U mojego syna, który ma 24 lata, stwierdzono niedawno wodę w płucach. Dostał skierowanie do szpitala. - Przejdź gdzieś dalej - powiedziałam, kiedy czekaliśmy przed Izbą Przyjęć. - Tu jest straszny przeciąg. Spojrzał na mnie zniecierpliwiony. - Mamo, nic mi nie jest. Ja mam tylko wodę w płucach.
Typowy facet, pomyślałam. Od małego nauczony, że chłopiec nigdy nie płacze i że tylko mazgaj skarży się na ból. To potem w dorosłym życiu się mści. Nawet ciężko chorzy mężczyźni upierają się, że nic im nie jest. Nie chodzą do lekarzy, nie badają krwi, nie kontrolują ciśnienia ani cholesterolu. W rezultacie umierają na choroby, które wcześnie wykryte można wyleczyć.
Tak jak ojciec dr Marianne Legato z Columbia University, autorki bestsellerowej książki "Why Men Die First" (Dlaczego mężczyźni umierają pierwsi). "Mój ojciec był niezbyt wysokim, ale dobrze umięśnionym i silnym mężczyzną.
Znany lekarz, poza pracą zawodową miał w życiu jeszcze jedną pasję: wycieczki. Często zabierał mnie za miasto. Pewnego razu trafiliśmy na pole zarośnięte słonecznikami. Rośliny były wysokie i tak splątane, że trudno było się przez nie przedrzeć. Ojciec, który miał wtedy około siedemdziesiątki, pochylił głowę i po prostu ruszył w to pole.
Brnął przez nie bez słowa skargi. Nie zatrzymał się nawet na chwilę. Na innej wycieczce zastałam go siedzącego na krawędzi łóżka, palił papierosa o trzeciej nad ranem. - Co się stało? - zapytałam. - Za dużo zamętu - powiedział, wskazując na swoją głowę. To wszystko. Nigdy nie zwierzał się ze swoich trosk, ani mnie, ani nikomu innemu". Opowieść Marianne Legato świetnie ilustruje męską psychikę. To uparte trwanie w tym, żeby nikogo nie prosić o pomoc. Bo prawdziwy mężczyzna ze wszystkim radzi sobie sam. Starszy pan Legato nie przyjmował do wiadomości żadnych symptomów, które mogłyby świadczyć o słabości jego zdrowia.
Umarł na raka, dziesięć lat przed swoją żoną. A jedną z przyczyn jego śmierci był fakt, że przez dwa lata ignorował ślady krwi w moczu, zanim poprosił swojego kolegę, żeby go zbadał.
Przeciętnie na świecie kobiety żyją siedem lat dłużej niż mężczyźni. Chłopcy umierają częściej niż dziewczynki już w okresie niemowlęcym, to samo jest później. W wieku 20-25 lat umiera trzy razy więcej mężczyzn niż kobiet. Istnieje również dwa razy większe ryzyko, że odejdą przed 65. rokiem życia, bo choroby serca, nowotwory, samobójstwa, wypadki i morderstwa też przytrafiają się im częściej.
Naukowcy po obu stronach oceanu zastanawiają się, skąd bierze się ta różnica. W Wielkiej Brytanii dr Donald Acheson tłumaczy to jednym słowem - hormony. Wśród młodych, napędzanych testosteronem mężczyzn najczęstszą przyczyną śmierci są wypadki i przemoc, później głównym zagrożeniem stają się choroby serca. Kobiety zabezpiecza przed nimi estrogen, są więc w lepszej sytuacji. Ale tylko do pewnego momentu. Kiedy po menopauzie poziom tego hormonu w organizmie
gwałtownie spada i one zaczynają zapadać na typowo męskie dolegliwości układu krążenia.
Mężczyźni częściej od kobiet umierają też na raka płuc, ponieważ więcej od nich palą. Poza tym są lekkomyślni i lubią ryzyko, co sprawia, że tak naprawdę to oni są słabą płcią.
Dr Legato zgadza się z tezą, że hormony mają wpływ na długość naszego życia, i pyta: dlaczego nie szuka się terapii zastępczej dla mężczyzn, jakiegoś męskiego odpowiednika estrogenu, który zabezpieczyłby ich przed chorobami serca?
Przecież dane są zastraszające - mężczyźni zaczynają umierać na serce już w wieku 35 lat.
Jeszcze 20 lat temu uważano, że organizmy kobiet i mężczyzn działają tak samo, ale z czasem naukowcy zmienili zdanie. Dziś jest jasne, że funkcjonujemy zupełnie inaczej. Chodzi nie tylko o biologiczne różnice, inaczej też reagujemy np. na naciski społeczne. Kobiety zachowują się bardziej racjonalnie, są odporniejsze.
Stale zajęte - domem, pracą i wychowywaniem dzieci - rzadziej cierpią z powodu lęków egzystencjonalnych. Za to mężczyźni, którzy dziś muszą być silni i nastawieni na sukces, żyją w ciągłym stresie. Szukają lepszej pracy, walczą o pozycję w firmie, zamartwiają się kredytami.
Dlatego źle sypiają albo łykają środki antydepresyjne. Paradoksalnie, patriarchalna kultura okazała się dla nich przekleństwem - słabi są zbędni, więc oddają kilka lat życia, goniąc za iluzjami władzy, prestiżu i pieniędzy.
W dodatku - zdaniem dr Marianne Legato - zdrowie mężczyzn obchodzi świat mniej niż zdrowie kobiet. Wszędzie na walkę z męskimi przypadłościami wydaje się skromniejsze sumy niż na walkę z chorobami kobiecymi. Nawet w USA, gdzie mężczyźni żyją przeciętnie pięć lat krócej niż kobiety.
Np. na badania nad rakiem piersi przeznacza się sześć razy więcej niż na badania nad rakiem prostaty. A przecież mężczyźni równie często umierają na raka prostaty jak kobiety na raka piersi. Chyba że w porę o siebie zadbają.