SEKS w Sędziszowie

Maciej Duszyński
Reportaż został wyróżniony w III edycji konkursu im. Macieja Szumowskiego "Polska zza siódmej miedzy", którego współorganizatorem jest "Polska The Times". Tematem tegorocznej edycji było hasło:"Jestem Polakiem. Jestem Europejczykiem?"

Jadę sprawdzić, jak bardzo europejska jest młodzież z Sędziszowa, żeby opisać to w pracy zaliczeniowej. Mimo że nikogo nie znam i prawie o nic nie zdążyłem zapytać, od razu młodzi sprowadzają mnie na ziemię: liczy się seks, "przypały", no i żeby nie zajść w ciążę czy adidasa nie załapać. Dobrze jest umieć nożem porobić. A Europa to dom publiczny.

- Tak, pewnie, że jestem Europejka. To znaczy, dymam się jak Europejka - Danka nerwowo się śmieje i spogląda badawczo na moją reakcję. Filigranowa, śliczna blondynka w za dużej poplamionej kurtce odpala papierosa od papierosa, na przemian wypluwa i wkłada do buzi wyżutą już dawno z całego smaku gumę.

- W łóżku jestem jak facet, chcę orgazmu i muszę go dostać. Jak nie, to spierdalać, tak do gościa mówię i koniec.

- Orgazm jest przereklamowany - odpowiada jej po chwili milczenia Ania, grubsza i brzydsza od Danki, za to ubrana bardziej schludnie.

- Ty się nie wtrącaj, jak ja tu z panem rozmawiam, bo ty się dymać mogłaś jedynie ze swoim palcem - podnosi głos Danka. - Orgazm to podstawa, a ty se Drzyzgę obejrzyj i się pociesz - Danka cedzi tonem nieznoszącym sprzeciwu, a na twarzy Ani maluje się smętny, wymuszony uśmiech.

Starzy chcą se pochlać

Zardzewiałe huśtawki, kamienny krąg, wystające gdzieniegdzie z piasku drewniane pale. To musiał być kiedyś plac zabaw, ale dzieci już tu nie przychodzą. - Grają w PSP, siedzą non stop w domu, i dobrze, czego by tu szukały - tłumaczy Ania. PSP to konsola do gier, a jeśli dzieci spotykają się, to w szkole, i ponoć tylko po to, żeby wymienić się grami. Dorośli? - Starzy to jak pochlać se chcą, to się widzą, ale wtedy to ja wolę za szybko do domu nie wracać - mówi Danka.

Samo centrum miasteczka, jakich wiele - kościół, kilka sklepów, park, a na obrzeżach pałacyk szlachecki. - Teraz pierdolnięci tam mieszkają - mówi spokojnie Danka. - Nie, no co ty, po prostu stare łachudry, co gdzie iść nie mają - wyjaśnia Ania. - To dom staroci. A taki ładny dom, najładniejszy - rozmarza się. - A wy nie gracie na PSP? Nie siedzicie na Gadu-Gadu?

- To wieczorem. Ale ja seksu szukam - wraca do tematu Danusia. - A tego w internecie nie dostanę. Muszę wyjść. I "przy-pał" jakiś zjeść, wódką popić. No wiesz, dopalacze. Nie słyszałeś? W internecie można kupić, to legalne jest, w większych miastach jest sieć sklepów, która sprzedaje tylko to. Tylko brać samemu głupio. Wtedy nie ma "przypału", więc to bez sensu - trzeba wyjść do ludzi.
- Wychodzę, chociaż już jest zimno, ale zawsze można kogoś obgadać, no nie? - śmieje się Ania do koleżanki. - No i chłopców popodrywać.
- Mówi, jakby się jej kiedyś udało - Danka szydzi z koleżanki niskim głosem. - A zobacz, dostałam esa od Darka, a ty nie - chwali się Ania.- A czym jest dla was Europa? Jaki jest przykład Europejki?
- W telewizji pokazują często Carlę Bruni. Tak bym chciała wyglądać, takie mieć kreacje. Chudsza być - cicho mówi Ania.

- Ta Bruni chłopa niskiego ma. Za niskiego. Na kasę poleciała - Danka wyciąga gumę z buzi i przyczepia ją do huśtawki. - Kasa i władza ponoć dobrze robią, ale ja tam wolę sprawnego facecika - uściśla. - Z rodzicami rozmawiacie o seksie? - No co ty, pogięło cię?! Ja to bym się bała, że mój ojczym mnie zacznie podrywać, jak tak mu powiem. I tak się na mnie głupio gapi - wyrywa się Danka.

- Ja z mamą próbowałam rozmawiać, ale to był ooobciach, byś to widział - Ania się rozkręca. Dziewczyny popijają wódkę z tańszą odmianą Red Bulla i proponują mi to samo. - Musisz z nami pić, bo nam się będzie język plątał, a tobie nie - tłumaczy Ania i rzeczywiście trochę już jej się plącze.
Do kościoła dziewczyny nie chodzą. Raczej obok.

- Matka mnie wysyła na mszę, mówi, że jak chcę mieszkać i jeść, muszę chodzić. Tam zaraz jest przystanek PKS, stoimy tam godzinę, z chłopakami rozmawiamy, albo bez, bo jak im coś odbije i się za bardzo dostawiają, to my idziemy pod sklep.

Sklep

Właśnie pod sklepem spotykam człowieka w garniturze, idącego do samochodu. Okazuje się być gminnym radnym. Szybko odmalowuje mi tutejszą rzeczywistość.

- Największym pracodawcą za komuny w tej okolicy były PGR-y, większość mieszkańców dojeżdżała do pracy do sąsiednich miejscowości - tłumaczy. - Problemem w miasteczku są alkoholizm, bieda.
- A wśród młodych ludzi?
- Ooo, akurat młodzi są bardzo aktywni, to jest szansa dla regionu. Widzi pan, sam jestem młody, dopiero stuknęła mi trzydziestka… - radny zaczyna się promować, ale przypominam, że to nie kampania wyborcza. - Pytam o ogół, pan jest radnym… - No, zdarzają się chuligani, czasem ktoś coś zmaluje, wie pan, graffiti, ale mieszkańcy radzą sobie jak potrafią najlepiej. A w jakiej gazecie to pójdzie i kiedy?

Przystanek

Na przystanku bez trudu odnajduję chłopaków. Bluzy z kapturami, czerwone twarze.
- Wieje jak cholera, a wiata rozwalona - najniższy z nich, Jaco, pociera ręce.
- Kto rozwalił?
- Nasi.
- Jacy nasi?
- No my, my, a kto tu inny, ni? - wyglądający na największego zawadiakę Waldi porusza charakterystycznie barkami i buja się, kiedy mówi.

- To miasto jest nasze i nie może być inaczej - mówi Jaco, a reszta wybucha śmiechem i zaczyna go popychać: - Taaaaa, twoje, Jaco, twoje.
Co robią w czasie wolnym? - Na dysko-błysko się pojedzie, dupy się powyrywa - Waldi tłumaczy powoli. - Wpierdol się komuś da, jak zasłuży - tu udaje, że uderza pięścią w twarz Jacę. - Normalnie jest. - Mam parę ankiet, anonimowych, może wypełnicie - podaję. - Piszę pracę, przyda mi się…

- Co ty mi tu, jak twoja praca, to pytaj i pisz, nie będę bazgrał - Waldi mi oddaje, reszta za nim, najdłużej kartkę przytrzymuje Jaco, ale jeden z kolegów wyrywa mu ją sprzed nosa i też mi oddaje.
- Czym jest dla was Europa? - Cha cha cha cha! - wybuchają śmiechem jak na komendę. Waldi tłumaczy: - Toż to burdel jest na wylotówce, jak się do miasta jedzie. "Europa" się nazywa.

- Kumpel był w Londynie, syn lekarki, zresztą tutaj mieszka, tam to jest Europa, zdjęcia pokazywał, fajne kluby są, dziewczyny czarne, z Japonii też są, komórki dobre i samochody, a tu to słabo jest, Europy u nas żadnej widzieć nie widziałem - Jaco naciąga rękawy za krótkiej kurtki na zmarznięte dłonie.

Burdel na wylotówce

Chłopcy najchętniej mówią o domu uciech na wylotówce, ale też o dziewczynach z miasteczka.
- Te z miasteczka durne są. Raz przelecisz i trzy miesiące o tym gadać będą - skarży się Jaco. Koledzy natychmiast go wyśmiewają, że dziewczyny, owszem, sporo mówiły o seksie z nim, ale to dlatego, że ma małego. Następny łyk wódki, butelka spokojnie wędruje z rąk do rąk i nikogo nie omija. Piją sporymi haustami, a czerwone twarze robią się jeszcze czerwieńsze, oczy się błyszczą w światłach latarni. W ruch idą też "piguły", które Danka nazywała "przypałami".

- "Przypały" to z tych dziewuch tutejszych są - narzeka Waldi. - Niby takie wyzwolone, bara-bara chcą, ale one zaciążyć chcą, jak znajdą faceta z dobrą furą, a do seksu to mają wibratory.
- A dziewczyny z "Europy"? - My tam się bez tego nie pokazujemy - Jaco wyciąga sprężynowy nóż, ale nie budzi to aprobaty Waldiego.

- Schowaj to, bo się pokaleczysz, flejo… Alfonsy tam są, no Ruscy, i lepiej zawsze ostrzałkę jakąś mieć, żeby bronić się móc tłumaczy Waldi. - Ale głównie to się gumą, a nie nożem, trzeba zabezpieczać. Bo te ruskie zdziry zgrabne są i chude, figury mają dobre, tylko że trafione są. To jest jak loteria, jak ruska ruletka. Żeby adidasa nie mieć, z gumą trzeba robić. A te w miasteczku zaraz obgadają, że seks miały, a jak ktoś przy forsie, to i zaciążą, i do księdza zakablują, że ktoś pozbyć ciąży im się kazał, i ślub gotowy. Z "Europy" źle, a z tymi swoimi jeszcze gorzej.

Grupa spod sklepu robiła różne groźne i wykrzywione miny, ale największą odrazę na ich twarzach spowodowało słowo: ślub.
- Tu się ludzie nie żenią, tu się lud pierdoli - na pożegnanie woła Jaco i macha swoim scyzorykiem.

Parafia

Naprzeciwko przystanku jest parafia. Wita jowialny łysy ksiądz, zaprasza do mieszkania na tyłach kościoła. - Ja pytam o stosunek do Europy, a ludzie u was mówią ciągle o seksie - nie owijam w bawełnę. Ksiądz nie wydaje się tym zaskoczony. - Lud dużo mówi, a mało robi tutaj w tej sprawie - uśmiecha się. - Demografia spada, dzieci rodzi się u nas mało… - rozkłada ręce.

- Oni nie mówią o rodzeniu dzieci, raczej o seksie bez dzieci - precyzuję. Ksiądz puszcza to mimo uszu. - No, napije się pan czegoś? Mam nalewkę korzenną. Dobra jest, takiej pan jeszcze nie pił. Moja gospodyni robiła. Gospodyni wspaniała, czwórkę dzieci ma, dorosłych już, w Kanadzie siedzą... A w jakiej to będzie gazecie?

Bar-dyskoteka

Piątek, koło dwudziestej. W barze stoliki się odsuwa, reflektory podłącza do prądu. Na ścianie wisi kiczowaty obrazek surfera - tak tutejsza młodzież wyobraża sobie zapewne Zachód.
- To syn lekarki przywiózł kiedyś z Kalifornii, pracował tam. Ale on tutaj już nie przychodzi, do miasta jeździ na imprezy, dziewczynę tam chyba ma - tłumaczy Jaco, już wyraźnie wstawiony, ale w lepszym humorze, nie wymachuje póki co nożem.

Jako jedne z pierwszych pojawiają się Danka z Anią w towarzystwie kilku koleżanek. Pierwsze melodie hiphopowe docierają na parkiet i dziewczyny w krótkich spódniczkach i cienkich rajstopach podrygują, chyba bardziej z zimna.

- Wódka z redbulem - krzyczy Danka do barmanki z niepełnym uzębieniem. - Tak tu jest, fajnie jest - wyraźnie się wyluzowała.Zagaduję ją, czy wypełni dla mnie ankietę. - A ty też może coś dla mnie zrobisz? Może coś za coś? - uśmiecha się. - Nie mogę - mówię. - To na drugą nogę i znowu mogę - nie zraża się Danka.

Na szczęście w porę dochodzi Ania. I koleżanki. Plotkują. - Waldi odpada, bo jest naprany i agresywny. Ani podoba się Jaco i pyta, co o nim sądzę. - Rozmowny - mówię. - On mi się tylko dziś podoba, bo jadę na pigułach i wypiłam już baaaardzo dużo. Jutro będę żałować - kręci głową.

Pytam ich koleżanek, co sądzą o Unii Europejskiej, jak wpłynęła na ich życie, czy one albo ich rodzice są beneficjentami jakichś unijnych dotacji. Patrzą na mnie z rosnącym rozbawieniem.
- Ale śmieszny ten wasz kolega - komentuje jedna z nich. - My tu takimi pierdołami, jak Unia czy coś, się nie zajmujemy. Ale jak Darek przyjdzie, będziesz mógł pogadać z nim sobie.
Radny ich powystrzela

Darek w końcu przychodzi. Jest to ten sam Darek, którego już spotkałem pod sklepem i który jest radnym gminy. Dziewczyny przy barze wzdychają i cieszą się, że "przyszedł bez tej lafiryndy". Darek wypełnia ankietę, chociaż jedna sztuka to i tak będzie za mało na jakiekolwiek badania.
- I mówiłem, że tutejsza młodzież jest git i spoko - cieszy się.

Za godzinę, kiedy mam wychodzić, żeby zdążyć na ostatni PKS, będą już pierwsze nieporozumienia. Waldi popycha Jacę, ten wyciąga nóż przed Darkiem, z kolei ten krzyczy, że wszystkich wystrzela, bo ma broń (chociaż raczej blefuje). Dziewczyny chodzą bardzo często do toalety i oczy większości z nich praktycznie nie mają już źrenic. Usiłuję rozmawiać z barmanką, ale ta zna same przekleństwa. Danusia nie może się zdecydować, czy kocha Darka, czy jednak Wal-diego, a Ania jest rozczarowana, że Jaco biega z nożem i nie chce z nią rozmawiać.
Nigdy tu nie wysiadaj

Idę na ciemny przystanek PKS. Za mną słyszę szybkie kroki. Odwracam się kilka razy, idzie ktoś w kapturze, ale przechodzi na drugą stronę ulicy. W końcu podjeżdża autobus. Widzę otwierające się drzwi i czuję duży impet uderzenia w tył głowy, potem pięścią w żuchwę, w końcu słyszę, że bandzior w kapturze pluje i krzyczy: - Inteligencik, czyścioszek pierdolony!

Nie rozpoznaję głosu, to raczej ani Waldi, ani Darek, ani Jaco. Chociaż niczego już nie jestem pewien, więc sprawdzam, czy nie trafił mnie nożem. Krew z brzucha na szczęście nie cieknie.
Drzwi się zamykają, cieszę się, jestem w środku, po dobrej stronie. Noc i niepewność zostają z tyłu, za mną. Z tego wszystkiego siedzę na schodach autobusu, na razie nie chcę się stąd ruszać. Ale jadę. Napastnik, a może było ich więcej, zostaje na przystanku. Głos kierowcy autobusu, z brodą: - No, przyjechać tu na dyskotekę to rzecz dużej odwagi. Kilka tygodni temu człowieka nożem zaszlachtowali.

Pasażerowie, starzy budowlańcy, też nie mogą się nadziwić. W końcu patrzą na torbę, z której wystają papiery.

- A, to ankieter, taka robota, trudna robota. Ludzie nie lubią ankieterów. Nie najlepsza robota. Chcesz pan się zabawić po pracy, to idź pan lepiej do "Europy". Tutaj pan lepiej nigdy nie wysiadaj.

Imię jednego z bohaterów zostało zmienione na jego prośbę.

Wróć na i.pl Portal i.pl