Agenci Pentagonu kopią w lesie pod Kędzierzynem-Koźlem
Defense POW/MIA Accounting Agency to agencja Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych, której misją jest poszukiwanie amerykańskiego personelu wojskowego, który zaginął w akcji. Amerykanie hołdują bowiem zasadzie, że nigdy nie zostawiają swoich żołnierzy na polu walki.
Porucznik Lindell był dowódcą załogi amerykańskiego bombowca B-24 Liberator, należącego do 15. Armii Powietrznej Stanów Zjednoczonych. Zadaniem tej armii było bombardowanie zlokalizowanych w dzisiejszym Kędzierzynie-Koźlu zakładów chemicznych.
26 grudnia 1944 roku jego samolot brał udział w nalocie na zakłady IG Farben (Obecnie Grupa Azoty Zakłady Azotowe Kędzierzyn S.A.). Kilkadziesiąt sekund po zrzuceniu bomb samolot został trafiony ogniem artylerii przeciwlotniczej. Bombowiec przełamał się na pół i runął na ziemię.
Co się stało z załogą bombowca B-24 Liberator?
Jak się nieoficjalnie dowiedział portal nto.pl, agenci z Pentagonu przyjechali w okolice Kędzierzyna-Koźla. Niedaleko wsi Korzonek prowadzą prace poszukiwawcze, które mają dać odpowiedź na pytanie, co stało się z załogą Liberatora.
Amerykanie uzyskali informacje o miejscu katastrofy bombowca Liberator B-24 od Stowarzyszenia Blechhammer 1944, które od wielu lat usiłuje rozwikłać zagadkę losów załogi.
- Nie chcą rozmawiać o wynikach poszukiwań, tłumacząc to brakiem zgody przełożonych, mimo iż polska strona wielokrotnie okazywała wsparcie służąc wiedzą w tej sprawie - mówi portalowi nto.pl Sławomir Wilkowski, twórca kanału youtubowego Bunker King, w którym opowiada m.in. o historii drugiej wojny światowej z perspektywy wydarzeń na ziemi kozielskiej.
Co wiadomo o katastrofie? Jak ustalili członkowie stowarzyszenia Blechhammer 1944, samolot rozpadł się na kilka części. Kadłub spadł na słup wysokiego napięcia w pobliżu rzeki Bierawki. Ogon oderwał się od reszty kadłuba i spadł razem ze strzelcami pokładowymi na jeden z domów w Grabówce.
- Relacje świadków z czasów wojny mówią o kilku trumnach, które przywieziono na miejsce, w które spadł ogon samolotu - opowiada Wilkowski. - Mieszkaniec Grabówki opowiadał o szczątkach ludzkich, których kawałki wisiały na okolicznych drzewach. Do dziś nie wiadomo jednak, co stało się z ciałami dziesięciu lotników.
Niemieckie dokumenty, które potwierdzają zestrzelenie samolotu, znajdują się w posiadaniu Blechhammer 1944. Kanał Bunker King we współpracy ze stowarzyszeniem zamierza zrealizować film dokumentalny o historii załogi oraz wątkach dotyczących tego lotu.
Okoliczni mieszkańcy źle wspominają naloty
- Być może po materiale filmowym uda się dotrzeć do kolejnych osób które posiadają wiedzę na temat katastrofy - mówi Wilkowski.
Na początku roku w pobliżu miejsca katastrofy do członków ekipy Bunker King miał podejść starszy mężczyzna, który pytał, ile może dostać za informacje o szczątkach lotników. Starszy pan z satysfakcją wspominał o zestrzeleniu samolotu i z niechęcią wypowiadał się o amerykańskiej delegacji.
Wśród miejscowych mieszkańców pamięć o nalotach wciąż wywołuje bowiem wiele emocji. Ponieważ zakłady w Kędzierzynie i Blachowni były często zadymiane, bomby spadały na cele cywilne, siejąc śmierć wśród okolicznych mieszkańców.
