Trzynaście lat temu, gdy pierwszy raz jechałem do Gruzji, nie było jeszcze bezpośrednich połączeń z Polski. Czekał mnie więc lot z Berlina do Stambułu, a potem długa podróż autobusem do ostatniej tureckiej miejscowości na wschodzie tego rozległego kraju. Jazda tureckim autobusem rejsowym to zresztą cały rytuał: cykliczne podawanie herbaty, ciasteczek, chusteczek do wycierania twarzy oraz... przerwy na modlitwę. Po drodze mijaliśmy meczety położone przy nawet nawet najmniejszej stacji benzynowej, kolejne portrety ojca Turków – Ataturka oraz... puste plaże nad tureckim wybrzeżem Morza Czarnego.
Wejście na gruzińską stronę na przejściu niedaleko Batumi – granicę przekraczaliśmy pieszo – zwiastowało, że jesteśmy w zupełnie innym kraju. Głośna muzyka w przygranicznych barach, gwar rozmów dochodzących z pobliskiej plaży, zielone wzgórza i rozbawione, pobliskie Batumi.
Gruzja to tradycyjna supra i toasty
Tak, Gruzini lubią dobrą zabawę, długie supry - biesiady przy stole okraszone kwiecistymi toastami, przyjmowanie gości i towarzystwo. O tym wszystkim niebawem przekonałem się na własnej skórze. Jak również o kaukaskiej fantazji gruzińskich kierowców. Właściciel „naszej” marszrutki, który zabrał nas wtedy spod Batumi, do Tbilisi pędził na złamanie karku. Jego ręka często wędrowała na klaksonie, który na ulicach i drogach stanowił podstawowy sposób komunikacji między kierowcami.
Przez te wszystkie lata w Gruzji wiele się zmieniło. Kierowcy nieco zwolnili, wprowadzono powszechny obowiązek zapinania pasów. Krów przy drogach też nieco mniej niż kiedyś. A z kraju borykającego się z kłopotami politycznymi i gospodarczymi, staje się bardzo atrakcyjnym miejscem turystycznym. W zeszłym roku Gruzja, jak wskazują statystyki, przyjęła 7 mln gości. Mniej więcej dwa razy więcej niż liczy mieszkańców. Przyczyniły się do tego także dobre połączenia lotnicze. Tylko z naszego kraju obecnie możemy wybierać z aż czterech opcji. Dwa połączenia są z Warszawy, po jednym z Katowic i od niedawna również z Wrocławia.
Nic więc dziwnego, że Gruzja stała się atrakcyjna dla Polaków. Co takiego przyciąga do Tbilisi, Kachetii czy Swanetii?
Krajobrazy w Gruzji zmieniają się jak w kalejdoskopie
Stara i znana legenda, którą podaje chyba każdy przewodnik o tym kraju, głosi, że gdy Pan Bóg rozdawał ziemie poszczególnym narodom, Gruzini nie ustawili się w kolejce. Jak to oni, woleli biesiadować, pić wino, wznosić kolejne toasty. Bóg zauważył ich na samym końcu, po rozdaniu wszystkich skrawków. Postanowił podarować sympatycznym przybyszom tę ziemię, którą zachował dla siebie. Oczywiście była najpiękniejsza: zawierała strzeliste, niedostępne góry, wspaniałe plaże nad gorącym morzem, zielone doliny i bujną roślinność, rzeki wraz z żyznymi polami, rozległe winnice, ale i półpustynie z rzadkimi gatunkami zwierząt. Słowem – raj na Ziemi.
Taka właśnie jest Gruzja: choć niewielka, bo ponad trzy razy mniejsza od Polski, oferuje bardzo zróżnicowany krajobraz. Sam tego doświadczyłem podczas jednego z kolejnych wyjazdów na Kaukaz. Jednego dnia byłem w górach na ponad 3 tysięcy metrów i chodziłem po śniegu, następnego dnia pływałem w ciepłym Morzu Czarnym.
Gruzja to także zabytki pamiętające okres sprzed narodzenie Chrystusa – Gruzini żartują czasami, że polskie zabytki np. z XVI wieku to właściwie sztuka współczesna. Szczycą się też Gruzini faktem, że na ich terenach znaleziono szczątki praczłowieka z Dmanisi. Jako drudzy, po sąsiedniej Armenii, przyjęli chrześcijaństwo jako religię państwową. Jako jedni z pierwszych mieli własny alfabet. W nieco zmienionej formie używają go do dzisiaj. Gruzja to przecież również ojczyzna wina. I faktycznie, archeolodzy znaleźli naczynia i ślady upraw sprzed kilku tysięcy lat.
Gruzińskim winem, czerwoną, półsłodką Khvanczkarą raczył się zresztą pochodzący z Gori Iosif Dżugaszwili. Ten syn szewca Wissiariona przybrał później pseudonim Stalin. Nie oszczędzał Polaków, ale i swoich rodaków z Gruzji. W rodzinnym Gori do dziś czynne jest jego muzeum. Pomnik zniknął z centralnego placu kilka lat temu. Pod osłoną nocy, w Gruzji nadal ma swoich zwolenników. Przecież, jak można czasami usłyszeć, wygrał z faszyzmem.
Gruzja - garść informacji praktycznych
Gruzja to także bardzo przystępne ceny, które pozwalają korzystać z rozmaitych uroków kraju. No i najważniejsze – to przede wszystkim góry, niewielkie wsie, lokalne tańce, których dzieci uczą się od najmłodszych lat, legendy, tradycja i gościnność. Może tej typowej nie znajdziemy w komercyjnym hotelu, ale jak najbardziej zatrzymując się na przykład w rodzinnym pensjonacie.
Jeśli wybieracie się do Gruzji na wakacje, warto pamiętać o kilku rzeczach. Latem jest tam bardzo gorąco, do obiektów sakralnych warto włożyć dłuższe spodnie i schludne ubranie, wjedziemy do niej bez paszportu, bo wystarczy dowód osobisty. Koniecznie trzeba spróbować gruzińskiego wina i wybornej kuchni: pierogów chinkali, bakłażanów z orzechami, mięsnego ostri, czy słodkiej czurczcheli - gruzińskiego snickersa. I nie warto zwiedzać kraju z wywieszonym językiem, byle zobaczyć jak najwięcej w najkrótszym czasie. Do Gruzji zawsze jest po co wrócić, na nowy szlak, po kolejne smaki, nowe przygody. Znam takich, którzy pojechali raz i już zostali albo wracają do niej od lat...
Gruzja - informacje praktyczne
Transport: z Polski dostaniemy się samolotami z Warszawy (PLL LOT do Tbilisi lub WizzAir do Kutaisi), z Katowic i Wrocławia (WizzAir do Kutaisi). Do przekroczenia granicy wystarczy dowód osobisty.
Język: Gruzini posługują się językiem gruzińskim. Ale z wieloma osobami, zwłaszcza dorosłymi, porozumiemy się w języku rosyjskim. Z młodszymi - raczej po angielsku.
Pieniądze: walutą Gruzji jest lari (1 lari to około 1,5 PLN). Jadąc do Gruzji najlepiej zabrać ze sobą dolary lub euro i wymienić na miejscu w kantorze, ale niekoniecznie na lotnisku, gdzie jest mało korzystny kurs.
Kuchnia: najpopularniejsze potrawy to m.in. pierogi chinkali, bakłażan z orzechami, chaczapuri (placek z serem), lobio (fasola). W wielu restauracjach jest także serwowane domowe wino.
Dress code: wchodząc do miejscowych, głównie prawosławnych obiektów sakralnych, należy mieć na sobie schludny ubiór, tj. zakryte nogi i ramiona. Kobietom w niektórych miejscach przyda się nakrycie głowy.
POLECAMY:
Jaki samochód do Ciebie pasuje?
Stary Poznań na zdjęciach!
Loty z Poznania w 2018 roku
Wszystko o Lechu Poznań
Piękne hostessy z Motor Show
***
Dimitri Goderdzishvili poświęcił 7 miesięcy, by w formie timelaps’u uwiecznić piękno swojego kraju. Cały materiał składa się z ponad 4000 klatek. Aby go na nakręcić, Dimitri odwiedził 10 różnych miejsc w Gruzji.