- Na szczycie było mnóstwo ludzi. Już przed uderzeniem ktoś proponował wchodzącym, żeby przestali wchodzić, ponieważ robiło się ciasno, były rodziny z dziećmi. Dłużyła się kolejka do zejścia. Ludzie zaczęli się wyprzedzać - wspomina turystka.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tatry: Dlaczego RCB nie rozesłało sms-ów z ostrzeżeniem?
- Huk (od uderzenia pioruna - red.) ogłuszył mnie strasznie, niedosłyszę na jedno ucho. Pamiętam mnóstwo rannych, niektórzy nadzy z popalonymi ubraniami, jedna pani wyglądała jak w agonii, krzyk, pisk i ksiądz - relacjonuje kobieta. - Pamiętam przerażający krzyk i księdza gdzieś za mną, udzielającego ogólnego rozgrzeszenia - tłumaczy turystka w rozmowie z polsatnews.pl.
Kobieta wspomina bardzo trudną ewakuację ze szczytu. - Zaczęłam schodzić, ślizgałam się na tyłku, ludzie głośno się modlili, nawoływali się nawzajem. Jakiś mężczyzna podał mi rękę, pomógł przy zejściu i krzyczał, żeby nie dotykać łańcuchów. Tyle pamiętam. Cud, że żyję - podkreśla.
Turystka jest przekonana, że od śmierci dzieliły ją ułamki sekund. - Gdybym zaczęła schodzić minutę wcześniej i zdążyła już dotknąć łańcucha, mogłoby mnie już nie być na tym świecie. Dziękuję Bogu za ten dar drugiego życia, a jednocześnie łącze się w bólu z poszkodowanymi bardziej niż ja - podsumowała.
W sieci pojawiło się krótkie nagranie z czwartkowej burzy w Zakopanem.
