- Skok adrenaliny jest ogromny, to niezwykłe odczucie, a do tego wzmacnia się w ten sposób odporność. Polecam każdemu - zachęca Paweł Sukiennik. - Zacząłem morsować rok temu, co prawda nie we Wrocławiu, tylko w Piotrkowie Trybunalskim, to już piąty raz. Teść mnie trochę podpuścił, głupio było odmówić i tak zaczęła się moja historia z morsowaniem. Od tamtego roku regularnie kąpię się w zimnej wodzie.
Do tego, by spróbować swoich sił w morsowaniu, nie trzeba szczególnych predyspozycji. Kąpiele w lodowatej wodzie niewskazane są jedynie tym, którzy mają problemy z układem krążenia.
- Super atmosfera, super zimna woda. Od razu człowiekowi poprawia się humor i podobno nie choruje - mówi Karolina Poręba z Wrocławskich Morsów. - Przed wejściem do wody rozgrzewamy się, żeby było nam ciepło. Na sobie pod bluzą mamy strój kąpielowy, więc od razu po rozgrzewce wchodzimy i morsujemy. Każdy stoi tyle, ile wytrzymuje. Mnie zmusili, podoba mi się do tej pory, ale krzyczę za każdym razem.
Skąd ta niebywała euforia po wyjściu z wody? - Wspaniałe uczucie, ponieważ nie jesteśmy już tak zwątpieni, jak wtedy, gdy wchodziliśmy do wody. Jesteśmy z siebie dumni. Ogromny skok endorfin. A poza tym w ubiegłym roku morsowaliśmy pięć razy i przez cały rok byliśmy zdrowi. Opłacalny sport - mówi Paweł Lachowicz.
- W ogóle nie czuć zimna. Jest tylko ta ekscytacja związana z myślą o tym, że się wchodzi do wody. Najgorzej teraz stopy, ale zaraz wszystko wróci do normy - dodaje Dawid Brzeźny.
Następne morsowanie już w sobotę i niedzielę, również na Morskim Oku. Przy tak pozytywnej atmosferze i głośnej muzyce trudno nie skusić się, żeby nie spróbować.