objęcia urzędu, dezawuując osiągnięcia poprzedników, przede wszystkim Joe Bidena" - powiedział.
Zwrócił również uwagę, że Trump w trakcie przemówienia nie omieszkał porównać siebie do Jerzego Waszyngtona, byłego prezydenta USA, uważanego za ojca narodu amerykańskiego.(PAP)
pm/ mow/
Źródło: