Stefan Friedmann jest aktorem teatralnym, filmowym i radiowym, satyrykiem i prezenterem telewizyjny. Pierwsze kroki na scenie stawiał już jako dziewięciolatek. Wystąpił wówczas u boku swojego ojca Mariana Friedmanna w spektaklu "Milionowe jajo" na deskach Teatru Nowego w Warszawie. Kilka lat później zadebiutował przed kamerą w filmie "Godziny nadziei" w reżyserii Jana Rybkowskiego. Dziś ma na koncie dziesiątki ról w filmach i serialach, takich jak "40-latek", "Lalka", "Polskie drogi", "Na kłopoty… Bednarski", "CK Dezerterzy", "Kiler-ów 2-óch" czy "M jak Miłość".
Niewiele jednak brakowało, a Stefan Friedmann w ogóle nie zostałby aktorem. Wszystko przez problemy w nauce, do których aktor przyznał się po wielu latach.
Stefan Friedmann powtarzał klasę i nie zdał matury
Okazało się bowiem, że został wyrzucony z VI Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Reytana w Warszawie. Złe oceny z matematyki spowodowały, że musiał powtarzać klasę. Ostatecznie trafił do XXXIV Liceum im. gen. Karola Świerczewskiego "Waltera" w Warszawie (obecne liceum im. Miguela de Cervantesa). Tam jednak nie było łatwiej. Nie udało mu się zdać za pierwszym razem matury.
Pytany przez "Gazetę Wyborczą", czy takie niepowodzenie go zabolało, odparł: "Zawstydziło. Sprawiłem tym przykrość rodzicom i dziewczynie".
Długa droga do dyplomu aktora
Zdanie matury za drugim podejściem nie było jednak jedynym niepowodzeniem młodego aktora. Kolejne przyszło podczas egzaminów do stołecznej szkoły teatralnej. Poproszony o powiedzenie czegoś wesołego, Friedmann odpalił: "Wesołego Alleluja!".
Żart nie spodobał się komisji egzaminacyjnej, w konsekwencji czego nie zasilił grona studentów tej uczelni. Swoich sił Friedmann próbował później w łódzkiej filmówce. Tym razem z powodzeniem. Zaskakująca jest jednak długa droga do jej ukończenia. Dyplom uzyskał bowiem dopiero po 10 latach.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź Portal i.pl codziennie. Obserwuj i.pl!