Kilka policyjnych radiowozów i jednostek straży pożarnej pojawiło się w środowy wieczór (16 lutego) przed jednym z domów przy ulicy Kalinowej w Mirkowie.
"Wjechali na syrenach i w świetle kogutów, jak w sensacyjnym filmie. Jak się później dowiedziałem, szukali dwóch kilkunastoletnich chłopców, którzy w przydomowym garażu trzymali zbierany złom" - relacjonuje jeden z mieszkańców podwrocławskiej miejscowości, prosząc nas o zachowanie anonimowości.
Wrocławscy policjanci potwierdzili nam informację o przeprowadzonej akcji.
„Policjanci na terenie powiatu wrocławskiego prowadzą pod nadzorem prokuratury czynności sprawdzające dotyczące możliwości spowodowania zagrożenia dla życia i zdrowia w związku z posiadaniem i nieostrożnym obchodzeniem się z materiałami radioaktywnymi. Prowadzone działania dotyczą dwóch młodych mężczyzn. Czynności są prowadzone z udziałem Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu oraz Państwowej Agencji Atomistyki” - powiedział nam nadkomisarz Kamil Rynkiewicz z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.
Jak radioaktywne rdzenie trafiły w ręce młodych złomiarzy?
Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, chłopcy mieli kilka dni wcześniej oddać do skupu złomu części starej laboratoryjnej aparatury, która dostali od sąsiadki. Gdy metalowe fragmenty tej aparatury – zdemontowanej w garażu rodziców przez jednego z nastoletnich zbieraczy - trafiły do sortowni, czujniki zaalarmowały pracowników, że wśród są tam elementy radioaktywne. Jak się okazało, były to bardzo niebezpieczne radioaktywne rdzenie.
Z garażu w Mirkowie zabrano wszystkie części rozebranej aparatury i napromieniowane narzędzia, którymi jeden z chłopców ją rozkręcił. Chłopiec miał natomiast trafić na badania i obserwację do szpitala w Zielonej Górze, w którym bada się osoby narażone na promieniowanie jonizujące. Nie wiadomo, czy długie przebywanie w pobliżu radioaktywnych rdzeni naraziło go na napromieniowanie.
Tutaj szukano radioaktywnych materiałów:
