Dzisiaj, 1 sierpnia, w wielu miastach Polski m.in. w Warszawie - by uczcić Polaków, którzy przelewali krew w Powstaniu Warszawskim – zawyją syreny. W stolicy mają być też dodatkowym symbolem - przekazem dla uchodźców wojennych z Ukrainy.
– Niech oddźwięk syreny w godzinę „W” dotrze również na Kreml z przesłaniem, iż się nigdy nie poddamy! Chwała Bohaterom! – pisał Vasyl Zvarych, ambasador Ukrainy w Polsce.
Czytaj też:
W Poznaniu jednak dźwięk syren nie przypomni o Powstaniu Warszawskim i jego żołnierzach. Tak zdecydował prezydent Poznania – Jacek Jaśkowiak. I tłumaczy, że to właśnie w trosce o samopoczucie mieszkających w Poznaniu Ukraińców.
Argumentacja kuriozalna, nie tylko w świetle apelu ambasadora Ukrainy. W ciągu ostatnich kilku miesięcy syreny w Poznaniu wyły kilka razy w ramach „testów” i wówczas prezydenta Jaśkowiaka trauma uchodźców wojennych nie interesowała. Nie interesowała go też wtedy, gdy Poznań „zapłonął” tysiącami rac w dniu zdobycia tytułu mistrza Polski przez Lecha Poznań. Nic złego się wówczas nie stało, uchodźcy zostali uprzedzeni, że „Poznań świętuje”
Mimo, że co najmniej kilkuset poznaniaków i Wielkopolan biło Niemca na ulicach Warszawy - w rocznicę godziny „W” w Poznaniu panować będzie głucha cisza. Syreny nie przypomną o tych nielicznych, wciąż żyjących, którzy przeszli koszmar płonących ulic Warszawy, niemieckich obozów, a dziś mieszkają także w Poznaniu. Dlaczego?
Zakaz włączania syren w mieście - 1 sierpnia - to prymitywny zabieg socjotechniczny urzędującego prezydenta Poznania. Cel prosty - wywołanie politycznej awantury, sprowokowanie krytycznych reakcji i ataków polityków prawicy, które w konsekwencji spowodują, że obóz polityczny Jaśkowiaka zacznie go bronić.
Jaśkowiak traci w PO
Urzędujący prezydent Poznania pilnie potrzebuje pretekstu, który wzmocni go we własnej partii i da mu wsparcie partyjnych kolegów.
Ostatnie wydarzenia w mieście - fatalnie przeprowadzone remonty głównych ulic i placów miasta, kontrowersje związane np. z rewitalizacją Rynku Łazarskiego czy Placu Kolegiackiego, wątpliwości wokół działań Poznańskich Inwestycji Miejskich, wspólny sprzeciw poznaniaków przeciw planowanej wycince drzew w centrum Poznania, fatalnie zaplanowane, nakładające się na siebie remonty głównych arterii komunikacyjnych, bałagan w centrum, problemy przedsiębiorców - to wszystko powoduje, że prezydent Jacek Jaśkowiak zaczyna tracić poparcie swojego partyjnego zaplecza.
Coraz częściej w kuluarach PO, czy szerzej Koalicji Obywatelskiej, daje się w Poznaniu słyszeć wątpliwości – czy na pewno powinien ubiegać się o reelekcję. Czy warto jeszcze na niego stawiać. Czy grając wyłącznie „antypisowską kartą” już się nie „zużył”.
Czytaj też:
A przecież, przypomnę - nie jest tajemnicą, że ambicje i ego Jacka Jaśkowiaka sięgają dalej niż poznański magistrat.
Jacek Jaśkowiak potrzebował politycznej awantury, by „armia” stanęła wokół niego. Próbował ją - na szczęście mało skutecznie - wywołać przy okazji rocznicy 1 sierpnia. Można w tym znaleźć pewien pijarowy, socjotechniczny zamysł. Nie można w jego działaniach natomiast znaleźć - szacunku dla Wielkopolan, którzy walczyli i ginęli w warszawskim Powstaniu.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Tyle zarabiają prezesi spółek miejskich w Poznaniu. Wysokość...
Kto krezusem, kto biedakiem? Politycy z Poznania opublikowal...
