Ciężkie, masywne drzwi prowadzą do ciemnego pomieszczenia. Na twarzy maska, na głowie hełm, w ręku kij bejsbolowy, ciężki młot albo łom. Na stole komputer. To pokój furii przy ul. Tęczowej – pierwsze takie miejsce we Wrocławiu, drugie w Polsce.
Stworzyli je młodzi wrocławianie – Rafał Płonkowski i Joanna Bończuk. On pracuje w branży telefonii komórkowej, ona w sprzedaży. Popołudniami i w weekendy będą otwierać drzwi do piwnicy zniszczenia.
– Można tu zdemolować komputer, telewizor, rozedrzeć poduszkę z pierzem. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przynieść zdjęcia lub inne przedmioty i na nich wyładować złość. Z pokoju wychodzi się spokojniejszym. I zmęczonym, bo niszczenie to też wysiłek fizyczny – tłumaczy Płonkowski. Dodaje, że na świecie znalazł około 20 miejsc tego typu.
Nasz dziennikarz jako jeden z pierwszych mógł sprawdzić, jak działa wrocławski pokój furii
Młodzi wrocławianie liczą, że klientów im nie zabraknie. Sami nieraz mieli ochotę coś rozwalić i odreagować. – Frustrujemy się, bo zbyt wiele mamy na głowie, denerwuje nas szef. Taki mały akt zniszczenia przynosi ulgę – mówi Rafał Płonkowski, współwłaściciel pokoju furii.
Pomysł pojawił się 1,5 roku temu podczas remontu mieszkania, do którego zatrudnił firmę. – Wieczne opóźnienia i niedoróbki. To było naprawdę wkurzające – dodaje.
Koncepcję i wystrój stworzyli sami. – Światło jest przyciemnione. Odsłoniliśmy stare cegły. Pokój jest wygłuszony, pomalowany na czarno. Z głośników będziemy puszczać muzykę, bynajmniej nie uspokajającą – wyjaśnia.
Wizyta w takim pokoju trwa około 30 minut i kosztuje 120 złotych. Twórcy pokoju furii zapowiadają karnety zniżkowe dla częstszych gości, chcą też zapraszać na wieczory kawalerskie.
– W pokoju może przebywać tylko jedna osoba, ze względów bezpieczeństwa. Na korytarzu stanie kanapa. Poczynania można będzie oglądać na tapecie, a w przyszłości także „dopingować” furiata przez mikrofon – mówi Rafał Płonkowski.
Wstęp tylko dla osób pełnoletnich i trzeźwych – na własną odpowiedzialność.
Pokój furii może też być osobliwym sposobem na pozbycie się elektrośmieci. – Wystarczy przyjechać z własnym, starym sprzętem i go zniszczyć. Wstęp będzie tańszy, a posprzątaniem zajmiemy się my – dodaje Joanna Bończuk.
Eksperci podkreślają, że wizytę w takim pokoju można traktować jako formę rozrywki, ale nie terapii i radzenia sobie z napięciem i problemami.
– Rozładowanie agresji w ten sposób to ulga tylko na krótką metę. Nawet pojedyncze tak intensywne doświadczenie zmienia nas i grozi tym, że nauczymy się poprawiać humor przez agresję. Potwierdzają to wyniki badań – mówi dr Wiesław Baryła, psycholog społeczny z Uniwersytetu SWPS. Obawia się, że furiat z czasem dojdzie do wniosku, że nie musi płacić za wizytę, skoro stary komputer ma w garażu, a w parku kosz na śmieci – i może je zniszczyć bezpłatnie.
Być może dlatego twórcy pokoju furii rozważają współpracę z psychologami i psychoterapeutami. By ktoś, kto np. przychodzi zbyt często, mógł liczyć na profesjonalne wsparcie.
Frustracja może być wynikiem życia w stresie. A tego dostarcza przede wszystkim praca. W rankingu OECD Polacy znaleźli się na trzecim miejscu wśród najbardziej zestresowanych pracowników w Europie. Wyprzedzają nas tylko Grecy i Turcy.
Prof. Joanna Rymaszewska, szefowa Zakładu Psychiatrii Konsultacyjnej i Badań Neurobiologicznych na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu, podkreśla, że każdy musi znaleźć odpowiedni dla siebie sposób odreagowywania frustracji i stresu.
– Już od lat szkolnych, kiedy uczniowie znajdują się pod presją ocen i egzaminów. Dlatego dzieci i młodzież nie powinny unikać lekcji wychowania fizycznego. A dorośli? Pomaga regularny i umiarkowany wysiłek fizyczny, na przykład bieganie lub siłownia. Odskocznią może być też joga i czytanie książek z kubkiem herbaty w ręku – wymienia prof. Rymaszewska. Bo trzeba się nauczyć, jak sobie radzić ze stresem i napięciem.
– Życie w ciągłym stresie niekorzystnie wpływa na pamięć, koncentrację i emocje. Bardzo silny stres może doprowadzić do zawału serca, wylewu krwi do mózgu lub śmierci. To nie żarty. Ale agresja nie jest żadnym lekarstwem – przestrzega prof. Rymaszewska.