- Najbardziej zależało mi na tym, żeby nie rozwalić auta, bo wszyscy śmialiby się ze mnie, że zszedłem z ringu i wpadłem w drzewa, i Jacka Madziary, który pożyczył mi auto - przyznaje pół żartem, pół serio Tomasz Adamek, mówiąc o swoim debiucie w wyścigach górskich.
Pierwszy start w „Limanowej” miał charakter vip-owsko-treningowy, bez oficjalnego pomiaru czasu.
- Raz mnie trochę „majtnęło”, ale ci, którzy to widzieli, mówili, że poradziłem sobie bardzo dobrze i jest we mnie potencjał na solidnego zawodnika - opowiada były mistrz świata w boksie. - Jacek też ocenił, że było dobrze. Jest trochę rzeczy do poprawki, na przykład trochę większe „ścinanie” łuków, ale to kwestia kolejnych treningów.
Czy wrażenia z wyścigu i ringu są porównywalne?
- Adrenalina na szosie to jakieś 25 procent tej, którą czułem bijąc się między linami - ocenia „Góral”. - Nie było strachu, tylko świadomość, że każdy błąd może drogo kosztować. W końcu jakby nie patrzeć na czwórce leci się do 170 kilometrów na godzinę, a ja tam piątkę wrzucałem kilka razy, więc na liczniku było ponad 200.
- Tomek jechał naprawdę szybko, bo to widać po oponach, które się wtedy specyficznie marszczą - potwierdził główny mechanik Jerzy Dwoiczko.
Warto dodać, że pierwszego dnia wyścigu były ciężkie warunki pogodowe -raz było słońce, raz był deszcz. Przez to kierowcy mieli problem z doborem opon, było sporo wypadków.
Wyścig w Limanowej utwierdził Adamka i jego ekipę, że pomysł startu w przyszłorocznym cyklu Mistrzostw Europy może zostać zrealizowany.
- Zdecydowanie tak, nie mam żadnych wątpliwości. Dlatego wrzesień i październik spędzę w Polsce i przy okazji różnych obowiązków będę trenował na torach - zapowiada Adamek. - Żona nie będzie zachwycona, ale pewnie na jakieś dwa tygodnie też przyleci do kraju.
Jazda na torach kosztuje sporo sił. Na jednym z filmów widać, jak wychodzący przez okno Adamek ocieka potem.
- W aucie jest potwornie gorąco, ale w wyścigu jest pod tym względem lepiej niż na torze - ocenia były pięściarz. - Nie tracę jakoś szczególnie wagi jeźdżąc, trzymam te swoje naturalne 98 kilogramów.
Umowa sponsorska z firmą Nowak-Mosty została podpisana tylko na ten jeden start.
- Już rozmawiamy o jej przedłużeniu na cały cykl przyszłoroczny i myślę, że idzie to w dobrą stronę - informuje Adamek, który w 2024 roku chce też stoczyć pożegnalną walkę na gali pod Wielką Krokwią.
Ze względu na treningowy charakter startu Adamek miał w samochodzie drugą osobę.
- Jechał ze swoimi partnerami biznesowymi: raz z Adamem, a dwa razy z Władysławem - poinformowała Delfina Madziara, która jest członkiem ekipy sztabu medialnego Tomasza Adamka.
Nie przeocz
Musisz to wiedzieć
Bądź na bieżąco i obserwuj
