Czasem jesteśmy już tak sfrustrowani w pracy, że ciężko ukryć negatywne emocje. Powodów może być mnóstwo: przełożony, który na każdym kroku umniejsza nasze zasługi, notoryczny brak awansu lub podwyżki, rozgrywki personalne, natłok zadań, które nie przynoszą satysfakcji. Albo wszystko na raz.
Wreszcie czara goryczy się przelewa. Frustracja i złość narasta, a wtedy wystarczy byle zapalnik, by wybuchnąć. Lepiej jednak uważać! Zobacz, kiedy można pozwolić sobie na rzucenie pracy z hukiem.
Wybuch emocji niemal na pewno oznacza poważne konsekwencje na wielu polach. Nie dostaniemy referencji, możemy zniszczyć sobie reputację albo nawet – jeśli emocje porządnie wezmą górę – narazić się na konsekwencje prawne i finansowe.
6 zasad, które pomogą nam przetrwać w korporacji. Nie wystar...
Zdarza się, że rzucamy pracę nie dlatego, że nam się znudziła czy za mało zarabiamy, ale dlatego, że wydarzyło się coś, co godzi w nasz system wartości. Kiedy np. przełożony łamie prawo albo zachowuje się nie etycznie.
Jeśli sami jesteśmy osobą, która odkryła karygodne działania pracodawcy, nie musimy bawić się w konwenanse. W takiej sytuacji bowiem nie zależy nam na utrzymaniu z nim poprawnego kontaktu. Podobnie jeśli pracodawca traktował nas bardzo źle. Tu trzeba mieć jednak twarde fakty. Oczernianie byłego szefa bez podawania konkretów nie będzie dobrze widziane.
Warto przeczytać:
Niektóre zachowania są zwyczajnie nielegalne i ściągną na nas konsekwencje prawne, np.: niszczenie własności i danych pracodawcy, łamanie klauzul poufności poprzez wynoszenie informacji poza firmę, kradzież sekretów, klientów czy sprzętu, a także grożenie i przemoc.
Sytuacje, kiedy warto spalić za sobą mosty zdarzają się niezwykle rzadko. W końcu zawsze może być tak, że będziemy musieli pracować w tej samej firmie.
