Zbiornik należy do pobliskiego gospodarstwa rolnego. Może tam łowić każdy, kto ma na to ochotę. Nie potrzeba pozwoleń. To sprawia, że niemal codziennie rano na brzegu można spotkać wielu wędkarzy.
- Czy się boję? Staram się uważać jak łowię. Poza tym nie przyjeżdżam tutaj z długą węglową wędką, która dobrze przewodzi prąd. Linia faktycznie jest dość blisko - mówił w środę rano Józef Dido ze Swarzędza, który regularnie łowi tam ryby. - A z całą pewnością dla tych kilku niewielkich karasi nie warto umierać. Swoją drogą ktoś miał po prostu strasznego pecha. A może od upałów obwiesiła się linia i faktycznie była bardziej niebezpieczna niż zwykle?- zastanawia się wędkarz.
Tragiczny zbieg okoliczności już stał się głośny w Szczodrzykowie. Mimo że większość miejscowych entuzjastów wędkowania jest daleka od tworzenia teorii spiskowych, przezornie łowią z drugiej strony stawu, kilkaset metrów od feralnego miejsca.
- Tam gdzie zdarzyły się oba wypadki wędkują przyjezdni, bo mają dobry zjazd z szosy. Miejscowi schodzą nad staw od strony wsi - zaznacza sprzedawczyni w miejscowym sklepie. - Tak się jakoś utarło po tym jak dwa lata temu zginął tam pierwszy mężczyzna.
Swojego zdziwienia tą sprawą nie ukrywa Andrzej Kuligowski, który od wielu lat działa w poznańskim okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego.
- Ja w swojej karierze związkowej jeszcze się z takim przypadkiem nie spotkałem. To się zdarza niezwykle rzadko - mówi A. Kuligowski. - Niemniej zawsze pamiętam jak groźna może się okazać wędka nierozważnie zarzucona pod linią energetyczną, a także podczas burzy.
Podczas zawodów wędkarskich są nawet specjalne procedury, które mają zapobiec tragicznym wypadkom. Nie ma mowy o wędkowaniu pod linią energetyczną, a podczas burzy sędzia musi przerwać zawody, nakazać położenie wędek na ziemię i zarządzić odsunięcie się od nich na określoną odległość.
Obecnie prokuratura jest na etapie ustalania szczegółów zeszłotygodniowej tragedii. W 2011 roku zdarzenie potraktowano jako nieszczęśliwy wypadek. Tym razem powodem śmierci wędkarza prawdopodobnie również była nieuwaga i brak ostrożności.
- Pogotowie energetyczne zrobiło pomiary i nic nie wzbudziło naszych wątpliwości, a linia była zawieszona na odpowiedniej wysokości - mówi Grzegorz Gucze, zastępca prokuratora rejonowego w Środzie Wielkopolskiej.
W środę próbowaliśmy się spotkać z właścicielami gospodarstwa rolnego, do którego należy staw i zapytać o ewentualne zabezpieczenie tego miejsca. Jak nas poinformowano wszyscy członkowie zarządu upoważnieni do udzielania tego typu informacji przebywają na urlopie.