W wywiadzie dla DZ prezes GKSKatowice, Marek Szczerbowski, bez owijania w bawełnę, opowiedział o kulisach związanych z miejską polityką. Szef klubu z Bukowej ujawnił, że tuż po objęciu stanowiska spotkał się z próbami wywierania wpływu na swoje decyzje przez członka komisji rewizyjnej (pod groźbą przeprowadzenia kontroli), a później z żądaniami gratisowych zaproszeń na mecze.
- Ja radnych oczywiście zapraszam, ale do kasy. Niech kupują bilety i karnety, wspomagając w ten sposób klub - skwitował te historie Szczerbowski, który swoją misję zakończy w sierpniu.
Słowa prezesa należącej do miasta GieKSy wywołały społecznych wybrańców do tablicy, ale ci wybrali taktykę milczenia. Ani nie zaprzeczyli, ani się nie oburzyli, ani też oczywiście nie potwierdzili omawianych przez Marka Szczerbowskiego praktyk. Tyle, że w tym akurat przypadku - sądząc po komentarzach internautów - nie jest to reakcja najskuteczniejsza. Zwłaszcza, że podczas kibicowskiego bojkotu meczów domowych, co najmniej kilku z rajców chętnie utożsamiało się z fanami, licząc zapewne na ugranie w ten sposób wyborczego kapitału. Ale ci kibice o darmowych wejściówkach mogą przecież tylko pomarzyć, więc to fraternizowanie zaczęło trącić polityczną hipokryzją...
Słuchając prezesa GKS-u przypomniało mi się wyzwanie, jakiego przed laty podjął się jeden z jego odpowiedników, zarządzający Górnikiem Zabrze. On także zirytował się na pazerność ówczesnych radnych tego miasta i po prostu zakazał im wstępu na - nieistniejącą już dziś - trybunę honorową bez przedstawienia zakupionego w kasie biletu. Efektem decyzji były... puste miejsca. Tam także nikt nie uderzył się w piersi, nikt nie zaświecił przykładem. Reakcją była obraza i poczucie krzywdy, trwające aż do zniesieniatych „twardych sankcji” przez kolejnego prezesa, który nie miał ochoty toczyć podobnej walki z wiatrakami.
I tu dochodzimy do sedna sprawy, a właściwie problemu. Kto właściwie jest właścicielem klubu miejskiego? Formalnie rzecz biorąc wszyscy mieszkańcy, którzy chcąc nie chcąc partycypują w jego funkcjonowaniu i utrzymaniu prezesów, zawodników i infrastruktury, z halami i stadionami na czele, użyczanymi w tym przypadku na zasadach bynajmniej nie komercyjnych. Tyle, że przeciętni zjadacze chleba, jako się już rzekło, dokładają się jeszcze płacąc za bilety i karnety. Przyjęło się więc, że ucieleśnieniem pojęcia właściciela są prezydenci (tudzież burmistrzowie, wójtowie itp.). A radni? No właśnie. To od nich przecież zależy klubowe być albo nie być, w końcu to oni mają w swoich rękach głosowania nad kolejnymi milionowymi transzami, zakupami akcji i innymi mechanizmami utrzymującymi klub. Czy to jednak oznacza, że w zamian powinni być traktowani na zasadach VIP-owskich gości honorowych?
Oto jest właśnie pytanie, którym w stół uderzył Marek Szczerbowski. Zwykła uczciwość wymaga, by teraz swoją opinię przedstawili sami rajcy, najlepiej ze świeżo zakupionym karnetem w dłoni...
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
