W sobotnie popołudnie Leicester City rozgrywał mecz z West Hamem na King Power Stadium. Lisy zremisowały z drużyną z Londynu 1:1, a kibice w spokoju opuszczali stadion. Jak zwykle po zakończonym spotkaniu z murawy wystartował też helikopter należący do właściciela kluby Vichaia Srivaddhanaprabhy, jednak maszyna chwile po wzbiciu się w powietrze, runęła na ziemię i stanęła w płomieniach.
Na miejsce zdarzenia bardzo szybko dotarły służby ratunkowe - straż pożarna i karetki pogotowia. Swoje wsparcie starali się też okazać fani, ale teren katastrofy został szybko zamknięty. - W pewnym momencie śmigła przestały się kręcić, a potem nastąpił wielki wybuch. Była ogromna kula ognia i wyglądało na to, że helikopter rozbił się w parku obok stadionu - wypowiedział się dla jednej z brytyjskich telewizji Ryan Brown, świadek zdarzenia i fotograf, który wcześniej był obecny na meczu.
Głos w sprawie zabrał rzecznik prasowy Leicester. - Wspieramy policję we wszelkich czynnościach związanych z incydentem w pobliżu stadionu. Klub wyda bardziej szczegółowe oświadczenie, kiedy pojawi się więcej informacji - przyznał. W niedziele BBC potwierdziło, że na pokładzie helikoptera znajdował się właściciel klubu. Stacja powołuje się na źródło zbliżone do rodziny biznesmena z Tajlandii. Informacje te za BBC potwierdziły też inne angielskie media.
Vichai Srivaddhanaprabha przejął stery nad Leicester w 2010 roku. W sezonie 2015/2016 klub biznesmena z Tajlandii dokonał rzeczy niemożliwej i rok po awansie z Championship, triumfował w rozgrywkach Premier League. Dziś znów kciuki trzyma za niego cała Anglia.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Ring Girls 2018. Zobacz najpiękniejsze dziewczyny!
Runmageddon na Kocierzu. Ekstremalny bieg
5. PZU Cracovia Półmaraton. Prawie 9 tys. biegaczy
Czy miasto dopłaci do stadionu Wisły 12 milionów?
Wisła. To był jeden z najczarniejszych dni w historii
Artur Płatek: Cracovia nie ma swojego kodu DNA