Najpierw spłonął żywopłot z wieloletnich iglaków wzdłuż ogrodzenia dużej i okazałej posiadłości rodziny. Zastanawiające było to, że podpalenia dokonano od wnętrza posiadłości, a nie zza płotu, przy pomocy benzyny.
- Nie wiadomo było czy to złośliwość a może wybryk chuligański. Rozległa posiadłość wprawdzie ma system alarmowy i np. czujki, ale nie sięgają one płotu. Niewiele można było zrobić, ale policja nawet nie przesłuchała sąsiadów. Może ktoś coś widział, słyszał?! - mówi nam pan Rafał.
1 maja ok. godz.4.30 sprawca podpalił drewniany domek ( 20 m2 powierzchni) na sprzęty ogrodnicze, kosiarki, aeratory siewnik itp. Schowek stał w bezpośredniej bliskości garażu i ok. 16 m od willi. Domek spłonął doszczętnie, a straty oszacowano na ok. 50 tys. zł. Sprawca dokonał ataku od strony pobliskiego stawu hodowlanego, po wcześniejszym przecięciu nożycami do drutu, siatki ogrodzeniowej. Stwierdzono, że podpalacz porzucił sprzęt, z którym przyszedł, w tym pojemnik na benzynę i nożyce. W stawie znaleziono tzw. koktajl Mołotowa czyli butelkę z cieczą palną i knotem służąca do podpalenia obiektu z odległości.
Nie wykluczone, że podpalaczowi butelka przypadkowo wpadła do wody. Rodzina zastanawia się czy agresor nie chciał podpalić bezpośrednio domu. Do trzeciego podpalenie doszło nadranem 4 maja na ul. Rybackiej w Lubaniu. Tu sprawca prawdopodobnie chciał spalić mieszczącą się, za stacją paliw Shell, hurtownię Nieckarzy. Wiatr pokrzyżował zamiary i przeniósł ogień na dach sąsiedniego warsztatu, który praktycznie spłonął cały. Hurtownia ucierpiała w mniejszym stopniu, choć stojąca obok wiata hurtowni spłonęła i się zawaliła. Straty idą w dziesiątkach tysięcy.
Końca podpaleń nie widać, a motyw sprawców wydaje się nie jasny. Podpalacze nie występują z żadnymi roszczeniami.
Nieckarze byli już nękani. Jakiś czas temu ukradziono im BMW i zażądano 20 tys. okupu. Jeden z podejrzanych to były partner córki Nieckarzy. Sprawa wciąż trawa, a póki co horror nie ustaje.