Wybory w USA: to zdecyduje o wyniku. Harris vs. Trump: kiedy poznamy nowego prezydenta?

Grzegorz Kuczyński
Wideo
od 7 lat
Na ostateczne wyniki wyborów prezydenckich w USA trzeba będzie czekać prawdopodobnie kilka dni. W 2020 r. fakt, że Joe Biden jest bliżej zwycięstwa, był znany dopiero w środę wieczorem, a granicę 270 głosów elektorskich formalnie Biden przekroczył dopiero w sobotę. W tym roku liczenie głosów prawdopodobnie nie potrwa jednak aż tak długo - w 2020 roku opóźnienie przypisano wysokiemu odsetkowi głosowania zdalnego z powodu pandemii Covid.

SPIS TREŚCI

Nigdy w historii nie było tak małej różnicy w sondażach jak w tym roku. Doświadczeni obserwatorzy wyborów przyznają, że po raz pierwszy nie mają pojęcia, który z dwóch kandydatów jest faworytem. Ale jednocześnie, paradoksalnie, ta bliskość w sondażach oznacza, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, iż jeden z kandydatów wygra przekonująco z ponad 300 głosami elektorskimi. Aby tak się stało, wystarczy odchylenie od sondaży w granicach statystycznego marginesu błędu. Model Nate'a Silvera, założyciela serwisu FiveThirtyEight zajmującego się przewidywaniem wyników wyborów, szacuje prawdopodobieństwo, że jeden z kandydatów zdobędzie 6 z 7 swing states na 60%.

Wyniki

Kto wygra wybory w USA? Kamala Harris czy Donald Trump?

5 listopada 2024 r. Amerykanie wybiorą 47. prezydenta. Naprzeciwko siebie stają demokratka Kamala Harris i republikanin Donald Trump.

  1. 62.63%
  2. 37.37%

Wszystkich głosów: 1651

Rozstrzygnie „błękitna ściana”?

Średnia Donalda Trumpa zwykle jest wyższa w tzw. stanach wahających się (swing states) niż w całym kraju. W 2020 roku uzyskał 3,5 punktu procentowego więcej niż średnia w siedmiu kluczowych stanach i prawie pokonał Joe Bidena, mimo że w sondażach ogólnokrajowych przegrywał o ponad 7 punktów. Tuż przed głosowaniem, różnica między kandydatami wynosi mniej niż 3 procent we wszystkich siedmiu kluczowych stanach i mniej niż 1 procent w ich trójce: Pensylwanii, Michigan i Wisconsin.

Te trzy stany są częścią tzw. błękitnej ściany, czyli grupy stanów, które były konsekwentnie zdobywane przez Demokratów przez 20 lat, zanim pojawił się Donald Trump. Pensylwania, Michigan i Wisconsin są podobne pod względem społeczno-demograficznym i głosowały tak samo w każdych wyborach prezydenckich od 1980 roku (tylko w 1988 roku w Wisconsin wygrał Dukakis, podczas gdy w Pensylwanii i Michigan George Bush). Niemniej jednak, nie zawsze głosują na Demokratów - w 2016 r. wszystkie trzy stany głosowały na Trumpa, co zapewniło mu zwycięstwo nad Hillary Clinton. W 2020 roku Pensylwania, Michigan i Wisconsin zapewniły z kolei zwycięstwo Joe Bidenowi i są główną nadzieją Kamali Harris w tych wyborach. Jeśli Harris zdobędzie wszystkie trzy stany, zapewni jej to dokładnie 270 głosów potrzebnych do zwycięstwa, a pozostałe cztery swing states o niczym nie zadecydują. Jeśli przegra choćby jeden z nich, Harris znajdzie się w poważnych tarapatach.

Rasa, edukacja, zawód. Jak wybierają?

Kluczem do zwycięstwa jest nie tylko przyciągnięcie wahających się wyborców, ale także zmaksymalizowanie frekwencji swoich zwolenników. Najwyższy poziom mobilizacji odnotowano w ostatnich wyborach prezydenckich w 2020 r., w których wzięło udział 158,4 mln osób, czyli 62,8% wyborców. W przeszłości tradycyjnie uważano, że Demokraci odnosili większe korzyści z wysokiej frekwencji niż Republikanie. Wynikało to z faktu, że Amerykanie, którzy nie byli szczególnie upolitycznieni, częściej zgadzali się z Demokratami, zwłaszcza w kwestiach gospodarczych. Jednak w ostatnich dziesięcioleciach pojawiła się tak zwana luka edukacyjna: Amerykanie z wyższym wykształceniem, którzy częściej chodzą do urn, zaczęli głosować częściej na Demokratów, podczas gdy mniej aktywni wyborcy bez wyższego wykształcenia, zwłaszcza wśród białej klasy robotniczej, przeszli na Republikanów. Tak więc obecnie wysoka frekwencja niewiele pomaga Demokratom. Niektóre sondaże wykazały, że Demokraci mają najwyższe poparcie wśród tych, którzy głosowali w poprzednich wyborach i prawyborach partyjnych, podczas gdy Republikanie mają najwyższe poparcie wśród tych, którzy głosowali tylko w poprzednich wyborach prezydenckich lub pominęli oba te wybory.

Demokraci w ostatnich dziesięcioleciach polegali na wsparciu mniejszości etnicznych, zwłaszcza Afroamerykanów i Latynosów. Ich głosy są szczególnie ważne, ponieważ ich udział w amerykańskim elektoracie stopniowo wzrasta. Jednak w ostatnich dwóch wyborach prezydenckich efekt ten stał się mniej wyraźny. Sondaże były szczególnie niepokojące dla Demokratów, gdy Joe Biden został kandydatem Demokratów. Podczas gdy w wyborach w 2020 r. otrzymał głosy 92% Afroamerykanów i 61% Latynosów, do lata 2024 r. jego poparcie wśród tych grup spadło do 77% i 54% - co byłoby najgorszym wynikiem Demokratów od dziesięcioleci. Po tym, jak Biden został zastąpiony przez Kamalę Harris (która ma korzenie afro-jamajskie i hinduskie), wyniki kandydata Demokratów poprawiły się wśród mniejszości rasowych, choć nadal były niższe niż w 2020 r. (84% wśród Afroamerykanów i 56% wśród Latynosów).

Wyborcza wojna płci?

Trump najgorzej radzi sobie z kobiecym elektoratem, nie tylko dlatego, że jego przeciwniczka jest kobietą, a on sam słynie z licznych skandali seksualnych, ale także dlatego, że jednym z głównych tematów tych wyborów jest prawo do aborcji, ograniczone przez Sąd Najwyższy w 2022 roku. Demokraci w tych wyborach opowiadają się za przywróceniem powszechnego prawa do aborcji, podczas gdy Republikanie chcą pozostawić tę kwestię poszczególnym stanom w celu utrzymania ograniczeń lub wprowadzenia nowych zakazów.

W 2008 roku Demokrata Barack Obama wygrał wybory z 56 procentami głosów kobiet i 49 procentami głosów mężczyzn. 12 lat później, w wyborach w 2020 roku, na Bidena głosowało już 57% kobiet i 45% mężczyzn. Teraz sondaże pokazują, że różnica między głosami kobiet i mężczyzn na poszczególnych kandydatów może wzrosnąć do 16%, a nawet więcej na poziomie stanowym.

źr. Bell.io, The Insider

Komentarze 9

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

T
To Ja
Zdecyduje to, że głupek głosuje na głupka a mądry na mądrego. A że głupków jest więcej to Trup wygra. I po Ukrainie a potem przyjdzie róski atom i wyrówna.
K
Karmelka
4 listopada, 20:14, Janek:

Jak amerykanie mogą popierać potomka faszystów a jeszcze popierają go polscy faszyści.Czyli faszyzm i rasizm górą.

5 listopada, 7:04, Lalamido:

Polacy nie popierają Żeleńskiego ani Ukrainy.

Proszę nie siać dezinformacji.

Polacy to nie sprzedajny rząd.

Popierają popierają nie kłam ruska onuco.

Dzielne Polki są chętne i gotowe wysłać swoich synów i mężów na front, aby tylko dowalić ruskim i obronić Ukrainę!

Tak nam dopomóż Bóg!

L
Lalamido
4 listopada, 20:14, Janek:

Jak amerykanie mogą popierać potomka faszystów a jeszcze popierają go polscy faszyści.Czyli faszyzm i rasizm górą.

Polacy nie popierają Żeleńskiego ani Ukrainy.

Proszę nie siać dezinformacji.

Polacy to nie sprzedajny rząd.

J
Janek
Jak amerykanie mogą popierać potomka faszystów a jeszcze popierają go polscy faszyści.Czyli faszyzm i rasizm górą.
J
Jan
4 listopada, 18:19, Iks:

To histeryczne zainteresowanie polskich polityków, mediów itd. wyborami w USA pokazuje jakim to , niestety, "niezależnym mocarstwem" jesteśmy

4 listopada, 19:03, Jan:

mocarstwo w cudzysłów

Kurde już jestem nie przytomny

J
Jan
4 listopada, 18:19, Iks:

To histeryczne zainteresowanie polskich polityków, mediów itd. wyborami w USA pokazuje jakim to , niestety, "niezależnym mocarstwem" jesteśmy

mocarstwo w cudzysłów

G
Grzegorz
Żeby tylko nie doszło do fałszerstwa jak tamtym rszem
I
Iks
To histeryczne zainteresowanie polskich polityków, mediów itd. wyborami w USA pokazuje jakim to , niestety, "niezależnym mocarstwem" jesteśmy
f
fjutdojczlant
Najważniejsze, żeby kacap trzymał [wulgaryzm]a z daleka
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl