Przedterminowe wybory w Hiszpanii wygrywają socjaliści. Do parlamentu wejdzie też po raz pierwszy od śmierci generała Franco skrajna prawica.
Na hiszpańskie głosowanie z zainteresowaniem patrzyła Europa, którą w maju czekają wybory do europarlamentu, w którym ruchy populistyczne mogą zyskać dużą siłę. Ponadto w żadnym z największych krajów Europy nie ma wyborów w tym roku.
Zastanawiano się więc, jak siły umiarkowane Hiszpanii przetrwają pierwszy prawdziwy atak prawicowego, antyimigracyjnego i nieco eurosceptycznego populizmu, jakiego doświadczył w ostatnim czasie ten kraj. Z ust niektórych polityków padały eurosceptyczne wypowiedzi, mowa była o konieczności korekty polityki migracyjnej, dominował jednak wątek obrony jedności narodowej.
Co ciekawe, Hiszpania z politycznym rozdrobnieniem, które sprawiło, że obywatele szli do urn już trzeci raz w ciągu niespełna czterech lat, dokonała znaczącego postępu gospodarczego w ostatnich pięciu latach i zarazem uporządkowała swoje finanse publiczne. Przy bezrobociu wciąż bliskim 15 procent można było oczekiwać, że to gospodarka będzie najbardziej widoczna w kampanii wyborczej.
Tymczasem Hiszpanów pochłonęła sprawa jedności kraju, zakończone wybory były pierwszymi od niekonstytucyjnego referendum rządu regionalnego w Katalonii i ogłoszenia niepodległości w 2017 roku.
Pedro Sanchez i jego socjalistyczne ugrupowanie, które zdobyło ok. 28 proc. głosów stoi przed trudnym zadaniem. Do rządzenia będzie musiało zawrzeć sojusz lub sojusze z innymi partiami. Do parlamentu weszły też: Konserwatywna Partia Ludowa, (uzyskała 17,8 proc. głosów), 16,1 proc. głosów padło na lewicową Podemos, następna była liberalna partia Ciudadanos, a debiutantem radykalnie prawicowa Vox, na którą głos oddało 12,1 proc. osób. To pierwsze od 40 lat wejście do parlamentu ugrupowania o takiej orientacji.
Sojusznikiem Sancheza będzie lewicowy blok Unidos Podemos, który zdobył 42 miejsca w parlamencie. Do pełni szczęście potrzebuje jeszcze dziesięciu mandatów.
POLECAMY:
