Wcześniej pogoda dopisywała, dlatego w weekend nad Jezioro Solińskie w miniony weekend przyjechało wielu turystów.
- Na popołudnie w niedzielę synoptycy zapowiadali burzę - opowiada Grzegorz Ostrówka, koordynator Bieszczadzkiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego w Polańczyku. - Obserwowaliśmy radary, ale nic nie zapowiadało, że uderzy z taką siłą.
Tuż po godz. 17 wiatr osiągnął 7-8 w skali Beauforta. Na szczęście większe jednostki przed załamaniem pogody dopłynęły do brzegu. Na jeziorze zostały kajaki, rowerki i łodzie wiosłowe. Potrzebna była pomoc ratowników.
Do akcji wypłynęło 6 łodzi z ratownikami (w tym dwa kutry), dwie motorówki policyjne i ambulans wodny.
- Podjęliśmy z wody około sto osób - relacjonuje Ostrówka. - Nie było to łatwe. Pracę utrudniał nam deszcz, który padał z taką intensywnością, że nie było nic widać. Na szczęście nikt nie ucierpiał.
Bieszczadzcy woprowcy dawno nie mieli do czynienia z tak trudnymi warunkami na Jeziorze Solińskim.
- Mocne wiatry zdarzają się jesienią albo wiosną - dodaje Ostrówka. - Ostatnią tak dużą akcję w czasie sezonu mieliśmy kilka lat temu, podczas regat w klasie Optymist. Szkwał położył wtedy wszystkie łodzie z dziećmi na pokładach.
Po 40 minutach burza się skończyła. Ale nie praca woprowców.
- Priorytetem byli ludzie, dlatego na akwenie zostały łodzie - mówi Ostrówka. - Do godz. 3 w nocy ściągaliśmy do brzegu pozostawione w czasie akcji jednostki, bądź te które zerwały się z cum podczas wiatru - mówi Ostrówka.
Wczoraj nad zalewem trwało wielkie sprzątanie i szacowanie szkód. Żywioł połamał stery, miecze, maszty. Nie oszczędził też przystani i kei.