Z badania „Nastolatki 3.0.” wynika, że niemal co 10. nastolatek przynajmniej raz w życiu wysłał swoje intymne zdjęcie osobie znanej tylko z Internetu. To tzw. “seksting”, który bezpośrednio zagraża jego życiu, bo może w ten sposób narazić się na szantaż albo przemoc seksualna. Dyżurnet.pl, działający w strukturze Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej Państwowego Instytutu Badawczego, odnotował w 2017 roku blisko 14 tysięcy zgłoszeń potencjalnie nielegalnych i szkodliwych treści w Internecie.
Mamy wpływ na to, co widzą
Najwięcej zawiadomień dotyczyło materiałów przedstawiających seksualne wykorzystywanie dzieci i związanych z publikacją obrazów osób nieletnich w seksualnym kontekście.
- Nie powinno nas to szokować, bo my dorośli ciągle jesteśmy narażeni na takie informacje i obrazki w sieci. Dzieci nie spotykają się z rzeczami, na które my się nie natykamy
- mówi Martyna Różycka, kierownik Dyżurnet.pl.
Jak mówi, to co widzą nasze dzieci w sieci, to też nasza wina.
- Powinniśmy z większą refleksją podchodzić do tego, co publikujemy np. linkujemy na naszym profilu społecznościowym – zaznacza. - Zwracajmy uwagę na to, jakie strony odwiedzają nasze dzieci. Reagujmy, gdy ktoś prezentuje im niewłaściwe treści. Warto np. skontaktować się z rodzicami innego dziecka, które pokazuje rówieśnikom coś, czego nie akceptujemy. Niepokojące i niebezpieczne treści można zgłaszać nam anonimowo do Dyżurnet.pl – mówi.
Wyzwanie dla życia
Dzieci i młodzi ludzie coraz więcej czasu spędzają w cyberprzestrzeni. To dla nich naturalna kontynuacja życia w realnym świecie. Tam spotykają się ze znajomymi. I rzucają sobie np. wyzwania. Od zjedzenia łyżeczki cynamonu, przez wyzwanie, kto dłużej wytrzyma z kapsułką do prania w ustach, po „wyzwanie 48 godzin”.
Zasady są proste - dziecko podejmujące “wyzwanie 48 godzin” musi zniknąć z domu i zdobyć, jak najwięcej punktów. Każdy post na Facebooku, w którym wymieniono imię dziecka z informacją o jego zaginięciu oznacza jeden punkt. Innymi słowy - im więcej internautów zaangażuje się w akcję poszukiwawczą, tym więcej punktów zdobędzie gracz.
– Dorośli dziwią się, że dzieci angażują się w takie akcje. To jest ich sposób na dowartościowanie, zdobycie popularności, poczucie się wyjątkowym – mówi dr Joanna Barbara Hmaj, psycholog, psychoterapeuta z Rzeszowa. – Próbują w ten sposób zdobyć coś, czego nie mają w życiu realnym. Zainteresowanie – dodaje.
– Rodzic, który wychowuje, a nie hoduje dziecko, uczestniczy w jego życiu, zauważy zmiany w jego zachowaniu. Brak zainteresowanie życiem realnym, godziny spędzane w sieci. To powinno nas zaniepokoić. Uzależnienie od Internetu to epidemia XXI wieku
– zaznacza.
Epidemia, na która mają wpływ dorośli.
- Rodzice, już kilkuletnim dzieciom dają do rąk tablety, laptopy, iphony, żeby dzieci obejrzały sobie coś w Internecie. W ten sposób sami wpychamy dzieci w cyberświat - mówi dr Joanna B. Hmaj.