Obiekty znane jako NGC 4567 i NGC 4568 „właśnie” zaczęły się zderzać i za 500 mln lat utworzą pojedynczą galaktykę eliptyczną. Właśnie, tj. 60 mln lat temu, jako że obie galaktyki znajdują się w odległości około 60 mln lat świetlnych (rok świetlny to – bagatela – ok. 9,5 bln km) od Ziemi i tyle właśnie czasu ich obraz do nas docierał. Inaczej mówiąc, wydarzenie to miało miejsce ledwie 5 mln lat po wyginięciu dinozaurów. W skali astronomicznej to ledwie mrugnięcie okiem.
Jak na razie oba obiekty, których centra znajdują się w odległości 20 tys. lat świetlnych, zaczynają swój grawitacyjny taniec, zataczając coraz to mniejsze kręgi wokół siebie, aż w końcu za jakieś 500 mln lat utworzą jedną galaktykę eliptyczną. W miarę jak będą się do siebie zbliżać, dojdzie do gwałtownych procesów formowania się nowych gwiazd. Jednak ostatecznie gaz potrzebny do narodzin nowych słońc wyczerpie się i rozproszy, a procesy gwiazdotwórcze w końcu ustaną.
Podobna przyszłość czeka naszą Drogę Mleczną, kiedy w końcu zderzy się z galaktyką Andromedy, naszą najbliższą, a zarazem największą sąsiadką. Jednak nie nastąpi to jeszcze tak szybko. Jak przewidują astronomowie do wydarzenia tego dojdzie za jakieś 4 do 5 mld lat. Nawet w skali astronomicznej to całkiem długa chwila.
Obecnie halo, czyli powłoka gazu otaczająca galaktykę Andromedy, rozciągająca się na 1,3 mln lat świetlnych w naszą stronę, zderza się z halo Drogi Mlecznej. Dla porównania nasza galaktyka ma średnicę około 100 tys. lat świetlnych, zaś jej sąsiadka jest „jedynie” o 10 tys. lat świetlnych większa.
Mimo 2,5 mln lat świetlnych, które dzielą obie galaktyki, Andromedę można ujrzeć na naszym jesiennym niebie jako rozmyty obłok w kształcie cygara.
Naukowcy są jednak optymistycznie nastawieni w sprawie przyszłości Układu Słonecznego. Zderzenie galaktyki Andromedy i Drogi Mlecznej najprawdopodobniej nie naruszy naszego układu, jednakże może przemieścić Słońce i otaczające je planety w zupełnie nowe regiony, a nocne niebo na Ziemi może ukazać dotąd niewidziane, spektakularne widoki.
Źródło: CNN
