Grywała hrabiny, królowe, wampirzyce, ale też prostytutki. Na co dzień stara się być elegancką, młodą kobietą, bo jak zapewniała, młodość przychodzi z wiekiem. Filigranowa, pełna radości życia - najpiękniejsza Ofelia Teatru Wybrzeże mieszkała pod lasem w Górnym Sopocie, w uroczej willi z początku wieku. Urodziła się przed wojną. Kiedy? O wiele za wcześnie - zapewniała aktorka. - Wiek nie jest ważny. Najpierw ma się młodość, potem osobowość - powtarzała.
Ile ma lat, długo pozostawało tajemnicą. Słynna jest anegdota, jak to Stanisław Michalski zaprosił ją przed laty do radia na „Godzinę z Krystyną Łubieńską” i spytał: A ile ty masz właściwie lat? Kiedy się urodziłaś? I usłyszał: Jak to kiedy? W 1410! Michalski oniemiał i odpalił: Ale przecież wtedy była bitwa pod Grunwaldem!
- No właśnie, ja mu na to, wtedy przyszłam na świat - odpowiedziała Krysia. - Znajomi, słuchając audycji, turlali się ze śmiechu.
Aktorką została, bo tak kazała jej mama, Maria z Glińskich, która jako młoda dziewczyna odwiedziła Warszawę i zachwyciła się Teatrem Narodowym. Wtedy postanowiła, że jeśli urodzi córkę, zostanie ona aktorką.
- Kiedy na egzaminie wstępnym Aleksander Bardini zapytał mnie, dlaczego zdaję do szkoły aktorskiej, odpowiedziałam, że mama mi kazała - opowiadała z uśmiechem się Krysia. - Pamiętam, że Jan Świderski omal nie spadł z krzesła ze śmiechu. I chyba dlatego zostałam przyjęta.
Zanim dołączyła do grona gdańskich artystów, przez kilka lat pracowała w teatrach wrocławskich, tam - w Teatrze Młodego Widza zadebiutowała w 1951 w Wodewilu Warszawskim. Po dwuletniej pracy na scenach dolnośląskich zyskała uznanie Zygmunta Hübnera, który zaangażował ją do zyskującego wówczas ogólnopolską sławę teatru w Gdańsku. Na scenie Teatru Wybrzeże pojawiła się po raz pierwszy 1 października 1958 roku, od razu jako Piękna Helena w sztuce Jeana Giraudoux 'Wojny Trojańskiej niebędzie".
Krysia pełna była niezwykłej pogody ducha, radośći i życzliwości wobec ludzi. Pewnego razu poprosiła: Krysiu, opowiedz raz jeszcze, jak byłaś Ofelią.
- To było dawno, dawno temu, kiedy Wajda zaczynał swoją wielką karierę - wspomina. - Grałam Ofelię u boku Edmunda Fettinga (Hamleta). Czy byłam zakochana w Fettingu? Nie! Durzyłam się wtedy szalenie w kimś innym. Lubiłam bardzo scenę obłędu, przeżywałam ją mocno. Z tamtych czasów mile wspominam występy z „Hamletem” w Czechosłowacji. Zniesiono nas ze sceny na rękach, przy ogromnych brawach. Krytycy pisali o tej roli: „Dojrzały warsztat aktorski w połączeniu z dziewczęcą, poetycką aparycją pozwoliły Łubieńskiej pokazać Ofelię, posłuszną córkę Poloniusza, damę na dworze królewskim, subtelną i kruchą, której dziewczęcy umysł nie dźwignął ciężaru nieszczęścia”.
- Krystyna potrzebuje teatru - opowiadał reżyser Adam Nalepa. Za każdym razem widzę, jaka jest smutna, zmęczona, zmarniała, kiedy nie gra. Wiemy, ile ją kosztuje codzienne przychodzenie na próby, jazda z Sopotu do Gdańska, ale gdy dostanie rolę, jest szczęśliwa, wtedy wręcz biega po scenie.
W „Czarownicach z Salem” padała z dziewczynami na podłogę, po dwóch, trzech próbach miała liliowe, poobijane kolana, ale nie oszczędzała siebie. Kiedy reżyserowałem „Nie-Boską komedię”, był pomysł, aby Chór zjechał na linie z galerii. Krystyna jako pierwsza powiedziała, że zjedzie - wspomina Adam Nalepa. - Mówi, że jest tak stara, jak Wieża Mariacka, ale swoim małym autkiem potrafi przebyć z Sopotu do Gdańska w kwadrans, a jeżeli włączyłyby się kamery, Krystyna przepłynęłaby kraulem z Sopotu na Hel i od razu z powrotem, by sprawdzić, jak wypadła na zdjęciach.
Jej role, większe i drugoplanowe, epizodyczne i najgłówniejsze z głównych zyskiwały jej uznanie i szacunek teatralnych znawców, a przede wszystkim popularność i sympatię trójmiejskiej publiczności. Recenzenci chwalili jej sceniczną wyrazistość i zmysłowość, szlachetność stylu i kunszt słowa, błyskotliwość i uwodzicielskie esprit. Krystyna Łubieńska niejednokrotnie gościła na srebrnym i szklanym ekranie, była również związana z teatrem radiowym, ale tym, co najbardziej współgra z jej temperamentem był jej, bezpośredni kontakt z publicznością. Kierując się słowami swojej mamy: „bogato żyj", Krystyna Łubieńska uczestniczy w niemal wszystkich imprezach kulturalnych w Trójmieście. Organizowała spotkania poetyckie, promowała początkujących twórców. Działa też społecznie, była członkiem licznych stowarzyszeń i klubów zajmujących się działalnością charytatywną.
