Tym razem bohaterką skandalu jest Omarosa Manigault Newman, była doradczyni prezydenta, która oskarża go między innymi o rasizm. Pikanterii sprawie dodaje to, że Omarosa nagrywała rozmowy z Trumpem nawet w specjalnym pomieszczeniu (Situation Room), które miały być doskonale zabezpieczone przed takimi praktykami.
Pod znakiem zapytania stanęły zabezpieczenia, którymi chwali się otoczenie prezydenta USA. Wystarczy powiedzieć, że starając się o wizę USA w Polsce trzeba oddaćw pomieszczeniu ambasady USA do depozytu swój telefon komórkowy, a Omarosa jakimś cudem wniosła go (prawdopodobnie nagrywała rozmowy komórką) do specjalnego pomieszczenia w Białym Domu.
W oświadczeniu rzeczniczki prasowej Białego Domu Sarah Huckabee Sanders znalazło się oskarżenie pod adresem Manigault Newman o rażące nieposzanowanie zasad bezpieczeństwa narodowego. O tym, że do Situation Room nie wolno wnosić urządzeń umożliwiających Omarosa doskonale wiedziała, a jednak złamała zasady, czego do tej pory nie było.
Manigault Newman przez lata była zagorzałą sympatyczką Donalda Trumpa, broniła go przed oskarżeniami o rasizm, sama jest Afroamerykanką. Teraz twierdzi, że Trump tylko udaje osobę otwartą na kontakty z różnymi ludźmi, ale naprawdę jest rasistą.
Reakcja Trumpa na te sensacje była taka: na Twitterze napisał, iż kobieta została zwolniona z pracy zaraz po tym, jak był przez nią atakowany. Prezydencki doradca Rudy Giuliani powiedział, że Omarosa złamała prawo, nagrywając prywatne rozmowy w Białym Domu. Broniąc się, Omarosa tłumaczyła, że opublikowała zapisy rozmów w Białym Domu, by chronić siebie, bo jak dodała w tym budynku wszyscy kłamią.