- Moją pierwszą pacjentką była pani z nieleczonym nowotworem piersi. Na wejściu pokazała mi tę pierś i zapytała "W czym chce mi pani pomóc"? To była jedna wielka ziejąca rana - mówi dr Teresa Świrydowicz, psycholożka i psychoonkolożka, która przez wiele lat pracowała w hospicjum. Jest drobną kobietą, ale bije od niej spokój i siła. A siły psychicznej w tej pracy potrzeba wiele.
- Jeżeli jest w nas duży lęk przed śmiercią, to trudno jest pracować w tym zawodzie. To stąd bierze się postawa nieautentyczności - psycholog próbuje pomóc, a jednocześnie obronić się przed strachem. Wtedy powstaje "szyba" między nim a pacjentem - tłumaczy Teresa Świrydowicz. I dodaje: - Psycholog powinien być świadomy swojej śmiertelności. To płaszczyzna do porozumienia z pacjentem. Łatwiej pracuje się ze świadomością, że oboje umrzemy, ale czas, który spędzamy teraz razem, jest jeszcze czasem osób żyjących.
Podobnego zdania jest Bożena Kapłon jest psycholożką w Hospicjum Palium: - To zajęcie dla osób, które przemyślały ważne sprawy, włącznie z własną śmiercią. Moim motywem pracy jest bliskość. Gdy nie ma już słów, to wspólne milczenie czy dotknięcie ręki potrafi zdziałać cuda. Dla mnie ta praca to bardzo osobiste i wyjątkowe doświadczenie. Jakkolwiek dziwnie to brzmi - lubię przebywać w hospicjum. Tam czuję wewnętrzne spełnienie.
- W tym zawodzie nie można mieć wielkich ambicji, zakładać, że pomoże się pacjentowi we wszystkim. Nasza praca w każdej chwili może zostać brutalnie przerwana - mówi Marta Fludra z Hospicjum Palium. I dodaje: - To nauczyło mnie najważniejszej cechy w tej pracy - pokory.
Czy psycholog może przyzwyczaić się do faktu, że jego pacjenci umierają?
- Nie można się przyzwyczaić, ale można zaakceptować. To, że byliśmy z pacjentem, że dzięki naszej pomocy był bardziej pogodzony z tym co się dzieje, może nawet to zaakceptował - to jest nasza nagroda. Myślę, że lekarze bardziej się przed tym chronią. To dlatego niektórzy z nich odczuwają niechęć do pacjentów, którym już pomóc nie można. Bo pacjent umierający porusza w nas taką strunę, że i nas to czeka - mówi T. Świrydowicz. I przyznaje, że uczestniczy w pogrzebach pacjentów...
- Pamiętam wszystkie osoby, z którymi pracowałam. One zostają gdzieś w nas. Ale chcę podkreślić - nie jest to rodzaj balastu czy bagażu - mówi B. Kapłon.
Wydaje się, że praca w hospicjum bardzo mocno wpływa na życie prywatne. Marta Fludra uważa, że da się to oddzielić. Odmiennego zdania jest T. Świrydowicz:
- W dużej części koszty tej pracy ponosi rodzina psychologa. Gdy ten mierzy się z trudną relacją z pacjentem, nie da się nie przynieść tego do domu. I nie dość, że się to przynosi, to jeszcze chce się tym podzielić.
Jak praca z umierającymi wpływa na postrzeganie własnego życia? Psycholożki przyznają, że są bardzo świadome kruchości życia. Ale jest też ta druga, pozytywna strona:
- Widzę wartość każdego dnia i potrafię się nim cieszyć. Żyję teraźniejszością a nie przyszłością - mówi Teresa Świrydowicz.