Na ślady wojennej tragedii, która rozegrała się w gajówce, można było trafić w książce Władysława Krygowskiego „Góry mojego życia”, w rozdziale „Powrót do Jaliny”. Publikacja ukazała się w 1987 roku.
- Więcej światła dały dopiero relacje opublikowane w „Płaju” w roku 2012 roku - mówi Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. - Okazuje się, że w 1944 roku w obrębie gajówki bojówka UPA zamordowała żonę gajowego Hankusa - Kazimierę - i jego brata - Wojciecha.
Leśniczy wskazał miejsce
Prawdopodobnie ciała zamordowanych pochowano nieopodal zabudowań. Inicjatywę w sprawie poszukiwań śladów tej zbrodni podjęli leśnicy. W miejscu wskazanym przez Antoniego Flaka, leśniczego z Nadleśnictwa Lutowiska, przeprowadzono wstępne rozpoznanie. Po tym rekonesansie do działań przystąpili pracownicy rzeszowskiego oddziału IPN.
Dotarli do rodziny
Ostatnio dzięki pomocy dziennikarza Wojciecha Zatwarnickiego udało się dotrzeć do Marii Faron, wnuczki gajowego Kazimierza Hankusa, która potwierdziła fakty znane z przekazów rodzinnych.
- Hankusowie to przed laty rozbudowana leśna rodzina, której założycielem był leśniczy Franciszek Hankus, od 1903 roku zawiadujący dobrami Serwatowskich w Berehach Górnych i w Nasicznem - opowiada Edward Marszałek. - W służbie leśnej pracowali też jego synowie. Kilku członków tej licznej rodziny poniosło śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów, w tym dwoje właśnie w gajówce Jalinie.
Na początku grudnia pracownicy rzeszowskiego oddziału IPN, w ramach szerszego projektu ujawniania miejsc pochówków ofiar terroru UPA, przeprowadzili systematyczne badania gruntu georadarem. Takim specjalistycznym sprzętem dysponuje Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie.
- Wyniki mogą pomóc ustalić miejsce pochówku ofiar zbrodni, zaś przeszukiwanie dokumentów powinno przyczynić się do ujawnienia związanych z tym szczegółów - mówi Marszałek.
Obecnie teren dawnej gajówki leży w Bieszczadzkim Parku Narodowym; jego pracownicy wspierają poszukiwania.