Czarne chmury zbierają się nad minister edukacji Anną Zalewską. Dopiero zakończyła się ogólnopolska manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego, a teraz protest przeciwko niskim płacom w edukacji rozważa oświatowa Solidarność. Nauczyciele są coraz bardziej niezadowoleni, mimo urzędowego optymizmu pani minister.
- Nasz związek wezwał rząd do konstruktywnego dialogu. W przypadku braku satysfakcjonujących efektów negocjacji w terminie do 30 kwietnia 2018 roku związek podejmie akcję protestacyjną - mówi Wojciech Jaranowski, rzecznik prasowy Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarności.
- Sprawa naszych wynagrodzeń będzie też poruszana na Wojewódzkich Radach Dialogu Społecznego - dodaje.
Solidarność domaga się znaczącego wzrostu płac w oświacie oraz powiązania systemu wynagradzania nauczycieli zatrudnionych we wszystkich typach szkół i placówek z przeciętnym miesięcznym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej.
- Na „dzień dobry” w Lidlu czy Biedronce zarabia się więcej niż nauczyciel stażysta, czyli 2294 złotych brutto - mówią przedstawiciele gdańskiej Solidarności oświatowej.
- Nie można tak potrząsać edukacją - apeluje Wojciech Książek, przewodniczący Sekcji Gdańskiej Rady Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ Solidarność Regionu Gdańskiego.
Co sądzą o tym wyrazie niezadowolenia z działań resortu edukacji sami nauczyciele?
- Każdy rodzaj działania jest potrzebny. Żeby ktoś usłyszał nasz głos, najpierw trzeba go wyartykułować - przyznaje Anna Kalińska, nauczycielka z VIII Liceum Ogólnokształcącego w Gdańsku. - Cieszę się, że związkowcy wzięli sprawy w swoje ręce - dodaje.
Niektórzy są jednak bardziej sceptyczni.
- Obawiam się, że to nic nie da. Minister Anna Zalewska ma swoją wizję i myśli, że zamknie usta pedagogom niskimi podwyżkami, które ledwo odczujemy - komentuje z kolei Tomasz, nauczyciel matematyki w jednym z pomorskich ogólniaków.
W tym proteście nie będzie jednak chodziło tylko o pieniądze. Solidarność sprzeciwia się też niekorzystnym według nich zmianom w Karcie Nauczyciela, czyli między innymi wprowadzeniu oceny pracy nauczycieli, ograniczeniu dostępu do urlopu dla poratowania zdrowia czy wydłużeniu awansu zawodowego.
- Ta ścieżka wydłuża się aż o pięć lat, co jest niekorzystne - komentuje Wojciech Książek z „S”.
To kolejny związek zawodowy, który planuje zaprotestować m.in. przeciwko złej sytuacji finansowej środowiska pedagogów.
W sobotę pod gmachem MEN odbyła się kilkutysięczna manifestacja Związku Nauczycielstwa Polskiego pod hasłem „Mamy dość”, a ZNP przekazał do MEN petycję ze swoimi żądaniami.
- Domagamy się większej autonomii i godnego traktowania, a także dymisji najgorszego, naszym zdaniem, ministra edukacji! - mówią jednym głosem przedstawiciele ZNP.
- Zaproponowany od 1 kwietnia 2018 roku wzrost nauczycielskich pensji o 5 procent jest dla nas dalece niesatysfakcjonujący. Tegoroczne podwyżki od 93 zł do 168 zł brutto nie poprawią naszej sytuacji finansowej i nie podniosą prestiżu zawodu nauczyciela - twierdzi Sławomir Broniarz, prezes ZNP.
Tymczasem Anna Ostrowska, rzeczniczka MEN mówi:
- Podwyższanie wynagrodzeń jest porównywalne z przewidywanym w tym okresie wzrostem przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej - 15,9 proc.