Roma Gąsiorowska: Nic nie zniszczy mojej miłości z mężem

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Sylwia Dąbrowa
Tuż przed maturą zmarła jej mama. Mimo to nie załamała się. Bo miała w sobie ogromną potrzebę wyrażania siebie przez sztukę. Dziś jest nie tylko cenioną aktorką, ale i pedagogiem.

To prawdziwy wulkan energii. Z jednej strony gra w popularnych komediach romantycznych, a z drugiej – w typowo artystycznych przedsięwzięciach. Jakby tego było mało prowadzi własną szkołę aktorską. Do tego ma szczęśliwą rodzinę, która daje jej energię do realizowania wszystkich innych przedsięwzięć. Wszyscy się dziwią skąd znajduje na to wszystko siły – a ona tylko uśmiecha się i podejmuje kolejne zadania.

- Moje warunki sprawiały, że długo obsadzano mnie w rolach niedojrzałych kobiet, nawet jeśli ja byłam emocjonalnie gdzieś indziej. Teraz osiągnęłam wiek, w którym gram inne bohaterki. Weszłam w dobry czas życia. Wypracowałam sobie świadomość́, kim jestem, czego chcę, co mogę osiągnąć, a nad czym muszę pracować. Jako człowiek i jako artystka – mówi w magazynie „Focus”.

Urodziła się w Bydgoszczy. Dorastała w niepełnej rodzinie, bo kiedy miała trzy lata, ojciec opuścił swych najbliższych. Cały ciężar utrzymania rodziny spadł więc na mamę. Nie było im łatwo i nie mogły sobie na wszystko pozwolić. Roma i jej młodsza siostra musiały się więc nauczyć, że czasem trzeba w życiu z czegoś zrezygnować. Kiedy pierwsza z nich chciała po podstawówce dostać się do liceum plastycznego, okazało się, że to niemożliwe, ponieważ mamy nie stać na malarskie przybory.

- Byłam grzeczną dziewczynką, typem wzorowej uczennicy. Owszem, lubiłam przygody, ale byłam odpowiedzialna, taka trochę mała-dorosła. Nie mam na koncie żadnych spektakularnych wyczynów - połamanych rąk i nóg, obdartych kolan. Zdarzało mi się jedynie wchodzić na drzewa, ale tylko po to, żeby czytać tam książki. No i jeszcze skakanie w gumę na podwórku - nic choćby odrobinę bardziej niebezpiecznego – wspomina w „Gazecie Krakowskiej”.

W czasie liceum Roma przeżyła okres nastoletniego buntu. Chciała się wyróżniać na ulicach szarej Bydgoszczy, więc przefarbowała włosy na zielono, a potem zrobiła sobie tatuaże. Kiedy młoda dziewczyna przygotowywała się do matury, jej mama niespodziewanie zmarła. To był dla Romy straszny cios – choć ją i jej siostrą zaopiekowały się babcia i ciocia, popadła w depresję. Uratowała ją artystyczna pasja.

- Miałam ogromną potrzebę wyrażania siebie na różne sposoby. Kiedy byłam w liceum, występowałam w Teatrze Plastycznym Witryna. To był mój początek wyrażania siebie poprzez sztukę. Robiliśmy scenografie, realizowaliśmy wizje naszego reżysera poprzez ruch i obrazy. Fascynowało mnie również malarstwo, performans i multimedia. To był mój świat – opowiada w „Dzienniku Polskim”.

Wybór akademii teatralnej na studia był dla Romy naturalny. Dziewczyna dostała się do krakowskiej szkoły i szybko zwróciła na siebie uwagę swych profesorów. Jej niekonwencjonalna osobowość sprawiła, że już w trakcie studiów dostała się projektu TR Warszawa, prowadzonego w stolicy przez cenionego reżysera Grzegorza Jarzynę. Musiała więc przejść na indywidualny tok studiów, by pogodzić pracę z nauką. Choć po dyplomie dostała propozycję etatu w krakowskim Starym Teatrze, wybrała jednak wyjazd do stolicy.

Mimo, że teatr był jej pasją, w Warszawie młoda aktorka zachwyciła się kinem. Wielkim sukcesem okazał się jej występ w ekranizacji powieści Doroty Masłowskiej „Wojna polsko-ruska”. Krytyka okrzyknęła ją aktorskim „objawieniem”. Potwierdzeniem talentu Romy okazała się jej rola w dramacie „Ki”, za którą dostała Złote Lwy na festiwalu filmowym w Gdyni.

- Wchodziły kamery cyfrowe, można było sobie pozwolić na tzw. brudy do ścięcia, improwizację. To wymaga od aktora wielkiej uwagi i umiejętności, aby naprawdę żyć postacią. Ja polubiłam taki styl pracy. Miałam dużo szczęścia, trafiłam na swój moment i wielu reżyserów dostrzegło mój głos albo nawet widziało we mnie głos pokolenia – tłumaczy w „Focusie”.

Duże doświadczenie, jakie zdobyła w czasie studiów i tuż po nich sprawiło, że choć była młodą aktorką, postanowiła otworzyć własną szkołę filmową. AktoRstudio okazało się nowością w kręgu polskiej edukacji artystycznej: Roma uczyła tam nie tylko klasycznych technik aktorskich, ale również tego jak się „wchodzi” i „wychodzi” z roli, kojarząc tradycyjną naukę z nowatorskimi metodami coachingowymi. Sukces szkoły sprawił, że z czasem powołała do życia również własną firmę producencką W-arte.

Roma poznała swego kolegę po fachu Michała Żurawskiego, kiedy przyjechała do stolicy, aby współtworzyć projekt TR Warszawa. Choć oboje byli wtedy w innych związkach, coś ich do siebie ciągnęło. Obawiali się jednak brnąć w to dalej i każde z nich poszło w swoją stronę. Spotkali się kilka lat później przy okazji jednego ze spektakli. Choć Michał został w międzyczasie ojcem, tym razem miłość między nimi wybuchła z pełną siłą. I mimo kontrowersji, jakie wywoływał ten związek, para postanowiła wziąć ślub.

- Ja wiem, że dla wielu osób ta uroczystość coraz mniej znaczy. Dla nas jest deklaracją, że chcemy być ze sobą na zawsze. Żyjemy w przeświadczeniu, że nigdy nie wydarzy się nic, co mogłoby naszą miłość zniszczyć. I mamy dowód, że to możliwe. Dziadek Michała, Klemens, po którym nasz synek ma imię, zakochał się raz na całe życie. Oboje z babcią są dla nas wzorem miłości doskonałej. „Będziemy tacy jak oni”, powtarza mąż – mówi Roma w serwisie Populada.

Para aktorów nie zwlekała z założeniem rodziny. Najpierw przyszła na świat ich syn Klemens, a potem córka Jadwiga. Romie i Michałowi udało się również uregulować stosunki z jego poprzednią partnerką i ich synem Leonem. Dziś tworzą kolorową rodzinę patchworkową, która jest ostoją i źródłem energii dla licznych przedsięwzięć zawodowych, które oboje podejmują. To nie znaczy, że między małżonkami nie ma konfliktów. Kiedy dochodzi do kłótni, oboje dają sobie czas, aby ochłonąć i już na spokojnie rozwiązują problem.

- Praca aktora jest specyficzna: ja odbieram to, że oboje mamy ten sam zawód, tylko na plus. Bo mój mąż rozumie, z czym się na co dzień zmagam, a ja rozumiem jego. Pewne kwestie są dla nas oczywiste i to znacznie ułatwia komunikację w związku. Tak naprawdę jednak w wieloletnim związku najważniejsze jest chyba to, żeby dobrać się charakterologicznie. I tu również nam się udało. Jesteśmy bardzo do siebie podobni, mamy podobne temperamenty, podobne marzenia i determinację. To nas zespala – podkreśla w „Gazecie Krakowskiej”.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Roma Gąsiorowska: Nic nie zniszczy mojej miłości z mężem - Plus Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl