Czołg, trzeba to przyznać, prezentuje się imponująco.
- Stopień jego oryginalności wynosi praktycznie 100 procent - mówi Jacek Kopczyński. - On będzie jeździł, podzespoły mechaniczne są do uratowania. Największe szkody są na błotnikach, ale to dlatego, że były one wykonane z cienkiej blachy. Doskonale zachowały się akumulatory. Po wymianie płytek i konserwacji będzie można je używać. Częściowo piachem zasypany jest silnik. W dobrym stanie jest pusty zbiornik paliwa i pewnie dlatego czołg zatrzymał się na lodzie. Olej zachował się także bardzo dobrze. Z samej tylko wieżyczki wywieźliśmy około 30 taczek piasku rzecznego. Tajemnicą jest 20 litrowy kanister. Niektórzy sądzą, że wewnątrz jest rosyjski bimber. Otworzymy go w przyszłym tygodniu.
Jak mówi Jacek Kopczyński, wewnątrz wieżyczki znaleziono w kiepskim co prawda stanie, lornetkę, ponadto przenośną lampkę ze zwijanym kablem na korbkę, gaśnicę, maski gazowe, szczoteczkę do zębów, niemiecką maszynkę do golenia oraz polski nóż wyprodukowany przez firmę Gerlach z Drzewicy.
- Peryskopy są wprawdzie potłuczone, ale wewnątrz czołgu znaleźliśmy dwa zapasowe zupełnie nowe - mówi Jacek Kopczyński. - W dobrym stanie są także tabliczki wewnątrz czołgu.
Jak mówi właściciel Valentine najbliższe planowane prace, to zdjęcie wieżyczki i wyjęcie zespołów napędowych - po to by móc prowadzić zimą prace konserwacyjne. Pojawi się też technik kryminalistyki. Po co?
- Po to, żeby odczytać napisy na wieży - zdradza właściciel czołgu. - Może uda się ustalić nazwiska załogi - ma nadzieję miłośnik militariów Janusz Zgit. - Pasjonaci z Rosji zainteresowali się już znaleziskiem. Liczymy na ich pomoc.