- Na pewno będziemy pod koniec roku rozmawiać na temat przedłużenia depozytu. Od2000 roku, kiedy Muzeum Narodowe go dostało, umowy były już wielokrotnie odnawiane - mówi Aleksandra Sobocińska, rzecznik prasowy Muzeum Narodowego. - Na razie nie mamy żadnego kontaktu z siostrzenicą pani Piaseckiej, która zarządza Fundacją. Bardzo nam zależy, by depozyt nadal u nas pozostał. Dzieła można oglądać od 2002 roku w starym gmachu Muzeum Narodowego.
Trzynaście lat temu była szansa, że trafi do nas większa część kolekcji miliarderki, która według ekspertów była jednym z najcenniejszych prywatnych zbiorów na świecie. Trzy lata trwały rozmowy na temat jej ekspozycji w Poznaniu i zakończyły się fiaskiem.
Rozpoczął je w 2000 roku prof. Konstanty Kalinowski, ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego w Poznaniu, który był także konsultantem kolekcji Barbary Piaseckiej Johnson. Władze miasta także okazały wielkie zainteresowanie, proponując nawet utworzenie nowego muzeum.
Najpierw dzieła miały być wystawione w starym gmachu Muzeum Narodowego, ale wtedy musiała by zostać zlikwidowana część stałej ekspozycji. Potem mówiło się o dobudowaniu, także w tym celu, nowego skrzydła Biblioteki Raczyńskich, wyremontowaniu kamieniczek należących do Muzeum na Starym Rynku.
Podczas wizyty w 2000 roku Barbara Piasecka-Johnson oglądała także sale reprezentacyjne na piętrze cesarskiego zamku. Początkowo była nim zachwycona. Zwiedzając, opowiadała jakie dzieła mogłaby przywieźć do Poznania i tutaj prezentować. Wszyscy zacierali ręce, bo to przecież miało rozsławić stolicę Wielkopolski na cały świat.
I nagle okazało się, że konserwator zabytków nie zgadza się na wyburzenie ścianki (zabytkowa i nośna - taki był podany oficjalny komunikat). Poza tym w zamku gościł Hitler i do tego jeszcze miasta nie stać na sprowadzenie i zamontowanie najnowszych systemów bezpieczeństwa. Ale tak naprawdę nie wiadomo, czy to było powodem zerwania rozmów.
- Niewiele mogę powiedzieć na temat negocjacji i Barbary Piaseckiej-Johnson, bo spotkałem ją tylko raz przelotnie - mówi Andrzej Woziński, ówczesny zastępca prof. Kalinowskiego. - Pamiętam, jak przyjechał obraz Tintoretta i kilkanaście dużych rozmiarów gobelinów. Nie mam pojęcia, dlaczego nie udało się doprowadzić do końca rozmów o przekazaniu większości zbiorów do Poznania. Odszedł z muzeum profesor Kalinowski i wkrótce potem ja także.
Potem nie było już o tym mowy, a miliarderka rozpoczęła wyprzedaż kolekcji, przekazując pozyskane pieniądze na wsparcie przedszkoli, szkół i ośrodków zajmujących się autyzmem. W Poznaniu ostatni raz była we wrześniu 2011 roku, by udzielić wsparcia oddziałowi dla Dzieci z Autyzmem w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnych przy ulicy Szamarzewskiego.