Nieoficjalnie wiadomo, że przy ciele Kuliszewskiej znaleziono klucze, ale nie pasują one do domu w Borzęcinie, ani w Londynie. Śledczy nie ujawniają wyników eksperymentu procesowego.
Oszczędnie wypowiada się też detektyw Bartosz Weremczuk, wynajęty przez męża zaginionej. Nie publikuje nowych informacji, a w rozmowie z „Krakowską” przyznaje, że wszystko co wie, przekazuje organom ścigania. - Już dawno wytypowaliśmy kilka osób, które w naszej ocenie mają bezpośredni związek ze sprawą, bądź wiedzą więcej niż deklarują. Cały czas przekazujemy policji wszystkie zebrane przez nas informacje.
Zdaniem detektywa, w sprawę śmierci Kuliszewskiej może być zamieszanych kilka osób. - Ciało trochę waży i żeby je przemieścić musiałaby to zrobić osoba silna, dużej postury, bądź przynajmniej dwie osoby - mówi Weremczuk. Jego zdaniem, wyjaśnienie zagadki może nastąpić lada dzień.
Mąż Grażyny Kuliszewskiej wciąż przebywa w Borzęcinie. W rozmowie z nami stwierdził, że nie będzie się wypowiadał dla dobra postępowania.
Grażyna Kuliszewska przyleciała do Borzęcina z Londynu. Zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Do tej pory zakładano, że mogła wyjechać lub zostać uwięziona, albo że spotkało ją coś złego.
Jej ciało znaleziono tydzień temu w rzece Uszwica w Bielczy, około sześć kilometrów od domu rodzinnego. Na pewno nie dopłynęło tam Uszwicą z Borzęcina, ponieważ rzeka płynie w przeciwnym kierunku.
W poniedziałek w Zakładzie Medycyny Sądowej Akademii Medycznej UJ w Krakowie doszło do identyfikacji zwłok. Szczątki były w stanie daleko posuniętego rozkładu, ale mąż i siostra zaginionej na początku stycznia 35-latki z Borzęcina, nie mieli wątpliwości, że to ona.
- Identyfikacja była możliwa tylko poprzez znaki szczególne na ciele (tatuaż) i biżuterię - poinformował Weremczuk. Chodzi o pierścionek zaręczynowy na palcu zmarłej.
W sobotę o 13 w kościele parafialnym w Borzęcinie odbędzie się pogrzeb Grażyny Kuliszewskiej.
POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
FLESZ: Pierwsza pomoc przy wypadkach drogowych. To musisz wiedzieć!