Reforma Gowina. Filolodzy z Uniwersytetu Łódzkiego „przerażeni” listą punktowanych wydawnictw. Humaniści z UŁ wskazują też inne zagrożenia

Maciej Kałach
Prof. Jarosławowi Płuciennikowi (z prawej) towarzyszył m.in. Marcin Gołaszewski (w środku), szef rady miejskiej – i doktor UŁ
Prof. Jarosławowi Płuciennikowi (z prawej) towarzyszył m.in. Marcin Gołaszewski (w środku), szef rady miejskiej – i doktor UŁ
Filolodzy, pracujący z językiem francuskim, hiszpańskim, włoskim czy rosyjskim, powinni publikować po angielsku, bo inaczej nie zgromadzą dużej liczby punktów do zaświadczenia pokaźnego dorobku naukowego. Taki będzie efekt listy ogłoszonej przez Jarosława Gowina – według pracowników Uniwersytetu Łódzkiego, którzy zebrali się wczoraj przed jedną z jego siedzib.

Przed wejściem do gmachu Wydziału Filologicznego UŁ zgromadzili się naukowcy tej jednostki oraz przedstawiciele innych wydziałów: Filozoficzno-Historycznego i Ekonomiczno-Socjologicznego. Ich spotkanie było wyrazem protestu wobec aktów prawnych wicepremiera Jarosława Gowina, ministra nauki i szkolnictwa wyższego, które precyzują zapisy obowiązującej już ustawy, reformującej szkolnictwo wyższe.

Filolodzy mówili, że są „przerażeni” ogłoszoną w połowie stycznia nową listą wydawnictw najwyżej „punktowanych” – czyli takich, gdzie publikowanie jest najbardziej cenne dla pozycji naukowca i jednostki, w której on pracuje. Wydawnictwa „warte” 200 punktów to 36 oficyn wyłącznie anglojęzycznych. Publikacje w pozostałych (pół tysiąca wydawnictw) resort wycenia na 80 punktów, poza tym i w tym przypadku brakuje wielu ważnych dla filologów pozycji.

– Jako przekładoznawca zajmuję się materiałami polsko-rosyjskimi. Dlaczego mam o tym pisać po angielsku? – pytała retorycznie prof. Anna Bednarczyk z Instytutu Rusycystki UŁ.

Podobne opinie reprezentowali naukowcy pracujący z językami romańskimi (to m.in. francuski, hiszpański i włoski).

Ponadto, według prof. Jarosława Płuciennika, kulturoznawcy i literaturoznawcy (to były prorektor UŁ), wejście innego projektu ministra Gowina w życie oznacza niedofinansowanie studiów humanistycznych – o 40 procent w stosunku do dziedzin ścisłych. Ma się tak stać na skutek określenia w rozporządzeniu nowych tzw. wskaźników kosztochłonności.

Spotkanie przed Wydziałem Filologicznym UŁ służyło przybliżeniu łodzianom stanowiska wypracowanego podczas sobotniego Nadzwyczajnego Kongresu Humanistyki Polskiej.

– „Rozporządzenia MNiSW do ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym zagrażają podstawom badań w naukach humanistycznych i społecznych, zagrażają autonomii nauki oraz jej interdyscyplinarnemu rozwojowi. Uderzenie w nauki badające polską historię, naszą nowoczesność, jej komplikacje i uwarunkowania jest ciosem w podstawy demokratycznej debaty publicznej. ” - napisali uczestnicy tego kongresu. W przyjętym dokumencie pozostawili sobie „możliwość protestów w sytuacji zignorowania przez MNiSW przedstawionych oczekiwań”.

Ministerstwo w komunikacie z połowy stycznia, w którym ogłosiło wykaz wydawnictw, podkreśla, że będzie on aktualizowany. A w zeszłym tygodniu MNiSW opublikowało list 15 badaczy, popierających reformę, z którego ma wynikać, że obecnie w polskiej nauce „znaczna część publikacji to prace, których nikt nie czyta i nie cytuje, mało jest także użytecznych patentów, a prace naukowców na ogół nie budzą zainteresowania gospodarki instytucji publicznych” Wśród podpisanych pod listem jest m.in. prof. Barbara Klajnert-Maculewicz, biofizyk z UŁ.

Wróć na i.pl Portal i.pl